Oto płyta, która sprawi, że zatęsknimy za powrotem do betonowej areny wypełnionej stu tysięczną publiką bawiącą się w sposób pozwalający, choć na chwilę oddalić mroczne myśli przywołujące covidową traumę ubiegłego roku. Nowy album filadelfijskiej formacji The War On Drugs – I Don't Live Here Anymore [2021], celebruje dotarcie do tego punktu w życiu, w którym już nie toniemy w głębinach przykrych wspomnień, ale surfujemy po szczytach nowych perspektyw – jeszcze nie do końca stabilnych, ale przynajmniej dających nadzieję, co jednoznacznie podkreślają słowa utworu tytułowego: Leżałem w swoim łóżku / Jak stworzenie pozbawione formy / Tak bardzo bałem się wszystkiego / Potrzebowałem szansy, by się odrodzić. Tym samym lider zespołu Adam Granduciel, daje nam do zrozumienia, że tytuł płyty, jak również jej zawartość, w żadnym razie nie przybiera formy posępnego lamentu, a raczej jest zamknięciem pewnego rozdziału i refleksyjną obserwacją prostych radości wynikających z przetrwania.
I Don't Live Here Anymore bardzo ściśle przylega do czasów, w których żyjemy, ale biorąc pod uwagę pięciopłytową dyskografię The War On Drugs, nowy album wydaje się być o wiele bardziej ekspansywny, niż można było sobie wyobrazić. Materiał nagrywany w dłuższej perspektywie czasu i w kilku studiach jednocześnie, z całą pewnością nie jest powrotem do marzycielskiej atmosfery Lost In The Dream [2014], nie mniej jednak swoją zaktualizowaną przystępnością, znacznie przebija ostatnie wydawnictwo zespołu, A Deeper Understanding [2017], zachowując przy tym wszystkie cechy charakterystyczne dla brzmienia grupy.
Dziesięć utworów projektu jest realistycznym przekształceniem naszej zbiorowej pamięci w coś otulającego, przynoszącego natychmiastową ulgę, tak jakby Adam Granduciel chciał między słowami powiedzieć: to miłość jest kluczem do tego, co czujemy. Umiarkowany optymizm rozlewa się po całej płycie – nawet w chwilach, gdy nasze wspomnienia zmagają się jeszcze z udręką ponurych wspomnień wyrażonych utworem Living Proof. Ale nawet tutaj bliska perspektywa zmian, przywraca wiarę w przyszłość.
Jest coś uroczego w tęsknym zapatrzeniu w klasykę rocka. To właśnie ten nostalgiczny nastrój sprawia, że lidera The War On Drugs traktujemy, jak postać mądrego ojca celebrującego czasy, kiedy zespoły można było nazwać wielkimi. Fascynacja Adama Granduciela twórczością Bruce Springsteena jest legendarna, podobnie jak jego skłonność do naśladowania maniery wokalnej Boba Dylana. Ale w ostatnich latach wielkim osiągnięciem The War On Drugs, była umiejętność znalezienia własnego miejsca wśród niekwestionowanych mistrzów gatunku i wypracowanie indywidualnego brzmienia, które z czasem stało się rozpoznawalną marką.
I Don't Live Here Anymore, zręcznie kontynuuje wydobywanie muzycznych artefaktów z klasycznego rocka. Medytacyjny fortepian cicho odmierza czas, neonowe syntezatory otaczają połyskliwe gitary – a perkusja trzyma rytm, jakby od niej zależało życie zespołu. Na płycie wyczuwa się zmianę charakteru nagrań. Nowe utwory rezygnują z rozbudowanych form na rzecz zwartych, popowych konstrukcji. Jest tu więcej powietrza i harmonii wokalnych, a nowa interpretacja powściągliwości znajduje swoje uzasadnienie w krótszym czasie wszystkich piosenek. Refleksyjne teksty lidera zespołu są bardziej bezpośrednie, chociaż ciągle zachowują swój elegijny charakter. Emocjonalne kontury muzyki Granduciela, nadal opierają się na kilku ulubionych znacznikach: drogach, rzekach, wietrze, ciemności; ale teraz wyrażone są w pierwszej osobie, z mocniejszym podbiciem ścieżki wokalnej.
Adam Granduciel, nie tworzy w pełni ukształtowanych postaci. Być może nie chce albo nie ma na to ochoty. Ta dziwna ułomność w zdefiniowaniu portretu żywego człowieka, jego bólu lub jeśli wolisz, jego drogi odkupienia, zazwyczaj staje się tematem kolejnej płyty. Wszystko dzieje się tuż pod powierzchnią, prawie podprogowo; to obezwładniająca charyzma muzyki wyplata prawdziwą historię o tym, jak przypływ dźwięku może zabrać nas w miejsce, z którego nie chcemy już wrócić.
Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪✪☆☆ 7.6/10
Photo: Pinterest, press
I znowu Adam Granduciel to zrobił - wyprodukował arcydzieło. Inspirowane latami 80-tymi akcenty tego zespołu sprawiają mi wielką przyjemność, bo zawsze udaje im się połączyć stare brzmienie z czymś unikalnym, a jednocześnie ich własnym. Powstałe w ten sposób utwory jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. Jakie mam szczęście, że jeszcze jest taka muzyka!
OdpowiedzUsuńKiedy jako drugi singiel wypuszczasz melancholijną, cichą balladę, musisz głęboko wierzyć w jej siłę sprawczą. "Living Proof" mnie znokautował. Sprawił, że myślami wróciłem do swoich chybotliwych zmagań z covidowym przekleństwem. Ta piosenka jest "żywym dowodem" milionów, którym udało się przetrwać, wygrać bój o własne życie.
OdpowiedzUsuń
UsuńLiving Proof - Żywy Dowód
Walenie w bęben
Odwracasz się, przegrywasz
Może to ja jestem żywym dowodem
Od czego uciekam ... od?
Wyjrzałem za róg
Budują na moim osiedlu
Może nie było mnie zbyt długo
Nie mogę wrócić
Och, samotność
Będę się chronił
Będę się odradzał
Zabierz mnie do domu
Wciąż się zmieniam
Tak przypuszczam
Teraz się ruszam
Jestem w Chicago
Przyjedź do mnie
Znam ścieżkę
Wiem, że to się zmienia
Znam ból
Ból, który czujesz
Byłem w tym miejscu
Z którego próbowałeś uciec
Nie pamiętam
W co wierzę
Wciąż się zmieniam
Przepełnia mnie miłość
Podniosę się
Choć jestem obolały
Och, powstanę
Ooo
Łamiesz mi bracie serce, wielkie dzięki!
Usuń" ... to obezwładniająca charyzma muzyki wyplata prawdziwą historię o tym, jak przypływ dźwięku może zabrać nas w miejsce, z którego nie chcemy już wrócić" - ładnie napisane :)))
OdpowiedzUsuńNa gorąco, po pierwszym odsłuchu odniosłem wrażenie, że pod względem czysto muzycznym, duża część uroku I Don't Live Here Anymore, leży bardziej po stronie małych, liryczno-brzmieniowych wysp szczęścia, niż w samych piosenkach, ale klasyczne, rockowe schematy zbudowane głównie na bazie gitar, rzadko brzmią tak przekonująco, jak spod ręki Adama Granduciela. Trzeba się im dokładnie przyjrzeć. Moim zdaniem, waga poruszanych na płycie tematów nigdy nie umniejsza muzyce i zawsze służy utrzymaniu zainteresowania na obydwu płaszczyznach jednocześnie. Jako całość, album uderza z wielką mocą i bez dwóch zdań przebija się do czołówki najbardziej wartościowych produkcji bieżącego roku.
OdpowiedzUsuńNo cóż, wychodzi na to, że będę tym pierwszym rozczarowanym stadionowym zadęciem większości nagrań. The War On Drugs, przyzwyczaił mnie do wydeptywania własnych ścieżek i bardziej indywidualnych, kameralnych brzmień. Na "I Don't Live Here Anymore", niewiele z tego zostało. Oczywiście, że jest tutaj kilka mocnych kawałków, ale większość produkcji (tym razem) pominę milczeniem i wrócę do moich ulubionych pewniaków: "A Deeper Understanding" i "Lost in the Dream".
OdpowiedzUsuńPodpinam się pod twój komentarz, bo z wyłączeniem kawałków: tytułowego, Harmonia’s Dream, bardzo dobrego Living Proof i Change, również nie znalazłem niczego, co by wstrzymywało oddech.
UsuńMoże dlatego tak przychylnym okiem zerkam w stronę debiutu Sama Fendera.
UsuńSłuszny trop.
UsuńMoim zdaniem, album można interpretować w dwojaki sposób - jako rodzaj terapii grupowej, po traumatycznych przejściach ubiegłego roku dotykających milionów rodzin na całym świecie. Płyta jest również formą zadośćuczynienia dla tych, których covid sponiewierał szczególnie okrutnie. W swoim komentarzu wspomina o tym < kantor wymiany > Wielu z nas, zdaje się o tym zapominać.
OdpowiedzUsuńRzecz o tyle wartościowa, że świadomie poluzowany charakter większości piosenek, umożliwia spokojne przetrawienie własnych doświadczeń i spojrzenie na osobiste przeżycia w mniej emocjonalny sposób. Służą temu bliskie rzeczywistości teksty realistycznie oddające czas zamknięcia, ale też łagodniejsza muzyka wysyłająca promyk nadziei.
Na koncert w Madison Square Garden wybieram się 22 stycznia. W Nowym Jorku to jedyne, prawdziwie godne miejsce na świętowanie zbiorowej radości z przetrwania.
Trochę Ci zazdroszczę ... a jak z dostępnością biletów?
UsuńBilet kupiłem elektronicznie bez żadnych problemów. Kiedy byłem pod halą w ubiegłym tygodniu, zapowiedzi i plakaty już wisiały. Sporo uśmiechniętych ludzi, miłe rozmowy i dobra atmosfera wokół tematu.
UsuńChciałam serdecznie podziękować za przetłumaczenie piosenki "Living Proof". Wyjątkowo mocno odciska się na moich osobistych wspomnieniach z ubiegłego roku :)
OdpowiedzUsuńWydaje nam się, że mądrość przepięknej ballady Living Proof, ma swój ukryty przekaz zawarty
OdpowiedzUsuńw teledysku. Już na samym początku, Adam Granduciel zaprasza nas do swojego samochodu, zabiera ze sobą gitarę i jakby intuicyjnie wywozi za miasto na spotkanie z uzdrawiającą mocą przyrody. Mijamy leśne trakty, wędrujemy polnymi drogami, aż w końcu docieramy nad brzeg oceanu. Ujęcie rozpadającego się kutra symbolizuje nasze poobijane myśli, a przydrożnego anioła napotykamy dokładnie w momencie kiedy padają słowa "Będę się chronił / Będę się odradzał". Spokojna analiza własnych problemów w otoczeniu natury zawsze przynosi ulgę, a w konsekwencji prowadzi do znalezienia sensownych rozwiązań.
Maciek właśnie mi podpowiedział, że "Żywy Dowód" można również potraktować dosłownie, jak gotową receptę na ból duszy i jej uzdrowienie. Wystarczy tylko uważnie ballady posłuchać, podpatrzyć jak to się robi, a potem zastosować w realnym życiu. Wypad za miasto u boku ukochanej osoby
albo samotna wizyta w dostojnym lesie, zawsze przynosi zbawienne skutki.
Potwierdzam w całej rozciągłości!
UsuńWasze spostrzeżenia dotyczące teledysku pogłębiają jego moc sprawczą i są dla mnie bardzo cenne. Dziękuję!
UsuńI jeszcze ta łkająca gitara w finale utworu. Zaledwie kilka niepozornych nut, które rozbrajają
Usuńdo reszty. Właśnie za takie cudeńka Granduciela darzę wielkim szacunkiem.