Dycha na karku

 


Rok, w którym tak wiele się zmieniło, a tak niewiele się wydarzyło mamy już za sobą. Jednak powrót do względnej normalności i ożywienie kultury masowymi imprezami nadal stoi pod dużym znakiem zapytania. Wybór spośród setek, jak nie tysięcy płyt wydanych w ostatnich dwunastu miesiącach, do pewnego stopnia maskuje kryzys w branży muzycznej, ale bezpośredniego kontaktu artystów z fanami, z całą pewnością nie zastąpi internetowy live stream. I tak dochodzimy do metalowej formacji Deafheaven z San Francisco, której grudniowy album koncertowy 10 Years Gone [2020], nie jest albumem koncertowym w dosłownym znaczeniu tego słowa, a raczej formą rekompensaty związanej z blokadą i niemożnością odbycia planowanej trasy koncertowej, z okazji dziesięciolecia zawiązania grupy.

Deafheaven uwielbiany przez niezależną prasę za progresywne łączenie ekstremalnego metalu z shoegaze i post-rockiem, w czasie przymusowego zawieszenia zaoferował fanom osiem utworów wyjętych z własnej dyskografii, ponownie przepracowanych w formule sesji studyjnej live, we współpracy z wieloletnim producentem Jackiem Shirley. Sympatykom twórczości Deafheaven, album daje szanse wnikliwego przestudiowania ścisłej współpracy kompozytorskiej członków zespołu, ale też zauważalnej ewolucji związanej ze zmianami personalnymi. Sama lista nagrań jest interesująca, ponieważ niekoniecznie są to największe hity, a raczej starannie opracowana refleksja na temat różnych aspektów brzmienia grupy.

 

Otwierający płytę From the Kettle Onto the Coil, natychmiast uderza ścianą dźwięku, którego wyśmienita klarowność umożliwia analityczne wejrzenie w głąb nagrania. Bardzo dobre wrażenie pozostawia czternastominutowa wersja utworu Vertigo. Kompozycja szczególnie mocno akcentuje rolę perkusji – co wcale nie jest takie powszechne w nagraniach studyjnych, nadzwyczajną śpiewność gitar oraz potęgę wokalu. Wszystko zderza się tutaj ze sobą, dając wspaniały efekt. Pierwszym utworem z ostatniej płyty jest świetnie wykonany Glint. Klimat piosenki wiernie nawiązuje do oryginału, a melodyjność gitar zdaje się wychodzić na jeszcze wyższy poziom. Z kolei The Pecan Tree, graniczy z utratą kontroli nad bezlitosną furią piosenki, trwale zespoloną z zapierającą dech w piersiach dokładnością. To jeden z tych utworów, który dzięki licznym zwrotom akcji i umiejętności łączenia linii melodycznych z wokalnym szaleństwem, stworzył ekscytującą wizję przyszłych wydawnictw grupy. Finałowe nagranie Dream House, traktuję niezwykle sentymentalnie, może dlatego, że to był pierwszy numer amerykanów jaki usłyszałem i kawałek, który otworzył mi oczy na ich kultowe dzieło, Sunbather [2013]. 

10 Years Gone, to godna próba rozwiązania złożonego problemu; dać fanom coś w ciągu roku, w którym otrzymali tak niewiele, a jednocześnie odrobić straty, bez uciekania się do pośpiesznie skrojonej kompilacji największych hitów. Album Deafheaven jest dobrze przygotowaną podróżą przez pierwszą dekadę zespołu, ale pełna hala i tłum nieobliczalnych sympatyków … no cóż, zostawmy ten temat na lepsze czasy.
 

 


Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7.4/10
Photo: Glide Magazine

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz10 stycznia, 2021

    Brawo! ... nie ma to, jak wskoczyć w Nowy Rok razem z "drzwiami"

    OdpowiedzUsuń
  2. < kantor wymiany >12 stycznia, 2021

    A ja wypatruję już pierwszych nowości. Na razie, jakaś dziwna cisza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak z grubsza podliczyłem, w styczniu szykuje się około setki premier. Trzech z nich właśnie słucham - wszystkie bardzo ładne, więc recenzje piszą się same. Wysyp płyt ważnych przewidziany jest na trzeci i ostatni piątek stycznia. Trochę cierpliwości!

      Usuń

Prześlij komentarz