Opowieść prowincjonalna

 


The Killers jest typowo amerykańską kapelą. Grupa, której podejście do indie rocka ociekało neonowym przepychem Las Vegas, zawsze była świadoma bliźniaczych aspektów amerykańskiego snu – tęsknotą za postępem związanym z przytłaczającą wagą codzienności. Gdy świetnie przyjęty album Imploding The Mirage [2020], starannie przygotowany pod dużą trasę koncertową zablokował pandemiczny wstrząs, muzykom zespołu nie pozostało nic innego, jak anulować projekt i podliczyć straty, uginając się pod ciężarem zmartwień i dyskomfortu.

Najnowsza płyta The KillersPressure Machine [2021], obejmuje więc zupełnie inną przestrzeń. Brandon Flowers – frontman zespołu, wykorzystał swoje rodzinne miasto Nephi w stanie Utah, aby podczas zamknięcia stworzyć realistyczny portret amerykańskiego życia na prowincji. Rezultatem jest zestaw jedenastu utworów, przypominających fabularne opowiadania. Nagrania spięte klamrą autentycznych wypowiedzi mieszkańców tworzą szczery do bólu obraz Nephi, który podkreśla jego ujmujące cechy, jak również destrukcyjne zjawiska trzymające ludzi w ciągłym napięciu. 












Całe doświadczenie zaczyna się od sześciominutowego West Hill, który może być najciekawszym kawałkiem, jaki The Killers kiedykolwiek nagrali. Gitara akustyczna, ponure smyczki i narastająca dramaturgia, jest mrocznym kuratorem nerwowej atmosfery. Powietrze stoi nieruchomo – jak cisza przed burzą, skrywając grzechy miasta próbującego ukryć swoje sekrety. Utwór Quiet Town, uchyla rąbka tajemnicy przedstawiając osadę bogobojnych, ciężko pracujących ludzi o dobrych intencjach, którzy starannie maskują narastający kryzys opioidowy. Odniesienia do "spreengstinowskiego", spojrzenia na amerykańską rzeczywistość są tutaj nieuchronne i surowym realizmem cofają nas do takich płyt jak: Born To Run [1975], czy chociażby Nebraska [1982]

Przejmująco cicha ballada Terrible Thing, opowiada o osobistym dramacie młodego człowieka, będącego na skraju samobójstwa z powodu nietolerancji i odrzucenia. Błagalne argumenty, nie mogą się tutaj przebić przez wrogi konserwatyzm miejscowej społeczności, która pozbawia swojego mieszkańca prawa do życia. Ale na Pressure Machine, wyprodukowanym przez Shawna Everetta i Jonathana Rado z Foxygen, pojawiają się również luźniejsze tematy. Oparty na czysto folkowej nucie, duet Brandona Flowersa i i Phoebe Bridgers w Runaway Horses, na krótko wyprowadza słuchacza poza nawias mrocznych dramatów Nephi.

 

Ostatecznie, zakreślony na Pressure Machine obraz umierającego, amerykańskiego miasteczka koncentruje się wokół cyklicznych, dobrze rozpoznanych wzorców. Jest codzienna przyziemność klasy robotniczej i toksyczne zależności napędzające walkę o przetrwanie – a my, jesteśmy mimowolnymi świadkami tego, co właściwie sprawia, że życie tkwi w koleinach – tych trumnach na całe życie. Ten wstrząsający obraz trudnej sytuacji, w jakiej znalazło się wiele prowincjonalnych regionów USA, jest uniwersalny dla całego świata. Dokumentując roztrzaskane marzenia Nephi, Brandon Flowers stworzył mocarną glebogryzarkę, której zawsze pożądał – i jak na ironię, pojawia się ona w chwilach cichej refleksji, a nie w światłach rampy stadionowego rocka. Pressure Machine to bogate, satysfakcjonujące, ale też ciężkie doświadczenie i chyba najbardziej progresywna płyta w dyskografii The Killers.



Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Danny Clinch

Komentarze

  1. < kantor wymiany >18 sierpnia, 2021

    Nigdy nie byłem wielkim fanem The Killers, ale ich szanowałem, obserwowałem, miałem nadzieję
    i chyba doczekałem w ich wykonaniu solidnej płyty z fiksacją małego miasteczka opisanego dobrymi tekstami. Tak sobie słucham tych piosenek i wciąż nie mogę uwierzyć, że The Killers napisali coś tak szczerego, bezkompromisowego, a jednocześnie wciągającego. Poza tym, fajnie się słucha nagrań inspirowanych twórczością Bruce Springsteena. "Runaway Horses" z udziałem Phoebe Bridgers,
    za każdym razem wyciąga mnie z domu na rowerową wycieczkę za miasto. Po prostu miło jest posłuchać takiej płyty na koniec wakacji - nawet, gdy ma słodko-gorzki posmak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym Springsteenem to ciekawa sprawa, bo kiedy słucham powyższego numeru Quiet Town, myślę, że wystarczyłaby tam zwykła podmiana głosów, ale będę wredny i po bliższym osłuchaniu mam wrażenie, że Tom Petty miałby tu lepsze wyczucie, zarówno w rytmie tekstu, jak i melodii. Nie wchodząc w szczegóły, album zupełnie przyzwoity!

      Usuń

Prześlij komentarz