W jaskini Cueva de Los Tayos



Kiedy słuchałem nowej płyty brytyjskiego twórcy muzyki elektronicznej Jona HopkinsaMusic for Psychedelic Therapy [2021], przypomniały mi się niedawne odczucia związane z twórczością kanadyjsko-austalijskiego duetu Ora Clementi, jak również niegasnąca sympatia dla ubiegłorocznej pracy amerykańskiego wizjonera i współpracownika National Geographic, Stuarta Hyatta. Trzy wymienione projekty wykorzystują naturalne dźwięki wyłowione z otoczenia, a poprzez swoje medytacyjne progresje, zachęcają słuchacza do odnalezienia spokoju w cichych detalach zaczerpniętych z nagrań terenowych.

Twórczość Jona Hopkinsa, wyróżnia dbałość o szczegóły widoczna w jego wcześniejszych pracach. Na płytach Immunity [2013] i Singularity [2018], bez trudu odnajdziemy szereg ambientowych tematów sprytnie wykorzystujących odgłosy natury. Inspiracją dla Music for Psychedelic Therapy, stał się zbiór nagrań zarejestrowanych podczas pobytu Hopkinsa w ekwadorskiej jaskini Cueva de Los Tayos, w której artysta spędził kilka dni w całkowitej ciemności, zdany jedynie na tajemnicze odgłosy podziemi. To intrygujące doświadczenie bezpośrednio położyło podwaliny pod nowy album.












Projekt wyróżnia prosta narracja pasująca do następujących po sobie etapów psychodelicznego uniesienia. Jest powitanie, zejście do jaskini, życie w niej, wznoszenie, szczyt, powrót do domu, a na koniec wyciszenie, któremu towarzyszą słowa duchowego przywódcy Rama Dassa. Narracja opisuje ruch i transgresję, a muzyka Hopkinsa to odzwierciedla. Od dźwięku dzwonu otwierającego płytę, słuchacz zostaje zaproszony do wędrówki w głąb ziemi. Uczucie stopniowego pogrążania się w mroku jest namacalne i odzwierciedla autentyczne emocje brytyjskiego twórcy schodzącego w dół jaskini. Kiedy już tam zejdziemy, niepokój nagle znika. Może nie wiemy, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy, ale wyraźnie czujemy, że muzyka prowadzi nas za rękę. W powietrzu unosi się zachwyt, jak również uczucie komfortu. Pojawia się delikatny szmer wody, a syntezatory dyskretnie oświetlają miejsca, po których możemy stąpać, dzięki czemu nasza podróż nabiera realnych kształtów.

Punkt centralny płyty wyznaczają utwory: Love Flows Over Us in Prismatic Waves, Deep in the Glowing Heart i Ascending, Dawn Sky. Wraz z ich przemijaniem, nieuchronnie zbliżamy się do sedna projektu. W nagraniu Arriving pojawiają się ludzkie głosy sygnalizujące powrót na powierzchnię. Finałowa kompozycja Sit Around the Fire działa, jak rodzaj komory dekompresyjnej wyrównującej poziom emocji. Tutaj nasza przygoda się kończy, efektownie wygaszona monologiem Rama Dassa i trzaskami płonącego ogniska. 

Music for Psychedelic Therapy przybiera formę ambientowej odysei o silnie terapeutycznych właściwościach. Zamysł i ambicje Hopkinsa są na wyciągnięcie ręki, jednak płyta nie sprawia wrażenia tak dalekosiężnej. Nie lecimy tutaj na Marsa. Zostajemy na ziemi, wyraźnie czując grunt pod stopami. Mimo ciemności, wokół nas rozpościera wystarczająco dużo przestrzeni, aby rozkoszować się jej brzmieniową złożonością.   




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Steve Gullick

Komentarze

  1. Jeśli w muzyce pojawia się najcichszy impuls, to zawsze swoją falę wysyła poza miejsce i czas.
    Może właśnie dlatego muzyka ma tak potężną, uzdrawiającą moc. Album odbieram jak rozważną podróż w stronę miłości obejmującej dźwięki natury - deszcz, szmer strumienia, tropikalny śpiew ptaków, pohukującą sowę przywodzącą na myśl wielką tajemnicę, czy kobiecy głos nucący cichą melodię, jakby zaczerpniętą z pradawnego irlandzkiego śpiewnika. Nie będąc w żaden sposób mentorskim, finałowy przekaz Ram Dassa zawiera prostą, ponadczasową mądrość i poprzez wewnętrzny spokój, niemal metafizycznie wpływa na wyciszenie umysłu i ciała.

    Album dla czujących nadwrażliwców - wartościowy koncepcyjnie i bardzo przydatny w dzisiejszych smutnych, pogubionych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Późna noc jest wielkim sprzymierzeńcem tej płyty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bądźmy kwita19 listopada, 2021

    Końcowe wynurzenia Ram Dassa grzęzną w banale i moim zdaniem są lekkim przegięciem. Kradną całą aurę tajemniczości mozolnie budowaną przez Hopkinsa. To tak, jakby twórca do końca nie wierzył własnym pomysłom. Na moje ucho wyciszony, prawie hipnotyczny "Arriving", świetnie finalizuje
    album i to na nim zawsze kończę odsłuch.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz