Dreszcze

 


Tożsamość Jóna Þór Birgissona, islandzkiego artysty multidyscyplinarnego i frontmana Sigur Rós lepiej znanego jako Jónsi, już od początku kariery uwikłana była w specyficzną barwę jego głosu. Niezbyt wylewny, stroniący od mediów, posługujący się abstrakcyjnym językiem, nie ułatwiał sympatykom rozszyfrowania własnej osobowości. Ale jego niezwykły falset ujawniony w Svefn-g-Englar, utworze z drugiego albumu Sigur Rós – Ágætis Byrjun [1999] zaoferował inny rodzaj prawdy, budząc całą paletę skrajnie różnych emocji: od zwątpienia i niepewności, do triumfalnego uczucia wewnętrznego spokoju – nawet jeśli wielu słuchaczy, nie mogło zrozumieć ani jednego słowa.

Pierwszy album Jónsi – Go [2010], wyprodukowany we współpracy z kompozytorem Nico Muhly'm zakotwiczył jego solową twórczość w pogodnym, neoklasycznym otoczeniu. Dziesięć lat później, Islandczyk drugim albumem Shiver [2020] ustawia nowe pomysły w zupełnie innym kontekście. Jego muzyka wyraźnie ewoluuje. Shiver jest całkowicie mrocznym i klaustrofobicznym światem trzymającym słuchacza w ciągłym napięciu. Fundamenty płyty po brzegi wypełnione są ultranowoczesną produkcją: od skąpych industrialnych beatów, kontrastowych uderzeń syntezatorów, do luźno zakotwiczonych akordów fortepianu pozwalających na czytelną kadencję piosenkarza. Przy tym projekcie Birgisson współpracował z angielskim producentem AG Cookiem, znanym z gęstych mocno przetworzonych, technicznie wyrafinowanych produkcji elektronicznych, często nazywanych hiperpopem, co jest dobrze słyszalne we wszystkich jedenastu utworach. 

Najważniejszą cechą tej produkcji jest napięcie. Na Shiver czyste piękno wokali przychodzi Jónsi'emu z dziecinną łatwością, a kiedy zdubluje liryczne wypowiedzi wielowarstwowym chórem, z pewnością zadrży niejedno serce. Ale dopiero, gdy głos Islandczyka z trudem przebija się przez gęste warstwy elektronicznych struktur, sprawy stają się bardziej interesujące.


Exhale, otwiera album pojedynczymi akordami wygaszonego fortepianu. Jasny wokal Birgissona, przebija melancholię klawiszy, podnosi na duchu i pod koniec nagrania uderza emocjonalnymi akcentami. Luźne wątki niepewności stopniowo łączą się w całość, przynosząc satysfakcjonujące zakończenie. Wildeye rozpoczyna silnie skompresowany puls elektronicznej perkusji. Brzmienie bębna przypomina nabrzmiałą kroplę płynnej rtęci, ale wiszący w powietrzu niepokój szybko równoważy Jónsi dodając kojącą linię melodyczną.

Wiele pomysłów jest tutaj szturchane, rozbijane na kawałki i składane na nowo. Dobrym przykładem jest kompozycja Swill wstrząsająca słuchacza kanciastymi szpilami syntezatorów, próbujących zdominować chwytliwą warstwą wokalną. Jest coś progresywnego w tym, jak te utwory rozkwitają, mutują, a potem wracają do panoramicznych refrenów Birgissona. Sześciominutowy Kórall zdaje się to potwierdzać.

Najciekawsze piosenki wyróżnia różnorodność nastrojów i tekstur dźwiękowych. Na uwagę zasługują dwie kolaboracje wnoszące do atmosfery nagrań bardziej ludzki pierwiastek. Duet Jónsi’ego z Elizabeth Fraser z Cocteau Twins utworem Cannibal, nieco uspokaja rozedrgany ton płyty, opisując burzliwy romans dwojga kochanków. Gdzie indziej, klubowy charakter nagrania Salt Licorice podkręca duet z popową piosenkarką Robin. Wprawdzie utwór nie dorównuje żywiołowej energii jej twórczości, ale wnosi trochę neonowych barw do melancholijnego usposobienia Islandczyka. 

Jónsi zrobił karierę dzięki muzyce zgłębiającej ludzkie doświadczenia silnie powiązane z naturą i surowym krajobrazem Islandii. Syntetyczna, czasami kolczasta, ale odważnie eksperymentalna produkcja AG Cooka znajduje się na drugim końcu tego spektrum. Ich współpraca jest intrygującym doświadczeniem i wnosi ożywczą jakość do produkcji obu twórców. Cyfrowy Shiver wprawdzie jest daleki od naturalnego świata, nie brzmi już tak czule, ale wypycha nostalgiczne produkcje Jónsi'ego na nowe zaskakujące terytoria, z którymi trzeba się zaznajomić.


 


Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 6.7/10
Photo: Barnaby Roper

Komentarze