Fear Inoculum



Na Fear Inoculum [2019] – pierwszym albumie Tool od trzynastu lat, zespół pozostaje zdecydowanie przeciwny cyfrowo skalibrowanemu światu, choć paradoksalnie, czerpie z niego pełnymi garściami. Amerykanie nadal zacierają granice między sztuką, psychodelią, metalem i rockiem progresywnym z nieskrępowaną biegłością. Żelazne zobowiązanie do wykreowania odrębnej tożsamości, już trzykrotnie wypracowało formacji nagrodę Grammy i stworzyło potężną armię fanów, którą trudno pomylić z kimkolwiek innym. Ci, którzy czekali na nową płytę, znajdą wiele radości wśród siedmiu podstawowych kompozycji Tool. W wersji cyfrowej album rozrasta się do dziesięciu utworów, a w wersji CD BOX, sympatycy grupy mogą liczyć na dodatkowe materiały ekstra.



Tool nigdy nie podążał za strukturami muzyki pop, ale charakter i brzmienie Fear Inoculum, zaskakuje bezproblemową dostępnością. Utwór tytułowy zaczyna się od stopniowo narastającego motywu, powoli przekształcanego w monumentalne dzieło ponurego piękna. Tak, dramat wciąż jest tutaj obecny – mrok czai się tuż pod powierzchnią, ale brzmi, jakbyśmy zbliżali się do czasu apokalipsy z szerokim uśmiechem. Pneuma przenosi słuchacza z niejasnej, bliskowschodniej przygody muzycznej opartej na psychodelicznych plamach syntezatorów, do ekspansywnych linii gitar przemiennie przechodzących przez bluesowo-rockowe eksplozje lat 60, progresywne zajawki lat 70, i agresywny metal z lat 80 – a wszystko razem, przypomina szwankujący wehikuł czasu kwestionujący własne działanie.

Utwór Invincible, rozpoczyna się od rozbrajająco efektownych wokali i gitar. Gdy dochodzi do porywającego ataku perkusji i basu, odczuwamy uderzające piękno przypominające leśną oazę w środku strefy wojennej. Kompozycja Descending, eksploruje schematy, z których Tool jest dobrze znany. Nagranie porusza się w różnych kierunkach harmonicznych i rytmicznych, ale zamiast chaosu, pojawia się uczucie dokładnie kontrolowanej złożoności. To wartościowe doświadczenie podobne do dźwiękowego kubizmu – sprawia wrażenie, jakby słuchacze słyszeli kilka punktów widzenia na raz. 

W nagraniu Culling Voices odnajdujemy frontmana Majnarda Jamesa Keenana śpiewającego frazy, które wydają się podważać – ale nie łamać zasad zachodnich prawideł tonalnych. Legion Inoculant – jeden z dodatkowych utworów, to krótki projekt dźwiękowy kreujący upiorną atmosferę napędzaną niskimi basami i narastającą masą filtrowanego ludzkiego głosu; muzyka unosi słuchacza, ale nigdy nie wciąga do konkretnego świata. Równie tajemniczy jest Chocolate Chip Trip. To sugestywne, kinowe przeżycie, które trudno kategoryzować. Możemy powiedzieć, że są dzwony, dzwony w nawiedzonej dzwonnicy, albo w lochu. Gdyby to był film, wiedzielibyśmy, że za chwilę stanie się coś strasznego. Tool jest ekspertem w wywoływaniu tego rodzaju epickich momentów, ale zespół również udowadnia, że wciąż potrafi ostro przyłoić. W nagraniu 7empest gitarowy motyw przewodni nagle ustępuje miejsca trashowemu szaleństwu – nieokiełznanej złości wymykającej się spod kontroli.

Cyfrową wersję albumu zamyka Mockingbeat – utwór, rodzący też pytania: po pierwsze, gdy album się kończy, sugeruje ciszę? Czy może jest to zaproszenie do zauważenia naturalnych dźwięków otoczenia? Po drugie, czy ptaki śpiewają? A może to iskrzące, stalowe koła zębate, może to stado wściekłych wilków drapie do naszych drzwi? Zarówno Mockingbeat, jak i cały album jest nieprzebytą drogą, która prowadzi nas w dowolnym kierunku. I może o to chodzi – bo pobieżne doznania, nie są zwykle tym, czym się wydają; pod powierzchnią czai się więcej. Jak powiedział japoński mistrz Zen, Dōgen Kigen: "Nie oczekuj niczego, niczego nie szukaj i niczego się nie chwytaj. Dla świata życie nie jest równaniem matematycznym do rozwiązania; jest zaproszeniem do myślenia i odczuwania, a nie do podążania za sugestiami innych". 





Ocena: ✪✪✪✪✪✪☆☆☆☆ 6/10
Photo: Global Net

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz30 sierpnia, 2019

    Punkt za zdrowy dystans do muzyki. Z takiej perspektywy zawsze lepiej słychać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek Sikora30 sierpnia, 2019

    I mój punkt, za mądrą puentę, która ucina wysyp skrajnie emocjonalnych komentarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie podoba mi się ten album. Nie jestem w stanie dokładnie określić, co sprawia, że aż tak bardzo się irytuję przy słuchaniu tej muzyki. Mam wrażenie, że jest w tym coś nijakiego, fałszywego, pozbawionego siły lub prawdy; i nie jestem w stanie otrząsnąć się z tego wrażenia. Wszystko jest schematyczne, płaskie, cyfrowe, do bólu rozciągnięte, nudne. Utwory brzmią tak, jakby sztuczna inteligencja została nakarmiona 10 000 Days i kilkoma ścieżkami dźwiękowymi Hansa Zimmera, a potem to wygenerowała wykoślawionym algorytmem:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z pewnością, nie jest to płyta dla oczekujących ogni piekielnych. Dopiero po kilku przesłuchaniach Fear Inoculum, dostrzegłem dominującą rolę elementów rocka progresywnego w większości nagrań, co nawet mi pasuje. Mam jedynie zastrzeżenia do nadmiernego rozciągnięcia niektórych motywów, które powodują szybki efekt znużenia i skutecznie przykrywają Toolowe ataki szaleństwa - a tych przecież nie brakuje. Jest tak, jak napisałeś. Pod powierzchnią czai się więcej. Trzeba tylko odnaleźć właściwą ścieżkę, wyłączyć emocje i dać się zaprosić do myślenia i odczuwania.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz