Uważnie obserwujcie moje ruchy


Kurt Vile, nie jest już członkiem zespołu The War On Drugs. To, że ludzie przechowują jeszcze w pamięci mylne skojarzenia, jest w pełni zrozumiałe, bo duch nieobecnego gitarzysty wciąż stoi na straży brzmienia tej utytułowanej, amerykańskiej formacji. Ale trzeba też przyznać, że solowa kariera Kurta Vile, nigdy nie odeszła zbyt daleko od nostalgicznej twórczości The War On Drugs. Jego spokojna, nasiąknięta psychodelią gra na gitarze, nieprzerwanie zachowuje nadrzędny status. W obrębie najnowszej produkcji Kurt Vile (Watch My Moves), instrument muzyka nabiera jeszcze większej śmiałości. Utwory Vile'a są cierpliwe i metodyczne. Rozwijają się stopniowo. Zachęcają do uważnej obserwacji tego co dzieje się w tekstach, zanim swobodnie przejdą do gitarowego solo lub sennej cody, która może być wdzięczną zapłatą za uważność lub ciężki dzień pracy.












(Watch My Moves) odnajduje swój początek w krótkiej miniaturze zagranej na domowym pianinie. Goin on a Plane Today jest bardzo prosty, wręcz celowo naiwny. Bas wpada na chwilę do pokoju, ale zostaje zdmuchnięty przez dominujące rogi. Taka jest też muzyka Kurta Vile’a – sprytnie ukryta w małych, zabawnych, niezdarnych eksperymentach. Fałszywie nastrojone gitary czy zbyt krzykliwy rytm Bossa-novy, a tuż obok klasycznie folkowy lub progresywny utwór, z konserwatywnym punktem widzenia.

Zamiłowanie Vile’a do klasycznych struktur piosenek Bruce'a Springsteena nadal odgrywa istotną rolę w twórczości gitarzysty. Muzyk zostawił za sobą etap bezwstydnego kopiowania i teraz, po niedawnej przeróbce utworu Downbound Train, odważniej sięga po kolejny cover Bossa. W nagraniu Wages of Sin pierwotna żywiołowość piosenki otrzymuje zwiewną, uduchowioną tonację i jeszcze mocniej przekracza uwodzicielskie granice. Płatna miłość w hotelowych pokojach, z narkotykami w tle, ukrytym poczuciem winy i panicznym strachem przed przyłapaniem. I tym właśnie, Kurt Vile różni się od bezpiecznie ustawionego geniuszu The War On Drugs. Jego solowa twórczość jest odważniejsza, czasami niegrzeczna a przez to bardziej ludzka.

Tęsknotę za większą złożonością aranżacyjną wynagradza utwór Palace of OKV in Reverse. Fundamentem nagrania są przestrzenne, odpowiednio zniekształcone efekty gitarowe, na które nakłada się niejednoznaczne, w poły psychodeliczne marzenie senne Kurta Vile’a. Podobny charakter utrzymuje nagranie Like Exploding Stones, przez które nieśmiało przebija się ścieżka saksofonu tenorowego Jamesa Stewarta. Więcej rockowych barw przemyca solidny Fo Sho, chociaż tutaj mam wątpliwości czy utwór stanie się jeszcze lepszy, przesadnie podrasowany efektami studyjnej konsolety.

 

Na szczęście w duecie z Cate Le Bon pojawiają się oczyszczające zmiany harmoniczne. Jesus on a Wire jest oskarżeniem piętnującym bezsensowne bitwy religijne ze zmęczonym Jezusem w roli ikonicznego nadzorcy, który bez wysiłku potrafi wydobyć nas z głębokich podziałów. Przeżywany smutek ilustruje optymistyczne, gitarowe poklepywanie po ramieniu. Jest w tym jakaś nieopisana przyjemność, kiedy Kurt Vile na moment porzuca swój kiepski wokal i pozwala mówić błyskotliwej gitarze. Czasami album przebija się przez krótkie chwile stylistycznego chaosu, ale na koniec zostawia nas w pogodnym nastroju klimatycznej ballady Stuffed Leopard, zanurzonej w mglistych odcieniach współczesnego nurtu Americana.

Im głębiej Kurt Vile wchodzi w swoją karierę, tym bardziej jego proces twórczy wydaje się bawić uzyskanymi wynikami. (Watch My Moves) zaprasza nas do prześledzenia introspektywnej podróży opartej na szerokiej palecie brzmień, nieco zabłąkanych instrumentalnych żartach i osobistych tekstach śledzących każdy ruch artysty. Sedno tego rezonansu znajdziemy w utworze otwierającym płytę, w którym Vile z zapałem intonuje: "Lecę dzisiaj samolotem / Wypiję piwo i przeklnę moje imię / Do zobaczenia po drugiej stronie / Albo na asfalcie, albo w zaświatach / Sprawy stają się trochę dziwne / Mój umysł jest zamglony, moja pamięć jest niejasna", tym samym konfrontując własną śmiertelność z niepokojem, zaszytym w magii codziennego życia. Muzyk bardzo stara się stworzyć długi, różnorodny, bezkompromisowy album, co sprawia, że w kilku jego punktach można chwilowo stracić orientację. Moja rada jest taka, żeby pominąć najsłabsze, nic niewnoszące nagrania, takie jak Kurt Runner i skoncentrować się na kluczowych utworach płyty, których głębia, z całą pewnością zadowoli doświadczonych słuchaczy.

 


Virgin Records, 2022
Foto: Warm Audio

Komentarze

  1. Mam dosyć mieszane uczucia. Z jednej strony świetne piosenki i zaczarowane gitarowe przeploty, a z drugiej wokal wołający o pomstę do nieba, bo facet tak fałszuje, że aż uszy więdną. Nie wiem, może taka ma być uroda projektu, ale jeśli zgodnie z tytułem płyty mam bacznie obserwować wszystkie ruchy muzyka, to zdecydowanie wybieram jego gitarę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale "Stuffed Leopard" zaśpiewany głosem Lou Reeda brzmi naprawdę słodko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. < kantor wymiany >18 kwietnia, 2022

    To chyba takie celowe małe niechlujstwo, bo w trakcie mojej dzisiejszej wyprawy nad jezioro Dobrzyckie większość nowych piosenek Kurta zabrzmiała wyjątkowo luzacko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzałem na YT - piękna okolica i blisko Krakowa.

      Usuń
    2. < kantor wymiany >18 kwietnia, 2022

      Szczególnie wiosną i późną jesienią.

      Usuń

Prześlij komentarz