To zawsze smutne, gdy powszechnie lubiani artyści tracą wenę twórczą. Dla mnie Real Estate jest niemal podręcznikowym przykładem tego zjawiska. Ich trzy ostatnie płyty wykazywały zauważalny dryf na granice przeciętności, chociaż same w sobie były dość przyzwoite – zawsze z kilkoma wyróżniającymi się utworami. Problem Real Estate polega na tym, że wcześniejsze piosenki grupy zasadniczo krążyły wokół tych samych schematów, tylko lepiej skalibrowanych. W szczytowym okresie popularności płyt Days [2011] i Atlas [2014], sztuczka zespołu zasadzała się na tworzeniu całego roju lekkich jak piórko indie popowych melodii, w których byli jednymi z najlepszych, dzięki prostym tekstom i brzmieniu o natychmiastowej rozpoznawalności. Przystępując do odsłuchu płyty Real Estate – Daniel [2024] – aby uniknąć negatywnego toku myślenia, naprędce skonstruowałem wymijające zakończenie recenzji na wypadek, gdyby nowy album Real Estate okazał się czwartym z rzędu wydawnictwem grupy słabszym od poprz...
o muzyce z kulturą