Nic dwa razy się nie zdarza



"Mam wrażenie, że dostaję od losu więcej, niż na to zasługuję." 


To nie jest głos, który rzuci na kolana. Powabny i ciepły, ale o niewielkiej skali, choć profesjonalnie wykształcony. Umiejętności pianistyczne na poziomie umożliwiającym koncertową improwizację. Znakomita większość repertuaru opiera się na roztropnie dobranych coverach klasyki jazzu i muzyki popularnej. Na drugim planie, znakomity zespół muzyków towarzyszących, zaproszeni goście i pełen twórczej pasji kanadyjski producent David Foster w roli strażnika aranżacyjnego perfekcjonizmu. Nie jestem więc zaskoczony, że miesiąc po premierze najnowsza propozycja Diany KrallWallflower [2015], pokryła się złotem. Tak przecież jest zawsze. 













Artystka kojarzona do tej pory z estetyką bliską muzyce jazzowej, tym razem postanowiła szerzej otworzyć drzwi popkulturze, adoptując na własne potrzeby dwanaście znanych piosenek z repertuaru: The Mamas and the Papas, The Carpenters, The Crowded House, Eagles, Eltona Johna, Boba Dylana i Paula McCartneya. Większość utworów otrzymała zupełnie nową oprawę muzyczną, która przykuwa uwagę, ale budzi też zastrzeżenia. Wyczerpanie formuły – to główny zarzut artykułowany przez część międzynarodowej prasy muzycznej, oraz co bardziej wymagających odbiorców twórczości Diany Krall, przywykłych do magii płyt doskonałych: When I Look in Your Eyes [1999] i The Look of Love [2001]. 

Mimo wszystko Wallflower da się przetrwać dzięki kilku solidnym fragmentom: kompozycji tytułowej z efektownymi gitarowymi wstawkami Blake'a Millsa, ballady zaśpiewanej w duecie z Bryanem Adamsem Feels Like Home. Potem, naznaczony bluesowym idiomem Operator (That's Not The Way It Feels) i przekształcona w nieśpieszną bossa-novę kompozycja I Can't Tell You Why z fortepianowym solem wokalistki w środkowej części utworu. Tym samym Diana Krall bezsprzecznie udowadnia, że nagrywanie chwytliwych coverów za każdym razem może przynieść duży sukces komercyjny, ale czy artystyczny? Tutaj, targają mną pewne wątpliwości. 

Dla pikanterii dodam, że wkrótce album kanadyjskiej megagwiazdy zderzy się z podwójną konkurencją. W ostatnim dniu marca, premiera nowej płyty znaczącej osobowości sceny brazylijskiej, Eliane Elias –  Made in Brazil [2015], a tydzień później, desant ze Stanów i najnowsze wydawnictwo jazzowej potęgi Cassandry Wilson –  Forth By Day [2015]. To niespotykany splot okoliczności prowokujący otwartą konfrontację, gdzie wygranymi mogą być tylko słuchacze.





Archiwum, 2015
Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Global Net / Press

Komentarze