Ellis



Linnea Siggelkow: Dorastałam jako chrześcijanka i byłam bardzo oddana wierze do późnej młodości, ale zaczęłam to kwestionować, kiedy dostałam się na uniwersytet. Od tego czasu staram się na nowo i na własną rękę zdefiniować kim jestem i co myślę o tych rzeczach, a te rozważania bardzo się przyczyniły do napisania piosenek na tej płycie. Po zakończeniu nagrywania nie czułam się tak, jak się spodziewałam. Myślałam, że będę podekscytowana, spełniona i dumna z siebie, ale prawdę mówiąc, czułam się bardzo wyczerpana. Im więcej myślałam o tym, dlaczego tak się stało, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że naprawdę oddałam się tej muzyce w całości. Czuję, że znalazłam jakieś zamknięcie i lepsze zrozumienie wszystkiego, nad czym wciąż muszę pracować."













W ramach licznych wciąż zmieniających się trendów rzeczą nagminną stała się powierzchowność zainteresowań. W czasach muzycznego nadmiaru ignorancja stała się zjawiskiem powszechnym. Fakt, że nie wszyscy artyści zostaną zapamiętani, nie budzi już żadnych emocji. Wąski margines ulotnych fascynacji pozostawia niewiele miejsca na wartościowe odkrycia. Czynników wyróżniających jest bardzo niewiele, szczególnie w mocno obsadzonym indie-rockowym tyglu. Wywodząca się z rodziny rosyjskich emigrantów kanadyjska piosenkarka Linnea Siggelkow nagrywająca pod pseudonimem Ellis, ryzykownie szuka przełomu tam, gdzie nie sposób zdobyć poklasku. Jej niezależna EPka The Fuzz [2018], była iskrzącym zbiorem toksycznych myśli i dezorientującego niepokoju. Pełnowymiarowy debiut Ellis Born Again [2020] wycisza dziewczęce emocje, przesuwając akcenty w stronę dojrzałej kobiecej wrażliwości.

To, co natychmiast uderza w Born Again, to atmosfera płyty. Podstawowym budulcem nagrań jest opalizujący dream-pop napędzany indie-rockowym silnikiem. Szkliste gitarowe riffy, dalekie pogłosy i mocne teksty wybrzmiewają nad wyraz profesjonalnie, sprawiają wrażenie idealnie scalonych, jakby Ellis robiła to od dziesięcioleci. Zasadniczo album można odczytać jako serię snów – sugestywnych winiet, które połyskują, mienią się barwami lirycznych uniesień i czasami opadają pod ciężarem kobiecych rozterek. Nagranie Pringle Creek otwierające album zastanawia się, czy związki mają ochotę kupować kwiaty tylko po to, by umarły, po czym implikuje efektowne gitarowe solo podnoszące emocjonalny status tekstu. Kompozycja jest rodzajem uwertury uwalniającej rozedrgany ton kolejnych dziewięciu piosenek, ucieleśniających upodobanie albumu do wciągających melodii, hipnotyzujących syntezatorów i gitarowych treli.

Marzycielska atmosfera nagrań jest nadrzędnym baldachimem, ale każda piosenka ma unikalną otoczkę, pozwalającą zachować odpowiedni dystans chroniący każdy utwór przed kakofonią postrockowego zmęczenia. March 13, to elegancka ballada na fortepian. Happy jest minutą przygnębiającej introspekcji przypieczętowanej słowami: Staram się jak najlepiej zapamiętać, że kiedyś nie byłam smutna … trudno przyznać, że czasem wciąż chcę umrzeć. Z kolei subtelny optymizm piosenki tytułowej wyrażonej wersem Wyciągnąłeś rękę i zaoferowałeś mi nowy początek, napawa radosnym optymizmem. Emocjonalne falowanie utworów Ellis trzyma słuchacza w napięciu i podąża w kierunku monumentalnych szczytów, co z pewnością ma miejsce w nagraniu Into the Trees. Ale być może najbardziej oszałamiający moment ma miejsce w finałowym utworze Zhuangzi's Dream, w którym wokalistka przechodzi od akustycznego sola, do palących syntezatorów wzmocnionych furią gitary elektrycznej. Oba instrumenty wybrzmiewają, jakby były zagubione w czasie, stopniowo pochłaniając jedną z najpiękniejszych ścieżek wokalnych na całej płycie.

Nie mam żadnych wątpliwości, że Born Again jest kilka długości przed konkurencją. To bezbłędny debiut, który – mam taką nadzieję, zaledwie dotknął powierzchni drzemiącego potencjału.






Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Stephanie Montani

Komentarze