Wrzesień kołysze bossa-novą



Chyba nie jest kwestią przypadku, że muzyka ważna dociera do nas pod koniec roku, tuż po wakacjach, kiedy chłodnawy zefirek szybko przywraca trzeźwość umysłu i racjonalne spojrzenie na rzeczywistość. Ucieszyła mnie niezmiernie premiera nowego albumu Eliane EliasLight My Fire [2011]. Nagrania pięknie wkomponowały się w scenariusz rozpisany przez pierwsze oznaki kalendarzowej jesieni, a standard Rosa Morena otwierający płytę, uruchomił lawinę wspomnień. Nie bez przyczyny, bowiem wszystko wskazuje na to, że fani bossa-novy będą wkrótce świętować pięćdziesięciolecie powstania gatunku. To dobra okazja, żeby najpierw przypomnieć krótką, ale jakże wymowną finałową scenę z filmu Marcela CamusaCzarny Orfeusz [1959], z pierwszy raz zapodanymi taktami bossa-novy – wówczas zupełnie nowej odmiany muzyki brazylijskiej, a wszystko za sprawą ścieżki dźwiękowej Antonio Carlosa Jobima. Potem, koniecznie trzeba posłuchać Charlie Byrd & Stan Getz Jazz Samba [1962] – płyty kluczowej dla rozwoju i popularyzacji bossa-novy w Stanach, jednocześnie albumu będącego znakomitym przykładem asymilacji gatunku przez środowisko muzyków jazzowych. To właśnie wtedy jazz pokochał bossa-novę, a bossa-nova pokochała jazz. Nagrania z tej właśnie płyty rozpaliły w Ameryce i na całym świecie ogień totalnego szaleństwa, którego punktem kulminacyjnym, było odpalenie dwa lata później prawdziwej torpedy – nieśmiertelnego albumu Getz/Gilberto/Jobim [1964], z mega hitem The Girl from Ipanema.













Pół wieku bossa-novy i w jakimś sensie zupełnie niewytłumaczalna żywotność gatunku, zobowiązuje. Jak sądzę, Eliane Elias przystępując do pracy nad nową płytą, miała tego pełną świadomość. Najnowszy album wydaje się być wielkim powrotem do źródeł. Po efektownym, ale moim zdaniem nazbyt sterylnym, aranżacyjnie przesłodzonym zestawie Bossa Nova Stories [2008], tym razem otrzymujemy pakiet nagrań mocno naznaczony atmosferą lat 60; utworów klasycznych w formie, ze standardami muzyki brazylijskiej, jak również ciekawymi przeróbkami przebojów The Doors – Light My Fire, oraz Steve Wondera – My Cherie Amour. Bez problemu daje się zauważyć wyeksponowany fortepian wokalistki – co w przypadku Eliane Elias jest zawsze pożądanym zabiegiem. Ciepło brzmiące gitary, lekko podbity bas, oraz perkusjonalia charakterystyczne dla okolic Rio, dopełniają całości. 

Ale pod zgrabnymi zabiegami akustycznymi, w warstwie muzycznej czai się coś jeszcze. Z jednej strony naturalna elegancja podszyta erotyczną nutą, z drugiej – drapieżny pazur, który momentami przybiera formę niczym nieskrępowanej improwizacji zupełnie odjechanej i puszczonej na żywioł. Przywołam tutaj finałowy fragment kompozycji Aquele Abraco. Myślę, że to jeden z najciekawszych fragmentów płyty, trafnie oddający istotę bossa-novy – muzyki, która z emocjami zawsze miała wiele wspólnego. Zauważalne poluzowanie klimatu większości utworów jest zasługą znakomitych gości Eliane Elias. W nagraniu wzięli udział: gitarzyści – Romero Lubambo i Oscar Castro Neves, basista Marc Johnson, perkusiści Paulo Braga, Marivaldo dos Santos, oraz Gilberto Gil i Amanda Brecker na wokalu. Praktycznie wszyscy wymienieni muzycy są gwarantami nie tylko brazylijskiego temperamentu, ale i niespotykanego kunsztu, co w sposób odczuwalny przekłada się na poziom całej płyty. Płyty wyjątkowo spójnej, satysfakcjonującej w każdym jej aspekcie.





Archiwum, 2011 
Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 8/10
Photo: Cortesia

Komentarze