Buntownicy z wyboru



Jeśli grupa rockowa ma ambicję dołączyć do krótkiej listy najważniejszych zespołów wszechczasów, może to zrobić na kilka sposobów: powoli rozwijać swoje umiejętności, wydać doskonały debiutancki album i resztę swojej kariery spędzić na odcinaniu kuponów od sztandarowego sukcesu, ale może też zacząć z mistrzowskim przytupem tylko po to, żeby w krótkim czasie być jeszcze lepszym. Wraz z przebojowym albumem Dogrel [2019], obecnie najważniejsza kapela rockowa zielonej wyspy Fontaines DC, już na wstępie sprawiła dużą niespodziankę, szerokim łukiem omijając pierwszą opcję. Pod wprawną ręką producenta Dana Careya debiut Irlandczyków połączył chmurny, mieszczański liryzm z napiętym rytmem i zaczepnym, indywidualnym brzmieniem – porywającym i jednocześnie rozpoznawalnym, co sprawiło, że w ubiegłym roku trudno było zespołu nie zauważyć. 

Na drugiej płycie Fontaines DCA Hero’s Death [2020] grupa sporo ryzykuje, w kilku punktach odważnie zmieniając wcześniej wypracowany styl. Post-punkową, jak dotąd jasno zdefiniowaną manierę pokryły rozmyte warstwy gitar i zaokrąglone krawędzie. Spontaniczny ton nagrań teraz często dotyka warstwa zimnego melancholijnego mroku, wprowadzając do piosenek dublińczyków nowo odkrytą złożoność. 

W początkowych uderzeniach złowrogiego utworu I Don't Belong otwierającego album, zmiana jest wyraźnie słyszalna. Rytm jest luźniejszy, gitary iskrzą matowymi kontrapunktami a przygnębiony głos Griana Chattena sprawia wrażenie, jakby szukał usprawiedliwienia w oparach alkoholowej mgły. Kolejowa motoryka Love is the Main Thing w duecie z oddaloną ścieżką gitary Howarda, stanowi oprawę dla najbardziej nawiedzonego wokalu frontmana jak do tej pory. Natomiast podstawą nagrania Televised Mind jest mulisty bas, energiczny puls gitar i liryczna powtarzalność zbudowana na wersie That's a televised mind, który jest dodatkowym napędem dla zaokrąglonego dudniącego rytmu. Dla odmiany krótka ballada Oh Such a Spring, to rodzaj efektownej miniatury przywołującej tajemniczą nostalgię spod znaku Davida Lyncha.


Często dyskutowany wpływ The Beach Boys pojawia się w utworze tytułowym, tyle tylko, że to upiorny widmowy Beach Boys oparty na bezcielesnych harmoniach i wątpliwych, afirmujących życie sentymentach. Niesamowita intensywność Living in America z jego nierównymi skurczowymi uderzeniami gitary i energicznym rytmem, wydaje się być główną atrakcją płyty – zresztą podobnie jak utwór I Was Not Born. Album zamyka stopniowo narastający kawałek No, który jak na moje ucho mocno wkracza na terytorium Oasis. 

O ile brytyjski Idles – zespół, do którego bardzo często porównywany jest Fontaines DC, na drugiej płycie zdecydował się przemycić więcej tego samego, to Irlandczycy postawili podjąć ryzyko, subtelnie modernizując swoje brzmienie. Nie są to zmiany rewolucyjne, ale na tyle zauważalne, żeby wywołać reakcję prasy muzycznej i fanów. Trzeba przy tym jasno przyznać, że wprowadzona korekta wcale nie stępiła programowej zadziorności zespołu. Jedenastoutworowy projekt A Hero’s Death jest sprytnie przemyślaną bestią – znienacka może uderzyć z jeszcze większą siłą.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 7.6/10
Photo: Daniele Topete 

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz02 sierpnia, 2020

    Jeśli jest jedna rzecz, która od samego początku sprzedała mi drugi album Fontaines DC, to jest to, jak mocno skupili się na swoim nowym brzmieniu. Chociaż piosenki z pewnością są bardziej warstwowe, wciąż pochodzą z tego samego miejsca stylistycznego i estetycznego. Tekstowo jest to głębokie zanurzenie się w uczuciach zwątpienia, a przede wszystkim strachu. W większości utworów jest ukryty niepokój, a bardziej elastyczne brzmienie ciekawie podbija skrajnie intensywne doznania. Niechlujny wokal "A Lucid Dream" wywołuje uczucie paniki, a na przykład atmosfera "Oh Such A Spring", silnie wycisza podkręcone emocje. To bardzo dobrze działa i daje większe możliwości. "Living In America" brzmi wściekle, podczas gdy "I Was Not Born", nawet jeśli jest odrobinę powtarzalne, niesie ze sobą to samo poczucie buntowniczej energii, która zbudowała Dogrel.

    Dla mnie, drugi album Irlandczyków dostarczył fantastycznie zróżnicowany wybór utworów, które nie tylko obejmują szeroką paletę autentycznie szczerych odczuć, ale również oprawił je we właściwy kontekst idealnie wpisujący się w bieżący rok: zły, zdezorientowany i bezwzględny.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz