Nie ma końca



Jedną z charakterystycznych cech gry na perkusji nieżyjącego już Tony'ego Allena, była intuicyjna umiejętność szybkiej zmiany rejestru. Jego mocno kołyszący synkopowany rytm potrafił zaskoczyć częstymi zmianami akcji, ale też nieskończoną paletą barw, jaką można wydobyć z zestawu perkusyjnego. Swoboda przełączania rytmicznych kodów uczyniła Allena jednym z legendarnych pionierów afrobeatu i stała się głównym napędem dla wielu projektów: od Feli Kuti po Damona Albarna, producentów techno Moritza von Oswalda i Jeffa Millsa oraz luminarza jazzu Hugh Masekela. Rok przed śmiercią, Tony Allen zainicjował szeroko zakrojoną współpracę z pokoleniem młodych raperów. Rezultatem jest album There Is No End [2021] wyprodukowany i pośmiertnie zaaranżowany przez doświadczonych producentów Vincenta Taegera i Vincenta Taurelle. To nie pierwszy raz, kiedy słyszymy bębny Allena w parze z rapem, ale to jedyny przykład całego albumu hip-hopowego z jego rytmicznymi pomysłami w roli głównej.












Pod wieloma względami There Is No End jest zamknięciem wyjątkowo produktywnej współpracy z Damonem Albarnem – tutaj, elegancko wyrażonej fantastycznie kołyszącym nagraniem promującym Cosmosis. Ale kiedy Allen rozpoczął ten ambitny projekt, jego celem nie było ponowne wejście do tej samej rzeki. Chodziło raczej o stworzenie czegoś wyjątkowego. Ponieważ w przełamywaniu granic kulturowych czy gatunkowych Tony Allen nie miał sobie równych, perkusista wyobraził sobie, że swoimi rytmami obdaruje debiutujących raperów z różnych zakątków świata i zrobi to w taki sposób, żeby mogli w pełni zrealizować swoje poetyckie marzenia. Czternastościeżkowy album There Is No End, jest kwintesencją tego zamysłu.

Producenci nagrań wyjaśniają, że kładąc podwaliny pod ten projekt Allen dosłownie jammował na swoich bębnach słuchając kultowych hip-hopowych zajawek – nie po to, by naśladować bity, ale raczej zinterpretować je na swój własny sposób, łącząc amerykański rap z pulsem Afryki Zachodniej. W ten sposób powstał wielobarwny gobelin, który młodzi artyści nasycili liryczną paletą odcieni. Zatrzymajmy się więc przy kilku istotnych szczegółach ich wspólnego wysiłku.

Za sprawą utworu Très Magnifique przenosimy się do Nowego Jorku. Tam pod opieką rapera Tsunami zanurzamy się w nocne czeluści metropolii. Jego wokal jest złowieszczy. Opowiada o mrocznej rzeczywistości wielkomiejskich zakamarków. Wizji rapera towarzyszy nietypowy przebieg rytmiczny perkusji Allena lekko dotykający trip-hopowej atmosfery. Podobny klimat wnosi Nate Bone nagraniem Hurt Your Soul. Przemieszczając się w głąb USA do Detroit, czujemy się już trochę inaczej. Wpływ tego miasta na ewolucję muzyki house jest dobrze udokumentowany, a Coonta Kinte z udziałem Zelooperza dobitnie o tym przypomina. Przenieśmy się teraz do Los Angeles – miasta, w którym Allen nagrał swoje pierwsze amerykańskie nagrania z Fela Kuti. Nietypowy dla zachodniego wybrzeża funkowy groove utworu Rich Black jest zbudowany na mocnym beacie, który po prostu się nie poddaje, a głos wokalistki Koreatown Oddity przypomina, że jesteśmy w miejscu, gdzie błękit nieba nabiera szczególnej wyrazistości. Afrykańskie rytmy Tony Allena wybijają intensywny wzór nasycony funkiem, który stanowi idealne tło dla najlepszych wokali, czego przykładem jest centralny utwór Cosmosis z udziałem Bena Okri i Skepty – tutaj, jesteśmy już w Londynie, gdzie raperka Lava La Rue interpretacją One In A Million zdaje się rywalizować o palmę pierwszeństwa z utworem promującym. Uwagę zwraca atmosfera kawałka Stumbling Down w wykonaniu Sampa The Great. Nagranie w pełni oddaje falujący, kosmopolityczny charakter europejskiej stolicy popkultury. Kolejnym utworem, na którym pojawiły się ciekawe wpływy jest Mau Mau z wokalistką z Kenii, Nah Eeto. To prawdziwa uczta łącząca w sobie afro-beat, elektronikę i hip-hop. Piosenka wyskakuje z głośników niczym czarny kocur zmuszający słuchaczy do zwinnych pląsów.

Niepowtarzalna formuła i inkluzywne podejście Tony Allena do wszystkich zaproszonych gości, podkreśliło ich mocne strony bez osłabiania charakterystycznego stylu perkusisty. Z kolei producenci w pełni zrozumieli muzykalność Allena i wsparli jego kalejdoskopowe pomysły. W rezultacie do rąk słuchaczy trafia album kompletny – wolny od błędnych, czasami fragmentarycznych wyobrażeń o wizjonerze, którego dorobek w rękach nowego pokolenia, nabrał ponadczasowych właściwości.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Jazz Refound 

Komentarze

  1. < kantor wymiany >21 maja, 2021

    Perkusyjne bity Allena w kilku miejscach podbija świetna linia basu. W paru kawałkach tandem rytmiczny osobliwie kołysze, jakby szukał alternatywy dla funkowo-hip-hopowego klucza. Nieźle się tego słucha.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz