Niemedialna muzyka słuchawkowa



W listopadowej kumulacji nowości płytowych bardzo łatwo jest ten album zgubić, a najpewniej zlekceważyć. Nie ma tutaj zbyt wielu utworów natychmiastowych, które zostaną z nami od pierwszego taktu. Ponieważ projekt jest złożony i ma wielowymiarowy charakter, słuchacz musi zainwestować dużo czasu, żeby odpowiednio się dostroić, a potem dotrzeć do wszystkich, często ukrytych warstw. Zatem, czy w dzisiejszym rozedrganym świecie, znajdą się jeszcze chętni gotowi podjąć wyzwanie w imię iluzorycznej nagrody, jaką jest fascynacja muzyką? Bo ta, w zamian za głębsze zainteresowanie potrafi się odwdzięczyć. Czasami, w zupełnie nieoczekiwany sposób. 

Finian Paul Greenall, brytyjski gitarzysta, kompozytor i producent muzyczny występujący pod pseudonimem Fink, konsekwentnie nie schodzi z obranego szlaku. Unikając medialnych pułapek nadmiernej popularności, od lat tworzy na własnych warunkach, z dala od rytmu, z dala od wyrazistej melodii. Nowy projekt Bloom Innocent [2019], pozbawiony elektronicznych ozdobników, poszukuje inspiracji w melancholijnej atmosferze naturalnego brzmienia. Cisza pomiędzy nutami jest sprzymierzeńcem większości nagrań. Na pierwszy plan wysuwają się detale i mikrowybrzmienia, a klasyczna struktura utworów obejmująca zwrotki, refren, oraz instrumentalne wypełnienie, nie ma tutaj większego zastosowania. 

Finian Paul Greenall: "Dźwięki ostatnio trochę się zagubiły. Pomyśl o świetnych płytach Pink Floyd, lub klasycznych płytach Radiohead. Tęsknię za tymi czasami, za dbałością o szczegóły, o krajobraz. Nie chodzi tylko o gitarę, bas, perkusję i klawisze. Chodzi o stworzenie atmosfery. Więc staraliśmy się, nie używać żadnych efektów, ani laptopa. A powód, dla którego jest osiem utworów a nie dziesięć, to dlatego, że chciałem, żeby wszystko było dobrze. Są inne nagrania, ale nie pasowały do tego świata, który stworzyliśmy w naturalny sposób." 



Ścisła współpraca z mistrzem konsolety studyjnej Markiem Ellisem, w roli współtwórcy i producenta, przełożyła się na przestrzenne, niemalże trójwymiarowe brzmienie płyty. Bloom Innocent, żyje całkowicie zanurzony w swojej nieziemskiej atmosferze, która raz za razem, rzuca na słuchaczy skuteczne zaklęcia. Utwór tytułowy otwierający album jest dobrym przykładem. Struny instrumentów smyczkowych wprowadzają molowy klimat, a potem zatrzymują się na uduchowionym wokalu Finka. Nagranie narasta powoli – najpierw tylko fortepian i instrumenty perkusyjne, dalej płacząca gitara elektryczna i rosnące bębny utrzymujące napięcie niemal do ostatniej sekundy. Dźwięki wszystkich instrumentów sprawiają wrażenie, jakby powstały z niczego. Są idealnie kontrolowane, pozostawiając mistyczne odczucie.

Potężnym orężem w muzyce Finka jest jego głos. Delikatny, zamyślony i jednocześnie szorstki, świetnie spożytkowany w magicznej kompozycji We Watch The Stars. Utwór ma wielowarstwowy charakter i podobnie, jak w nagraniach Out Loud, czy My Love’s All Ready There, w pełni wykorzystuje liryczną moc sprawczą. Once You Get A Taste, nieoczekiwanie wraca na ścieżkę melodii i rytmu, stając się tym samym najjaśniejszym punktem płyty. Dla tych, którzy lubią śledzić bogactwo struktur aranżacyjnych, szósty indeks Just Want A Yes, powinien dostarczyć dużo satysfakcji płynącej z zaskoczenia, co oznacza, że delikatna tkanka utworu, może nagle przekształcić się w ekspresyjne wydarzenie, w końcowym fragmencie pięknie wygaszone poetyckim wersem. Posępny ton nagrania Rocking Chair, twórca podkreśla monotonią powtarzanych słów "Deszczowe dni, deszczowe dni sprawiają, że znowu siedzę na moim bujanym fotelu". Za pośrednictwem poetyckich środków wyrazu, Brytyjczyk dyskretnie przypomina o zbliżającej się starości i ostatecznym przemijaniu wszystkiego, ale na koniec, zostawia nas z promykiem nadziei "Wkrótce słońce znów wróci".

Bloom Innocent, z satysfakcją dołączam do jesiennej kolekcji płyt specjalnej troski. Fink, domaga się szczególnego potraktowania. Listopadowy wieczór, ciepły koc i dobre słuchawki z pewnością ułatwią odkrywanie tego, co ulotne i nienamacalne.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 7/10
Photo: Tommy N. Lance

Komentarze

  1. Bartek Sikora06 listopada, 2019

    Najpierw spojrzałem na jakby znajomą okładkę, potem z wielką przyjemnością całej płyty posłuchałem i intuicyjnie wyciągnąłem z półki Laughing Stock - Talk Talk. To bardzo dziwne, ale czy masz podobne skojarzenia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na poziomie atmosfery i magii dźwięków, jak najbardziej.

      Usuń
  2. Przy tej płycie mam trochę mieszane uczucia. Ekstremalna monotonia dwóch ostatnich nagrań skutecznie gasi mój początkowy entuzjazm, tak jakby brakowało tutaj jakiegoś haczyka, czegoś, co bez problemu odnajduje w pierwszych sześciu utworach. Indeksy 1, 2, 3, doskonałe, bardzo spójnie się układają, po nich następuje powolny zjazd. Być może to album, nie dla wszystkich. Pobieżny przegląd recenzji i skrajnie różnych ocen, jakby potwierdza mój tok myślenia. Nie mam wątpliwości, że płyta znajdzie również zapiekłych wrogów. Dla mnie, 6 -7/10

    OdpowiedzUsuń
  3. Niewierny Tomasz06 listopada, 2019

    Bardzo mocno poruszył mnie We Watch The Stars. Nagranie przesłuchałem kilkukrotnie i do chwili obecnej nie wiem, co wywołuje u mnie, tak silną emocjonalną reakcję, bo właściwie przez pierwsze 5 min., nic szczególnego się nie dzieje, a potem ta eksplozja przecudnych akordów, które poruszają najczulsze struny i cały utwór ustawiają w zupełnie innym świetle. Cóż za aranżacyjny majstersztyk! Chciałem Ci serdecznie podziękować za ten album i recenzję. To prawda, co napisałeś w stopce. Muzyka potrafi się odwdzięczyć. W zupełnie nieoczekiwany sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa:)
      W Bloom Innocent, ciągle odkrywam coś, czego nie słyszałem wcześniej, szczególnie w nagraniach, które początkowo ignorowałem. W dwóch ostatnich "monotonnych" utworach o których wspomina Barry, główne akcenty przenoszą się na tekst i moim zdaniem, to w ich treści zawiera się cały zamysł. Nie mam wątpliwości, że wydawnictwo jest dość nietypowe, rozpuszcza się bardzo powoli a co zatem idzie, nie do wszystkich trafi, ale nastawić ucha naprawdę warto!

      Usuń
  4. Cztery lata temu moją uwagę na Finka zwrócił utwór Perfect Darkness, niesamowitą siłą oddziaływania. Od tamtego czasu, nie ma płyty na której nie odnalazłabym chociaż kilku utworów dla mnie ważnych. Fink nauczył mnie uważnego słuchania. W pełni się zgodzę, że na Bloom Innocent, trzeba się trochę postarać, otworzyć umysł, znaleźć czas i miejsce, ale przecież z jego muzyką i tekstami tak było zawsze. Dla mnie, to jedna z najciekawszych płyt bieżącego roku. Bez wahania wklejam mocne 8/10.

    OdpowiedzUsuń
  5. bezkresne nudy :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj koncert na który się wybieram. Bardzo ciekawy jestem zderzenia ze sceniczną rzeczywistością. Płyty słucham a właściwie uczę się jej na pamięć. Zdecydowanie moje klimaty.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz