Energia punkowych petard



W 1993 roku chwilę po wydaniu debiutanckiej EPki amerykańska formacja Rancid stała się ważną częścią sceny rockowej Berkeley w Kalifornii, związanej z klubem 924 Gilman Street oraz lokalną wytwórnią Lookout Records, mającą już w ofercie platynowy album Green Day. W 1994 roku, kiedy w USA undergroundowy punk rozbił szklany sufit oddzielający narastające zjawisko od głównego nurtu, Rancid handlował szczerą, a zarazem najbardziej ulotną walutą: autentyczną ekscytacją. Kluczowe płyty zespołu Let's Go [1994] i … And Out Come The Wolves [1995], przemówiły do szerokiej publiczności prostymi tekstami i ekspresyjnym brzmieniem. Na dłuższą metę, nie powinno to trwać dłużej niż kilka sezonów, ale stało się zupełnie inaczej. Potwierdzeniem niesłabnącej witalności Rancid jest fakt, że wciąż istnieją.


Dziesiąty album Rancid Tomorrow Never Comes [2023], nie traci nic z programowej zadziorności. Pod opieką etatowego producenta większości płyt Rancid – Bretta Gurewitza, nagrania kwartetu zachowują ideową wierność klasycznej strukturze punkowych piosenek: bardzo krótkich, lirycznie zwięzłych, gwałtownych, czasami skręcających na terytorium ska, w żadnym razie niezwalniających tempa. Po raz pierwszy Tim Armstrong, Lars Frederiksen, Matt Freeman i Branden Steineckert skupili się wokół jednego tematu. Szesnaście utworów Tomorrow Never Comes z zapałem przypomina o historycznych aspektach piractwa na pełnym morzu, dla którego ekstremalna przygoda i przestępczość jest jedyną opcją. W pewnym sensie główny motyw nagrań uzupełniony o wymiar społeczny dobrze koresponduje z etyką współczesnej sceny punkowej, co gwarantuje akceptację, posłuch, a zarazem świetną zabawę.

Album składa się z szeregu piosenek błyskawicznych. Konstrukcja niektórych nagrań, takich jak Mud, Blood, and Gold, zawiera tylko jednominutowy refren. Szczerze mówiąc, to działa. Zmusza zespół do pozbycia się aranżacyjnego nadmiaru i przekierowania uwagi na natychmiastową energię punkowych petard. Przywiązanie do bezkompromisowego rzemiosła oznacza, że Rancid stali się żywym punktem odniesienia dla nowego pokolenia muzyków darzących ich twórczość zasłużonym szacunkiem, którego nie doczekało wiele kapel lat 90. 




Epitaph, 2023
Foto: Atiba Jefferson

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz30 czerwca, 2023

    Wyszło odwrotnie niż sugeruje tytuł płyty. Jest moc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Browiec i mocno podkręcony piecyk aż się tutaj proszą.

      Usuń
  2. Barry N.Y.C01 lipca, 2023

    Muszę przyznać, że nieźle się chłopaki trzymają

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz