Koncepcja, tytuł i kluczowe fragmenty projektu Depeche Mode – Memento Mori [2023] były już gotowe, zanim klawiszowca i współzałożyciela grupy Andrew Fletchera pokonała nagła choroba. Ale mroczny tytuł płyty wisiał nad twórczością zespołu niezależnie od biegu wydarzeń. Biorąc pod uwagę oś czasu, teraz wszystko wydaje się o wiele cięższe. Depeche Mode zredukowany do głównych członków Dave'a Gahana i Martina Gore’a, ponownie zanurza się refleksyjnej stylistyce i szuka pocieszenia w tej samej ciemności, co cztery dekady wcześniej. Jednak nie jest to prosty powrót do atmosfery sprzed lat. Memento Mori próbuje odnaleźć miejsce w zastanej rzeczywistości. Brzmi bardziej intymnie, a przy tym bezpośrednio i naturalnie. Pokazuje dwóch pogodzonych mężczyzn po sześćdziesiątce, z bliznami po personalnych bitwach, przeglądających sztubackie zdjęcia z początku kariery i mentalnie wracających do świata, którego już nie ma. Smutek i śmiertelność zawsze były częścią kanonu Depeche Mode, ale teraz programowa melancholia grupy nabrała wyjątkowej intensywności.
Wystarczy rzut oka na okładkę, czarnobiały teledysk czy pobieżny przegląd tytułów nagrań Memento Mori, żeby zauważyć dominujące elementy gotyckiej estetyki. Rozrzucone po całej płycie utwory o duchach, duszach, duchowych przewodnikach i śmierci, zostały nagrane w warunkach covidowej izolacji. Nawet głęboki tembr głosu Gahana, wydaje się mieć teraz mroczniejszą barwę. Czas jest ulotny... wszyscy się teraz żegnają – śpiewa na pierwszym singlu Ghosts Again. Wprawdzie katalog Depeche Mode jest po brzegi wypełniony podobnymi sentencjami, ale ładunek emocjonalny piosenek, nigdy wcześniej nie wybrzmiewał tak depresyjnie jak teraz.
W nagraniu Caroline's Monkey duet przechodząc w narrację opartą na kilku postaciach, przemyca historię własnych słabości. Chodzi o uzależnienie, uczucie złudnej przewagi szybkiej naprawy błędów nad długoterminowym rozwiązaniem. Mroczną siłę tekstów wzmacnia zimne brzmienie elektroniki. Migotliwa, oparta na powtórzeniach klawiszowa tekstura piosenki Wagging Tongue, zanim stanie się drugoplanowym dopełnieniem ścieżki wokalnej, przypomina sampel wyjęty z wczesnych nagrań zespołu Kraftwerk. W piosence My Favorite Stranger ta brzmieniowa zuchwałość jest jeszcze bardziej skoncentrowana. Uaktywnia podobny efekt, ale z dodatkiem ożywczych szczegółów.
Memento Mori obejmuje wiele motywów charakterystycznych dla brzmienia Depeche Mode, bez uszczerbku dla ogólnej spójności płyty. Ghosts Again i Never Let Me Go zostawiają miejsce na głębszy oddech i kuszą przebojowymi riffami zbliżającymi utwory do synth-popowej estetyki połowy lat 80. Z kolei poczucie rozproszenia w zamykającym album Speak to Me, przechyla się w stronę zgrzytających dysonansów; jest świadectwem funkcjonalnych relacji Gore'a i Gahana, nawet przy braku rytmicznych akcentów. Uniwersalne motywy śmiertelności, miłości, wiary, oddania, niepokoju; garść popowych perełek i coś, co wydaje się odrzuceniem stadionowych właściwości poprzednich nagrań, tylko dokłada płycie atutów. To tak, jakby covidowy brak kontaktu z publicznością, wyzwolił w zespole determinację do pogłębionej współpracy, a wszystko z przewodnią myślą o najlepszym przyjacielu.
Columbia Records, 2023
Foto: Anton Corbijn, screenshot
Trochę mnie razi przytłaczający mrok Memento Mori, ale nie jestem w stanie ocenić tej płyty po wstępnym przesłuchaniu. Pierwsze odczucia: znakomicie uchwycony wokal, jeszcze lepsza produkcja przy zauważalnym braku utworów wybitnych.
OdpowiedzUsuńSzybko mi ten album rośnie. Zawiera wszystko, za co szanuję DM. Mocny końcowy akord na wypadek, gdyby miała to być ostatnia płyta zespołu :)
OdpowiedzUsuńW żadnym razie nie ma tu mowy o jakiejś kompromitacji, ale zawartość płyty trochę mnie rozczarowała, może chodzi o grobową atmosferę, jednostajność i brak bardziej optymistycznych akcentów. Z drugiej strony medialne opakowanie projektu łącznie z teledyskiem, robi spore wrażenie.
OdpowiedzUsuńjak to dobrze, że zakończyłem przygodę z objawieniami weteranów. niech spoczywają w pokoju na półce z płytami, w swoich najlepszych wcieleniach
OdpowiedzUsuńOj tam, DM kochają miliony. Jestem pewny, że w kilka minut wyprzedadzą stadiony na całym świecie i to jest prawdziwa miara ich wielkości.
OdpowiedzUsuńJakoś tak bez entuzjazmu...
OdpowiedzUsuńNo cóż, starzeją się chłopaki, zresztą my też. Starość się Bogu nie udała.
OdpowiedzUsuńA my czekamy na przyszłotygodniowe notowanie brytyjskiej listy Official Album Charts Top100. Jesteśmy ciekawi, czy DM dobije do jedynki, którą obecnie zajmuje U2.
OdpowiedzUsuńJeśli już to na fali sentymentu, jak w przypadku U2
Usuń