Jak zestarzeć się z godnością



Dyskografia Johna Mellencampa ma solidny, dobrze udokumentowany fundament sięgający połowy lat 70. Składa się z opowieści o lekcjach wyciągniętych (lub nie) z mozołu życia skupionego na ciężkiej harówce i na chwytliwych piosenkach Americana, jedną nogą tkwiących w prowincjonalnej rzeczywistości, a drugą na scenie, z hałaśliwym zespołem grającym w sobotni wieczór w lokalnym barze. Na początku kariery Mellencamp pod pseudonimem Johnny Cougar, przeistoczył się w muzyka i autora tekstów, który podbił świat rockowymi przebojami, ale lata 90, okazały się punktem zwrotnym dla bardziej stonowanej twórczości, która pod okiem uznanego producenta T-Bone Burnetta nabrała introspektywnego charakteru.

Czterdzieści lat temu porywczy Amerykanin przekonywał słuchaczy, żeby jak najdłużej trzymali się młodzieńczego stylu życia. Na najnowszej płycie John Mellencamp – Strictly A One-Eyed Jack [2022] muzyk relacjonuje, co się dzieje, gdy nie masz już siły utrzymać tego uchwytu. Niegdysiejszy, pełen pasji rockman patrzy na życie refleksyjnym spojrzeniem siedemdziesięciolatka, któremu nie podoba się to, co widzi, ale nie żałuje i nie przeprasza za to odczucie.












Strictly A One-Eyed Jack powstawał etapami w pięcioletnim przedziale czasowym i ukazuje wiekowego autora piosenek spoglądającego na życie z perspektywy osoby spełnionej, ale jak to wyraża w utworze I Always Lie to Strangers: "Jestem facetem, który się martwi" i nie zajmuje mu dużo czasu, aby wyprowadzić swoje troski na zewnątrz: "Ten świat jest rządzony przez ludzi znacznie bardziej nieuczciwych niż ja". Dwanaście nowych utworów łączy w sobie wszystkie cechy, które czynią Mellencampa tak przytłaczająco dobrym. Wprawdzie artysta już nie odpala rockowych salw, ale w otoczeniu doświadczonych muzyków w tym świetnego gitarzysty Andy'ego Yorka i wybitnego klawiszowca Troye Kinnetta, jego twórczość wciąż przypomina potężny dom, który jest równie imponujący, co ponadczasowy.

Do pewnego stopnia tłumaczy to niegasnącą przyjaźń Johna Mellencampa ze swoim rówieśnikiem, Bruce'em Springsteenem. W końcu na przełomie półwiecza obaj byli przenikliwymi obserwatorami prawdziwego życia – Mellencamp na głębokiej prowincji, Springsteen w robotniczych dzielnicach wielkich miast. Teraz wspólnie nagrali Wasted Days, utwór promujący Strictly A One-Eyed Jack. To wzruszające nagranie opowiada o tym, jak starsi ludzie odczuwają upływający czas i jak próbują wykorzystać ostatnie chwile szczęścia. Słysząc tych dwóch przyjaciół, którzy tak pięknie rozświetlają swoją śmiertelność, trudno nie ulec głębszej refleksji nad własnym życiem – a utwór, nie zaliczyć do absolutnej klasyki. Springsteen wspiera swojego powiernika jeszcze w dwóch innych piosenkach: Did You Say Such A Thing oraz finałowym A Life Full of Rain – chyba najpiękniejszej kompozycji, jaką Mellencamp kiedykolwiek napisał. Muzyk w pełni zdaje sobie sprawę, że jego czas nieubłaganie dobiega końca i dodaje: "może będę miał jeszcze 10 lat wakacji – wakacji, na których już nie pojadę w trasę koncertową, po to, żeby je w pełni przeżyć". Miejmy nadzieję, że tęcza, którą próbuje dogonić w utworze Chasing Rainbows, ozdobi artyście niebo.




Universal Music, 2022
Foto: Fame Magazine

Komentarze

  1. Trochę smutny ten obrazek, zwłaszcza że jeden z tych panów - wydawałoby się całkiem niedawno, z obietnicą szaleństwa w oku śpiewał "Dancing in the Dark". Cóż, cała nadzieja we wnukach, które przewijają się przez teledysk, niecierpliwie wyglądają przez okno i ufnie marzą o dalekich krainach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz