Magiczna siła trójki



Numerologiczna trójka jest fantastycznym gawędziarzem. Potrafi opowiadać różne historie całymi godzinami. Nie ma przy tym znaczenia, czy opowiada coś z własnej przeszłości, czy dzieli się aktualnymi doświadczeniami. Być może powodem gadulstwa trójki jest jej potrzeba wyrażenia siebie w jakiejś twórczej formie. Opowiadanie historii to jeden ze sposobów, ale o wiele lepiej będzie, kiedy trójka zajmie się działalnością artystyczną. I tutaj dochodzimy do sedna numerologicznego wywodu, bo w przypadku australijskiej formacji The Necks wszystko się zgadza: trzyosobowy skład, wielopłytowe muzyczne gadulstwo, a nawet tytuł ich najnowszej płyty Three [2020].

Three to trzy dynamiczne utwory i trzy duże kroki do przodu, mające za sobą erę kameralnych transów napędzanych formalnym i emocjonalnym minimalizmem czyniącym z Australijczyków jedną z najbardziej ekscentrycznych formacji jazzowej awangardy. Im więcej czasu mija, tym bardziej The Necks staje się podatny na eksperymenty. Choć na kilku ostatnich płytach ograne wzorce interakcji zostały zakłócone, metronom oszalał, a wzajemne relacje weszły na nowy poziom muzycznego dialogu, ciągle jesteśmy w stanie podążać za licznymi metamorfozami grupy, telepatycznie rozpoznając charakterystyczny odcisk Chrisa Abrahamsa, Tony Bucka i Lloyda Swantona.

Bloom, czerpiąc z przecinających się tradycji jazzu, improwizacji i ambientowych fascynacji, uderza natychmiast rytmicznymi kaskadami perkusji dopełnionej kolekcją strzelistych fortepianowych akordów. Nagranie jest intensywne, prawie niezauważalnie zmieniające się na osi czasu. Poruszając się po rozległym, niezmiennym krajobrazie przypomina metaforę długiej podróży. Ponieważ kompozycja nigdy nie chwyta się żadnej powtarzającej się frazy, ciągle trzyma w napięciu, pozostawiając słuchacza z pytaniem, co może wydarzyć się tuż za rogiem? 

Kontrastowo Lovelock wraca na ścieżkę muzycznego wycofania. Nagranie jest powściągliwe i oddalone. Zabłąkane partie fortepianu kluczą, jakby szukały punktu zaczepienia w fabularnej magmie zimnych dźwięków, przypominających chaos nieziemskich przestworzy niemający ani początku, ani końca.

Finałowy utwór Further, pod wieloma względami jest prototypowym kawałkiem The Necks. Nagranie jest swobodne, bujnie zaaranżowane. Zbudowane na nietypowym metrum 5/4, kołysze lekkością pianistycznej wypowiedzi Chrisa Abrahamsa, która wraz z upływem czasu zwiększa intensywność. Nie ma tutaj postrockowego katharsis, ani free-jazzowej kulminacji. Utwór rozwija się stopniowo i tak delikatnie, że prawie nie zauważamy niebiańskich pomruków organów łączących oba instrumenty w coś bardziej intensywnego. Tylko The Necks tak elegancko potrafi czarować formą, która wydaje się być prosta a przecież wcale tak nie jest.

Three to intensywna przygoda dla wtajemniczonych, ale też idealne wprowadzenie dla słuchaczy będących na początku drogi. Album wielokrotnie przesłuchany odkryje przed nami wiele tajemnic – a przy okazji, wciąż żywy, sprawnie działający organizm z umiejętnościami, o których wielu muzyków może tylko pomarzyć.





Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 8/10
Photo: Global Net

Komentarze

  1. Bartek Sikora04 kwietnia, 2020

    65 minut, które mija nie wiadomo kiedy. Further sprawił, że domowa kwarantanna stała się mało ważnym incydentem - świetna rzecz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrwałości i zdrowia życzę!

      Usuń
    2. Bartek Sikora04 kwietnia, 2020

      Dziękuję. Zostało jeszcze trzy dni - jakoś wytrzymam.

      Usuń

Prześlij komentarz