Anatomia chaosu



Dwadzieścia pięć lat na scenie – ile współczesnych rockowych kapel tyle wytrzyma? Dwie i pół dekady muzycznej przemocy amerykańskiego duetu Lightning Bolt balansującego na granicy zdrowia psychicznego i dźwiękowej anarchii, jest świadectwem tytanicznej pracy na własnych warunkach i we własnym tempie, co szczęśliwie prowadzi nas do siódmego albumu grupy Sonic Citadel [2019]. Dla niewtajemniczonych Lightning Bolt to duet składający się z gitarzysty Briana Gibsona grającego na zmodyfikowanej gitarze basowej, uzbrojonej w dwie struny wyjęte z banjo oraz Briana Chippendale – perkusisty i wokalisty śpiewającego do słuchawki telefonu połączonego ze sceniczną maską, przez co jego teksty są świadomie zniekształcone i często niezrozumiałe. Obaj są niezwykle utalentowanymi muzykami – uczonymi przebranymi w hałas. Swoją unikalną interpretacją punk rocka podważający skostniały katalog reguł.

Nie ma wątpliwości, że sesja w całości nagrana w profesjonalnym studio Machines With Magnets dała muzykom duży margines swobody – dobrze słychać to w atmosferze płyty. Najciekawsze utwory zostały nagrane całkowicie spontanicznie, przy okazji uruchamiając melodyczny instynkt duetu. Utwór Blow To The Head otwierający album uderza natychmiast z pełną mocą. Pędzi jak szalony, jest niesamowicie chwytliwy i nadaje ton wszystkim jedenastu utworom. Air Conditioning ma zabójczy, zniekształcony basowy riff stale pompujący werbel i wokale. W połowie drogi, gdy dotyka kody, już nie wraca do głównego motywu. Powoli rozpuszcza się w dźwiękowym szaleństwie, ale wszystko jest powiązane tematycznie i kołysze niemal do ostatniej sekundy. Hüsker Dön't zawiera wystarczająco dużo miejsca, aby wokale Chippendale nabrały wyrazistości, podczas gdy Gibson koncentruje się na niskich tonach, grając w tradycyjny sposób. Nagranie bazuje na klasycznym rockowym riffie, który dominuje na jego tylnej połowie, przeskakując z jednego wątku na drugi. 

Na przestrzeni ostatnich lat Lightning Bolt wymyślił sposób, aby nieco opanować chaos. Ich kolejne płyty – przynajmniej częściowo, zawierały kompozycje fakturalnie zbliżone do piosenek, uwzględniały jakiś rozpoznawalny riff albo rytmiczny wzór do budowania muzyki. W przypadku Sonic Citadel tak jest nadal. Większość utworów daje słuchaczowi coś, czego można się trzymać. Wyjątkiem są tutaj kompozycje adresowane do fanów spragnionych intensywnych przerażających doznań. Nagranie Halloween 3 unika melodii, skrobiąc uszy stalowym gwoździem. Z kolei Bing Banger wydaje się być fonetycznym odpowiednikiem wielokrotnego uderzania w twarz. Bezlitosne walenie w bębny i natarczywe połamane riffy, najwyraźniej mają słuchacza zmiażdżyć. Z kolei Van Halen 2049 to klasyczny dziewięciominutowy jam duetu, który trzeba potraktować jak rozległy krajobraz dźwiękowy, nawiązujący do nieskrępowanego fermentu starszych nagrań zespołu.

Jak każdy album amerykanów, Sonic Citadel nie jest szczególnie przyjazny nowym sympatykom. Obecność kilku naprawdę chwytliwych utworów nie oznacza, że projekt jest łatwy i przyjemny w odbiorze. Ale słuchaczom chcącym ożywić jesienne wieczory spontanicznym szaleństwem, warto podrzucić cenną wskazówkę. Zacznijcie od: USA Is A PsychoAir Conditioning, Hüsker Dön't, Bouncy House. Reszta powinna przykleić się sama. 





Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Greg Cristman

Komentarze

Prześlij komentarz