Pętle dezintegracji

 


William Basinski wybrał okrężną drogę do popularności, poprzez teksańską szkołę artystyczną i kreatywne zakamarki Nowego Jorku, nie zawracając szczególnej uwagi na światła estradowych reflektorów. Artysta całe życie pieczołowicie gromadził pomysły i nagrywał taśmy muzyczne przechwytywane z fal radiowych. W 2001 roku, pracując nad stosem własnych archiwaliów, twórca opracował efekt postarzania pętli dźwiękowych. Nowojorczyk szybko zdał sobie sprawę z ich potencjału. Pozwalając naturze zapisu magnetycznego zrobić swoje, wymyślił "pętle dezintegracji", które wkrótce stały się fundamentem elegii żałobnej ofiar 11 września, zyskując duży rozgłos.


Cała magia skomplikowanych zabiegów Basinskiego tkwi w jego i naszej wyobraźni. Powtarzanie odpowiednio spreparowanego motywu dźwiękowego jest hipnotyczne, prowadzi do medytacyjnego stanu zawieszenia i pozwala muzyce nabrać niemal fizycznego kształtu, który powoli wypełnia umysł słuchacza. Emocjonalny ciężar pomysłów amerykańskiego wizjonera polega na fizycznej degradacji źródła powodującego stopniową, ale nieodwracalną zmianę – bo jeśli "pętle dezintegracji" zaczynają się jako konkretne stwierdzenie, a kończą jako zdeformowana wiadomość, wciąż opowiadają tę samą historię, ale pozbawioną treści i kontekstu. W pewnym sensie zataczają koło odtwarzając cykl życia.

Słuchając płyty Williama BasinskiegoLamentations [2020], trzeba by koniecznie wrócić do pism Starego Testamentu, aby zrozumieć znaczenie słowa lament, jako rodzaj wołania, które rodzi się z ludzkich tragedii i rezonuje głośnym echem w całej historii człowieczeństwa. Definicja sakralności Williama Basinskiego polega na nadaniu lamentowi konkretnej formy – zagubionej i niewysłowionej melancholii rozpadającej się na naszych oczach. Co więcej, jego praktyka kompozytorska zawsze przywodzi na myśl skrupulatną archeologię dźwiękową. Zakurzone archiwa nadal zachowują zapomniane ślady – melodyczne cząstki oderwane od pierwotnej inspiracji pokryte wysublimowaną, słabo mieniącą się aurą. 

Basiński odnajduje się teraz w krótszych formach, jakby w tym momencie trwania naszej cywilizacji poezja jednej chwili musiała wystarczyć, aby objąć głębię uczuć odnoszących się do naszego życia, dystansu, nieobecności czy straty. Na Lamentations poszczególne utwory można traktować jak indywidualne nastroje. Album przenika uczucie żalu, ale każdy fragment oferuje coś innego, czasami iskierkę nadziei, innym razem miażdżący koniec. 

Otwierający płytę utwór For Whom the Bell Tolls gęstnieje od złych przeczuć. Jego dosłowny dron usiłuje wynurzyć się z burzy i zanim nas zdominuje, ponownie znika. The Wheel of Fortune obraca się wokół przewrotnego szczęścia, mamiąc słuchaczy falującą przypadkowością. O, My Daughter, O, My Sorrow rozbrzmiewa w rozległych przestrzeniach, podczas gdy migotliwa ścieżka wokalu stopniowo nabiera mocy, przechodząc od zgaszonej sugestii do przytłaczającej siły. Z kolei Silent Spring przywołuje potwora białego szumu, tak jakby wiosenne przebudzenie miało nigdy nie nadejść. Centralnym punktem albumu jest jedenastominutowe wezwanie do dawnej świetności. All These Too, I, I Love zachowuje pozorną, quasi-popową chwytliwość. Basinski celowo gasi tutaj niektóre dźwięki – to jego prerogatywa, ale rezultaty są piękne. Krótkie operowe frazy nadają kompozycji wyjątkowo szlachetnego wymiaru, czyniąc cnotę z małych smutków. 

Pokancerowane taśmy Williama Basinskiego wciąż przechowują energię, która uczyniła go ikoną współczesnej sceny ambientowej. W przedostatnim, wymownie zatytułowanym utworze Please, This Shit Has Got To Stop, nowojorczyk w żarliwej modlitwie bierze na siebie niepokój całego świata w dramatycznym "tu i teraz", wołając o zatrzymanie ludzkiej głupoty i pochodu szaleństwa. Podczas gdy narody świętują obietnicę lepszych dni, Lamentations boleśnie przypomina, jak wiele straciliśmy po drodze.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 7.6/10
Photo: Global Net

Komentarze

  1. Może nie wszystko, ale "O, My Daughter, O, My Sorrow", "All These Too, I, I Love", czy finałowy "Please, This Shit Has Got To Stop", zaskakują silnymi emocjami i realizacyjnym pietyzmem. 
    Ale takie cudeńka, to tylko Basinski. No i jeszcze świetny "The Wheel of Fortune". Wydaje się, że tańczy zapętlonego walczyka wokół marzeń o wielkim szczęściu, które z każdą minutą staje się coraz mniej realne, aż w końcu bezpowrotnie gaśnie. Świetna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek Sikora02 grudnia, 2020

    Z całą pewnością, nie jest to muzyka komercyjna. Wymaga skupienia, nastroju, właściwej chwili. Basinski znany jest z melancholii, ale to melancholia najwyższej próby.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz