Yoshitsune



Jakiś czas temu postanowiłem zrezygnować z publikowania własnych oraz dostępnych niemalże wszędzie grudniowych podsumowań, ale w poszukiwaniu płyt zagubionych temat śledzę, chociaż od kilku lat daje się zauważyć, że pod nieustannym naporem nowości, część magazynów muzycznych bilans roku omawia już na marginesie bieżących wydarzeń – a tych wciąż nie brakuje.  

Tak na dobrą sprawę nie spodziewałem się tej płyty. Yoshitsune [2023] jest kreatywnym rozwinięciem podróży muzycznej, którą kolektyw PoiL Ueda zapoczątkował wiosną ubiegłego roku, łącząc elementy średniowiecznej muzyki japońskiej heikyoku i shōmyō z europejską odmianą avant-rocka. Płyta kontynuuje opowieść zapoczątkowaną poprzednim dziełem, tym razem skupiającą się na burzliwej historii XII-wiecznego dowódcy wojskowego Minamoto no Yoshitsune.  

Kolaboracja Junko Uedi – japońskiej wokalistki klasycznej i mistrzyni lutni satsuma biwa z czwórką nieokrzesanych francuskich rockmanów, o których debiucie szerzej pisałem tutaj, spotkała się z szerokim uznaniem, ale półgodzinna formuła poprzedniej płyty dla wielu słuchaczy okazała się zbyt krótka. Yoshitsune naprawia ten błąd, oferując bardziej rozbudowane kompozycje nasycone różnorodnością nastrojów i brzmień. 


Od samego początku album epatuje niezwykłą atmosferą. Trzyczęściowy utwór Kumo otwierający płytę, natychmiast przenosi słuchacza do centrum wydarzeń, wprowadzając niepokojący nastrój eskalowany nietypowym przeplotem instrumentalnym biwy, gitar, elektroniki oraz żywiołowych wybuchów perkusji, swobodnie krążących wokół japońskich skal wokalnych Junko Uedi. To ekscentryczne zróżnicowanie zdaje się być stylistycznym kręgosłupem całego przedsięwzięcia i towarzyszy nam do końca płyty. Jednak w utworze Omine-san zachodzi wyraźna zmiana tonu, z obrotowym, leniwie poruszającym się riffem gitary tworzącym meandrującą atmosferę wspomaganą miarowym taktem bębnów i metalicznym połyskiem dzwonków.  

Kompozycja Yoshino wprowadza elementy zaskoczenia energicznymi liniami instrumentalnymi, które składają się w coś niekonwencjonalnego. Zmienność tekstur podkreślają tutaj syntezatory, dodające kompozycji osobliwego wymiaru. Z kolei medytacyjna Ataka przyciąga uwagę oszczędną aranżacją, podkreślającą unikalny wokal i technikę gry na biwie. To moment, w którym album zwalnia tempo, dając dużo miejsca intymności skupionej na artystycznym mistrzostwie Uedy. Dwuczęściowy utwór Koko zmierza do finału, łącząc techniczną biegłość z dramatycznym wokalem Uedy i destrukcyjną instrumentacją PoiL. Wprawdzie przemieszczanie się między smutkiem a gwałtowną przemocą jest fundamentem całej płyty, to jednak w tym miejscu nagranie osiąga szczytową głębokość emocjonalną. 

Yoshitsune sprawia wrażenie kolejnej odważnej wyprawy na unikalne muzyczne terytorium, które w zasadzie nie powinno się wydarzyć. Album łączy w sobie techniczną precyzję, nieprzewidywalność eksperymentu i narracyjny kontekst, tworząc kompleksową artystyczną wypowiedź zdolną oczarować sympatyków ambitnych, niekonwencjonalnych brzmień.
 



Dur et Doux, 2023
Foto: I'ts Psychodelic Baby Magazine

Komentarze

  1. Progresywne harce na styku dwóch kultur. Naprawdę warto!

    OdpowiedzUsuń
  2. < kantor wymiany >16 grudnia, 2023

    Ten bas i obłędne bębny w "Kumo" od razu mnie kupiły.

    OdpowiedzUsuń
  3. bądźmy kwita21 grudnia, 2023

    a jednak do debiutu mam większy sentyment

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz