Krajobraz zawsze wpływał na moją wyobraźnię



... i sposób, w jaki słyszę muzykę – mówi Joan Shelley, gitarzystka i autorka piosenek folkowych z Kentucky. Jej ósmy album Like The River Loves The Sea [2019], to staranna, dwunastościeżkowa ekspedycja do świata natury i miłości, widziana z perspektywy upływającego czasu i zmieniających się czterech pór roku. Unikając duszpasterskich rekolekcji, Joan Shelley podąża akustycznym tropem współczesnych piewców gatunku, przemycając wszechstronne umiejętności w aranżacyjnych detalach, lirycznych teksturach i zrelaksowanej, czytelnej barwie głosu. 

W ciągu kilku ostatnich lat wokalistka wielokrotnie poddawała swoją muzykę przebudowie. Bardziej hałaśliwy, postrockowy album Electric Ursa [2014], sygnalizował modernistyczny zwrot ożywiony elektrycznymi gitarami i mocniejszym pulsem bębnów. Kolejne wydawnictwa dodawały do nagrań nowe, zaskakujące elementy a przedostatni projekt Joan Shelley z 2017 roku, zasilił Jeff Tweedy, w podwójnej roli gitarzysty i producenta.


Na Like The River Loves The Sea, amerykanka wspierana przez swoich wspólpracowników Jamesa Elkingtona i Nathana Salsburga, wraca do klasycznego folkowego brzmienia, sprowadzając aranżacje do bazowego instrumentarium, wzbogaconego sekcją smyczkową islandzkich sióstr Þórdís Gerður Jónsdóttir i Sigrún Kristbjörg Jónsdóttir. Tym razem, sesja nagraniowa miała charakter wyjazdowy i odbyła się w Reykjaviku, co wcale nie oznacza, że projekt jest poświęcony Islandii – wręcz przeciwnie, album kipi odniesieniami do ulubionych miejscówek w Kentucky, osadzających ballady Shelly, w sekretnych uroczyskach i intymnych zaułkach prywatnych odczuć, w miniaturze Haven, poetycko nazwanych "rajem przystrojonym ciepłymi barwami, wełnianym miejscem odpoczynku". 

Duże fragmenty płyty uosabiają wewnętrzny spokój. W nagraniach Teal i High on the Mountain melodie opadają niczym górski strumień, zachowując ożywczą świeżość i znajomą formę. Kilka piosenek mierzy temperaturę romantycznych uniesień w rytm zmieniających się pór roku, kiedy uczucia zderzają się z rzeczywistością i są buforowane przez siły natury. Opuszczony lemiesz, żniwa, susza, a potem powódź. Czasami pozostaje tylko nadzieja, wzajemne wsparcie i niezłomna wiara w odrodzenie.

Kompozycja The Fading, z udziałem Bonnie "Prince" Billy’ego, kieruje optymistyczne spojrzenie w stronę nieuchronnego końca wszystkiego. Joan Shelley, nazywa ten proces nieodgadnionym cyklem, który unosi się na łagodnej melodii zestawionej z gitarowych akordów i perkusyjnych szmerów. Cała ta cicha, otulająca muzyka działa, jak balsam – jest rodzajem kojącego wytchnienia. Gdy zechcesz, może zniknąć w tle. Może również stać się miłym uzupełnieniem spotkana przy lampce wina, lub czymś, co sprawi, że poczujesz się trochę lepiej, gdy cały świat nagle o tobie zapomni. 

Trzeba posłuchać: Teal, The Fading, The Sway, Any Day Now





Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Phil Paige

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz29 września, 2019

    Pokrzepiający zestaw ballad na czas opadania liści. Piosenki sprawdziłem na sobie - działają terapeutycznie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz