Wszystko, co nazywamy życiem



To nie jest głos, który powali skalą czy nadzwyczajnymi możliwościami – raczej oczaruje ciepłem i wyjątkową muzykalnością. U Jordana Rakei, nowozelandzkiego multiinstrumentalisty osiadłego w Londynie, rzeczy dzieją się na drugim i trzecim planie. Już debiut Cloak [2016], zwraca uwagę aranżacyjnym wyczuciem perfekcyjnie rozwiniętym na płycie Wallflower [2017]. Warto się przy niej zatrzymać, chociażby dla utworu Lucid, świetnie oddającego istotę szkieletowych umiejętności kompozytorskich muzyka, gdzie bezbłędnie osadzona linia wokalu pełni rolę sennego przewodnika po aranżacyjnych subtelnościach:


Z kolei album Orgin [2019], rozwija zamysł stylistyczny utrwalający soulowo-funkowe inklinacje Jordana Rakei. Krążąc wokół estetyki Steely Dan, artysta luźno wiąże poszczególne utwory tematyką coraz bardziej natrętnej obecności mediów społecznościowych. Misternie potraktowane aranżacje wysuwają się tutaj na pierwszy plan. Złożone bogactwo faktur onieśmiela kunsztem, a jednocześnie nadzwyczajną lekkością. Dobrym przykładem jest utwór Wildfire, zbudowany na pulsującym rytmie, atrakcyjnej linii melodycznej i cudnie dryfującym przebiegu:


Cykl popularnej serii płyt Late Night Tales, prowokuje Jordana Rakei do szerokiej współpracy z liczną grupą znanych artystów z kręgu muzyki niezależnej, czego rezultatem jest tegoroczna, wiosenna kompilacja Late Night Tales: Jordan Rakei [2021]. Kierując się wybitnie nocnym charakterem całego pomysłu, wspólne dzieło muzyków nowego pokolenia nabiera tutaj lunatycznych właściwości prowadzących słuchacza przez wyrafinowany miks klasycznego soulu, folku i jazzu, zanurzonego w poświacie współczesnej elektroniki. Utwór Virtual U, efektownie łączy istotę całego przedsięwzięcia z zamiłowaniem Jordana Rakei do konstruowania delikatnych, soulowych pejzaży:


Ale główną siłą sprawczą dzisiejszego wpisu jest wydany w ostatnich dniach, pełnowymiarowy album Jordana Rakei – What We Call Life [2021], który już po pierwszym przesłuchaniu sprawia wrażenie osobistej, dalece intymnej podróży w głąb samego siebie. Tematyka nowych utworów odzwierciedla zmianę paradygmatu artysty – teraz, zauważalnie skierowanego na zewnątrz, co ilustruje warstwa liryczna nagrania Family, otwierającego album. "Chciałem pokonać moją barierę wrażliwości i być naprawdę szczerym. Chodzi o rozwód moich rodziców we wczesnych latach mojego dzieciństwa, ale wciąż kocham ich bez względu na wszystko" – wyjaśnia Rakei. Emocjonalny tekst piosenki, scalają wpływy muzyki soulowej i plamy elektroniki, podczas, gdy wysoki falset artysty i głęboka linia basu, tworzą kontrastowe spektrum nagrania.

Rakei czynnie praktykujący medytację, był ciekawy możliwości wykorzystania terapii do dalszej pracy nad sobą. W trakcie tego procesu zaczął studiować wzorce lęków i związanych z nimi reakcji, a także zajął się swoją irracjonalną ptasią fobią – strachem często związanym z nieprzewidywalnością, co szybko przekształciło się w impuls twórczy obejmujący nowe teksty, muzykę, jak również elementy wizualne płyty. "Kiedy to przerabiałem, uświadomiłem sobie, że chciałbym opowiedzieć o różnych lekcjach, których nauczyłem się podczas terapii własną muzyką: o moim wczesnym dzieciństwie, moich relacjach z rodzicami i rodzeństwem, usamodzielnianiu się w Londynie, byciu mężem, zrozumieniu, jak moje małżeństwo ma się do związku, jaki tworzyli moi rodzice" – relacjonuje Rakei.

What We Call Life, wydaje się być w pełni ukształtowaną wypowiedzią artysty, który dopiero teraz zaczyna pokazywać, co naprawdę ma do zaoferowania. Mam do niego większe zaufanie niż do większości wschodzących muzyków nowego pokolenia, ze względu na ponadprzeciętną wrażliwość, w tym przypadku, umożliwiającą przekształcenie popowej produkcji w afirmatywne dzieło życiowego realizmu. O ile dwie poprzednie płyty miały introspekcyjny charakter, What We Call Life przenosi frustracje Jordana poza prywatną strefę komfortu, poruszając tematy osobiste w pełni zrozumiałe dla współczesnej tożsamości kulturowej. Chęć rzucenia sobie wyzwania, by stworzyć bardziej koncepcyjny album, zachęciła muzyka do napisania natychmiastowych, bardziej wpływowych piosenek. Rezultatem jest ważna, bogata, wielobarwna płyta, która jest demonstracją rosnącego potencjału Rakei.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 7.6/10
Photo: Joseph Bishop

Komentarze

  1. Bartek Sikora21 września, 2021

    Nie mam wątpliwości, że "What We Call Life" to jak dotąd najbardziej kompletny album Rakei, złożony przez artystę będącego u szczytu swoich możliwości twórczych. Ale trzeba też jasno powiedzieć,
    że nie jest to muzyka na listy przebojów. Śledząc od początku jego karierę, wydaje mi się, że Rakei najlepiej odnajduje się w alternatywnej rzeczywistości. To cholernie mocny zawodnik drugiego planu.
    I właśnie za to, bardzo go sobie cenię.

    OdpowiedzUsuń
  2. < kantor wymiany >21 września, 2021

    A ja właśnie nadrabiam zaległości, bo wstyd mi się przyznać, że na Jordana nigdy się nie załapałem
    a tu raptem bach … trzy genialne kawałki i to jeden po drugim. Dzięki za wartościowy trop!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli lubicie zaktualizowane soulowe klimaty, to obecnie w okolicach Londynu, nie znajdziecie nic lepszego. Teraz już wiem, że poprzednie płyty, których swego czasu słuchałam na okrągło, prowadziły mnie przez uporządkowany proces artystycznego rozwoju, o czym pan Marek sugestywnie mi przypomniał.
    Osobiście podziwiam u Rakei nieco inne podejście do każdej produkcji. Zazwyczaj są to małe zaskoczenia pozostawiające jakiś ślad. Czasami jest to atmosfera, czasami tekst, innym razem jedno
    i drugie. Ważne jest, że z tej muzyki zawsze coś zostaje. Myślę, że tak będzie i tym razem.
    Chciałam też zwrócić uwagę na fakt, że Jordan Rakei w tym roku nie próżnował. Duża współpraca wiosną i solowy album we wrześniu, to nie lada wyczyn:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i prawdziwa gratka dla rosnącej rzeszy fanów.

      Usuń
    2. z całą pewnością:)

      Usuń
  4. STRADIVARIUS24 września, 2021

    We wrześniu zaczynamy odczuwać chłód, który przypomina, że za rogiem czai się jesień. W zmianę aury, błyskotliwie wpisuje się "What We Call Life", na którym Rakei potrafi odnaleźć wiele pozytywów,
    w niezbyt przyjemnych aspektach naszego życia. Zmiany są odczuwalne na wszystkich poziomach, począwszy od tekstów po ogólną atmosferę opierającą się teraz na bardziej ziemistym brzmieniu syntezatorów i refleksyjnej wrażliwości. Płyta do uważnych odsłuchów - w pobieżnym podejściu,
    wielu smaczków może umknąć uwadze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz