Obiekty towarzyszące



Horse Lords to skomplikowane zagadnienie. Muzyka amerykańskiego, czteroosobowego kolektywu obecnie rezydującego w Niemczech, wymyka się łatwym klasyfikacjom. Tytuł ich najnowszej płyty Comradely Objects [2020] w pewnym sensie pasuje do stylu grupy, której własna odmiana "rockowości" przenika matematyczna dyscyplina łamiąca gatunkowe schematy. Wszystkie próby wyłowienia inspiracji mają tutaj głębokie uzasadnienie, ale za każdym razem zderzają się ze ścianą niedomówień, ponieważ zespół jest silnie odporny na tropy – w Comradely Objects, nawet bardziej zauważalnie niż na poprzednich płytach.

Co równie istotne, Horse Lords nie usiłuje za wszelką cenę sprzedać swoich umiejętności. Wyraźnie słychać, że zabawa konwencją sprawia im dużą przyjemność. Każde z siedmiu instrumentalnych nagrań żyje w swoim czasie i przestrzeni. Krzyczy z pasją. Płonie zadziwiającą integralnością pozostawiając słuchaczy z uczuciem zadowolenia, ale też nieodpartej ciekawości, co przyniesie kolejny utwór. Klasyczny skład zespołu: gitara, bas, perkusja i saksofon uzupełnione elektroniką, daje spore możliwości operowania nastrojem, co amerykanie skrzętnie wykorzystują. Zauważalną cechą brzmienia grupy jest sposób miksowania nagrań wyrównujący ścieżki instrumentalne każdego z muzyków. Wyraźny brak lidera działa tutaj na korzyść. Sprawia, że instrumentaliści na równi dzielą się swoimi pomysłami, a wszystkie idee naturalnie podporządkowują się pracy zespołowej. Tak ustawiona formuła działa nad wyraz przekonująco.

Zero Degree Machine otwierający Comradely Objects, wyłania się z rajskiego ogrodu motywem perkusyjnym czerpiącym z krautrockowych schematów. Nieparzyste metrum stopniowo uzupełnia ścieżka klawiszy, gitary i basu. Kiedy w hipnotyzujące powtórzenia włącza się saksofon, nagranie osiąga moment szczytowy, po czym łagodnie wraca do punktu wyjścia. Wątek krótkiej pętli zbudowanej na bazie klawiszy Korga wykorzystuje również nagranie Mess Mend. Radosna melodia szybko przechodzi w coś, co przypomina afrykańskiego bluesa Tauregów. Poszukująca gitara Owena Gardnera cementuje to skojarzenie, podobnie jak uwodzący motyw rytmiczny niedający chwili wytchnienia.

Z kolei atmosfera utworu May Brigade, podąża w zupełnie w innym kierunku. Kompozycja napędzana krzykliwym, postpunkowym saksofonem Andrew Bernsteina, odważnie próbuje przedostać się terytorium free jazzu. To rzadka chwila dźwiękowej kakofonii, w matematycznie rozpisanych aranżacjach Horse Lords. Krótka miniatura Solidarity Avenue jest wstępem do najdłuższej i najbardziej abstrakcyjnej kompozycji Law of Movement. Tępo brzmiący przydźwięk zmieniający amplitudę, zdaje się pełnić funkcję zagadkowego obiektu idealnie opisującego tytuł nagrania i płyty. Na jego obrzeżach syntezatorowe drony, bas i perkusyjne wzburzenia budują intrygującą panoramę zależności wartą głębszego przestudiowania. Energicznie pulsujący Rundling na chwilę przywraca znajome elementy powtórzeń, natomiast finałowe nagranie Plain Hunt on Four, zadziwia wielowarstwowym przeplotem gitary, klawiszy i perkusji zorganizowanych wokół metrum, którego wielu zaawansowanych słuchaczy nie byłoby w stanie powtórzyć.

Do Comradely Objects można podchodzić wielokrotnie i za każdym razem znaleźć coś, czego nie słyszało się wcześniej. W środku jest wiele paradoksów, niejasnej złożoności, ale wszystko ma sens: rockowe progresje, jazzowe wypady, bluesowe tropy są jedynie impulsem do dalszych poszukiwań. Horse Lords funkcjonują we własnym świecie – są pilni, krnąbrni i niewiarygodnie skupieni.




RVNG Intl., 2022
Foto: Horse Lords

Komentarze

  1. Najbardziej zdyscyplinowany zespół, jaki słyszałem od czasu pamiętnej płyty Matthew Tavaresa & Lelanda Whitty’ego - Visions, wydanej dwa lata temu.

    OdpowiedzUsuń
  2. bądźmy kwita10 listopada, 2022

    w kilku fragmentach nawet ...

    OdpowiedzUsuń
  3. < kantor wymiany >11 listopada, 2022

    Comradely Objects przyniósł mi dzisiaj więcej satysfakcji niż rodzimy Skalpel, który moim zadaniem "całkiem ładnie" rozmienił się na drobne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz