Pisząc o muzyce Yves Tumora, łatwo jest popaść w banał. Jego historia przypomina rozrzedzoną wersję klasycznego rock'n'rollowego marzenia. Jako Sean Bowie dorastał w konserwatywnej miejscowości Knoxville w stanie Tennessee, na wskroś przesiąkniętej rasizmem i nietolerancją. Jako dwudziestolatek szybko ewakuował się do Kalifornii, gdzie poznał wpływowych ludzi, którzy przez kolejną dekadę wprowadzili obiecującego debiutanta w zawiłości przemysłu muzycznego. Już pod pseudonimem artystycznym Yves Tumor nagrał cztery głośne płyty, działając na skrzyżowaniu eksperymentalnych brzmień i unikatowej sztuki haute couture. Na przełomie ostatnich dziesięciu lat artysta poprzez zaułki sceny alternatywnej odbył prawdziwie kreatywną podróż. Jest modelowym przykładem dzieciaka z prowincji, który odniósł międzynarodowy sukces dzięki tytanicznej pracy i artystycznej bezkompromisowości. Wyzywający, buntowniczy image artysty unika jasnych deklaracji stylistycznych, pozostaje również nieczuły na umizgi snobistycznej pop-inteligencji, próbującej zawłaszczyć jego twórczość.
Piąty album Praise A Lord Who Chews But Which Does Not Consume; (Or Simply, Hot Between Worlds) [2023], jest wyraźną deklaracją stadionowych ambicji Yvesa Tumora. To natychmiastowa, współczesna muzyka pop, z ożywczym poziomem zarówno artystycznej inwencji, jak i integracyjnej szczerości zanurzonej w idealnie kontrolowanym chaosie. Osobliwa, glamowa okładka płyty świetnie koresponduje z deklarowaną niebinarnością artysty. Sugeruje popową przygodę, a jednocześnie puszcza oko do rockowej zwyczajowości. Luźno żongluje konwencją zawieszoną gdzieś pomiędzy Davidem Bowie, Prince i Grace Jones.
Na Praise A Lord… bez trudu znajdziemy wiele znakomicie wykonanych utworów pop regularnie flirtujących z niedorzecznością. Szczerze mówiąc, jest w tym wszystkim trochę naiwnej swawoli, która byłaby nieuprawniona, gdyby nie mroczne podbrzusze aranżacji i wywrotowa inteligencja pisania piosenek. Tumor akcentuje tutaj swoje upodobania twórcy myślącego riffem przechylającym się w stronę basu, którym zarządza Gina Ramirez. Na jego wyolbrzymionym pulsie, zbudowana jest potęga utworów: Lovely Sewer, Operator czy Fear Evil Like Fire. Produkcją zajął się Noah Goldstein, wielokrotny zdobywca Grammy, a zarazem człowiek-instytucja odważnie patrzący w przyszłość.
Foto: YT screenshot
Kwintesencja koszmarnej brzydoty współczesnej popkultury, ale może czegoś nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńNie wiem, co kolega ma na myśli. Jeśli chodzi o image Tumora, proponuję szerokim łukiem omijać zdjęcia i teledyski, a bardziej skoncentrować się na jego muzyce, bo według mnie miejsce w tegorocznej dziesiątce najbardziej ambitnych płyt gość ma raczej pewne.
Usuńbezsprzecznie
OdpowiedzUsuńWielki talent, szerokie horyzonty i fantastyczna produkcja - trzy w jednym.
OdpowiedzUsuńPełna zgoda.
UsuńEksperymentalny pop. Niezupełnie to, za czym teraz się rozglądam, ale podoba mi się.
OdpowiedzUsuńChyba na coś takiego czekałam :)
OdpowiedzUsuń