Ewolucyjne rozterki Kevina Parkera



Na twórczość australijskiej formacji Tame Impala trzeba spojrzeć z nieco szerszej perspektywy, odpowiednio dostroić czas i miejsce. Kevin Parker – lider zespołu i główny bohater całego zamieszania, nigdy nie miał zamiaru koronować się na zbawiciela popkultury, ale wbrew własnej woli, tak właśnie się stało. Gdy na początku drugiej dekady gatunki muzyczne ewoluowały – rock przykryła fala elektroniki, a pop, niemalże w całości został pochłonięty przez hip-hop, Parker stał pośrodku tego wszystkiego z gitarą elektryczną w ręku. Od ostatniej płyty Tame Impala minęło pięć lat. W międzyczasie zmieniło się prawie wszystko. Nic więc dziwnego, że sukces ostatniego albumu Currents [2015], zaczął ciążyć na umyśle uzdolnionego Australijczyka. Jego projekty miały wiele twarzy – przytomnie dryfowały w czasie, od bluesowej debiutanckiej EPki z 2008 roku, poprzez nowoczesną psychodelię, aż po zręcznie zaimplementowaną elektronikę w ostatnich nagraniach. Teraz Parker chce, aby najnowszy projekt Tame ImpalaThe Slow Rush [2020] wykazywał ten sam poziom ambicji, a jednocześnie znalazł nić porozumienia ze współczesnym światem. 













Czy warto było czekać? W moim subiektywnym odczuciu – tak. Wygląda na to, że w pięcioletniej przerwie pomiędzy ostatnią a najnowszą płytą, istniały niekończące się ruchome części i konflikty wewnętrzne, które drżały w myślach Parkera – bo prawie godzinny The Slow Rush, wydaje się być refleksem każdego muzycznego nerwu w ciele artysty. Psychodeliczne pasaże gitary elektrycznej są już prawie nieobecne, ale na posterunku czeka coś równie intrygującego – dwanaście nagrań z mistrzowskimi uderzeniami elektroniki i pulsującego rytmu. Tak więc dla wielu sympatyków grupy, album może okazać się chwiejnym porankiem z pytaniem o wszystko, albo nic. 

One More Year jest stosunkowo bezpiecznym otwarciem i jednocześnie jedną z najbardziej osobistych piosenek Parkera. Gdy utwór ustabilizuje się rytmicznie, zastanawia się nad eterycznym połączeniem z miejscami poza studio i poza własną głową. Singiel Borderline wydany pod koniec ubiegłego roku, mimo drobnych przeróbek, ciągle potyka się o niedostatki refrenu, ale Lost in Yesterday, płynie już z nienagannym wdziękiem. Utwory Tomorrow’s Dust i Is It True, przywracają dawny blask rytmicznego boogie lat 80. Z kolei w Posthumous Forgiveness szybujący głos Parkera wychodzi daleko poza przestrzeń studia, gdy mówi ze szczerością do zmarłego ojca: postanowiłeś zabrać całą swoją magię do grobu. Ta rozległa, inspirowana Izaakiem Hayesem piosenka wkracza w inny wymiar, w którym wokalista zgłębia i łagodzi własne żale. Zresztą podobnych, lirycznie bystrych spostrzeżeń album przemyca znacznie więcej. Nie jesteś już taki fajny, jak kiedyś, śpiewa do siebie w It Might Be Time, ale nie uważa tego za szczególny problem i ozdabia nagranie brzmieniem klawiszy, jakby żywcem wyjętych z rąk Rogera Hodgsona z Supertramp. Wycieczki w zawoalowaną prywatność stanowią integralną część tajemnicy The Slow Rush – wydawnictwa, które medytuje raczej o niedokończonych procesach, niż nieuniknionych celach. 

Jeśli chodzi o kontynuację mocarnej serii albumów Tame Impala, The Slow Rush to znacznie więcej niż solidny zwrot. W płynnej czasami niezdecydowanej, ale perfekcyjnie wyprodukowanej strukturze nagrań wyczuwa się ożywcze pragnienie pójścia w nowym kierunku. Ten zespół z pewnością, nie jest wybawcą rocka. Oni są już w innym miejscu. 





Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Global Net

Komentarze