Natchniony burzyciel



Trzech twórców kultury niezależnej: Dan Bejar, Spencer Krug i Carey Mercer stworzyli własny mikrokosmos w świecie kanadyjskiej sceny indie, ale na przełomie ostatnich trzech dekad, tylko temu pierwszemu występującemu pod pseudonimem Destroyer, udało się wypracować rozpoznawalną markę i przebić do świata popkultury. Z tendencją do otwartego stylu produkcji, Dan Bejar – jak mało kto, potrafi zmieniać maski i umiejętnie dobierać rekwizyty, nie gubiąc przy tym własnej oryginalności.

Trzynastopłytowa dyskografia Bejara koncentruje się na tematach związanych z jego spontanicznym charakterem. Budulcem jego piosenek zawsze były delikatne aluzje do miejsc, zabytków, kobiet, win, pogody, historii, powieści, płyt, spektakli, które Bejar kontemplował, a potem przekształcał w osobliwe dioramy, których zrozumienie może zająć całe wieki. Każdy album Destroyera jest czymś w rodzaju kalejdoskopu sugestywnych odczuć – często biegnących z zawrotną szybkością, przeplatanych postrockowymi impresjami wziętymi w luźny cudzysłów stylistyczny.


Tak więc trzynasta płyta Destroyer Labirinthitis [2022], niezmiennie krąży wokół materii dobrze rozpoznanej. Jest rodzajem szafy grającej napędzanej sekretnymi zaklęciami Bejara, ale tym razem częściej niż kiedykolwiek skupionych na nas samych. Daje się to zauważyć w nagraniu It's In Your Heart Now otwierającym płytę, gdzie łagodne ścieżki gitary i syntezatora życzliwie wirują wokół uszu, a naturalna gadatliwość Kanadyjczyka, ogranicza się jedynie do wyszeptania siedemnastu słów skierowanych bezpośrednio do słuchacza.

Chociaż Labirinthitis potrafi uderzyć z wyjątkową siłą, to czasami przez warstwę aranżacyjną przebijają się chwile powściągliwości, które w kilku miejscach płyty nabierają głębszego znaczenia. Jeszcze kilka lat temu muzyk wyrzucał odurzające potoki słów, teraz jest bardziej skłonny wykorzystać potęgę dobrze ulokowanej pauzy, wyrażonej instrumentalnym nagraniem tytułowym. Nie jest to całkowicie nowatorskie podejście. Od czasu beztroskiego wydawnictwa Kaputt [2011], utwory Destroyera nabierały coraz większej powagi. Labirinthitis w dużej części stanowi kontrargument dla świata, w którym nas zastaje. Świata jeszcze uwięzionego, zamkniętego w wewnętrznym labiryncie, niezdolnego do zainicjowania zewnętrznej komunikacji. Może dlatego szereg utworów pozostawia tak wiele otwartych pytań. Jednak w nagraniu Suffer, wers: "Bez względu na to, gdzie będziesz cierpiał" zapala iskierkę nadziei.

Od strony czysto muzycznej, album rozbrzmiewa poczuciem witalności, którego Bejar i jego zespół nie okazywali od lat. Uderzające linie basu, cyfrowe pasaże, sugestywne rogi, klubowe odniesienia i drapieżna rockowa gitara, nawiązują do złożonego brzmienia najciekawszych produkcji Destroyera. Czasami gęstość aranżacji może być nieco klaustrofobiczna, choć wydaje się to celowe. Jakby wyczuwając kapryśne wibracje płyty, Bejar finalizuje projekt balladą The Last Song. To najkrótszy utwór na płycie, a zarazem najprostszy, składający się tylko z gitary i wokalnej narracji. Ale nawet tutaj, jego zdystansowane słowa brzmią wyjątkowo cynicznie: "Jesteś po prostu kolejną osobą, która przeprowadza się do LA", delikatnie przypominając o trudnej sytuacji wielu z nas, ale też o naiwności, tylko pogłębiającej ludzkie tragedie.




Bella Union, 2022
Foto: Kike Para

Komentarze

  1. Przysłuchiwałem się tym kawałkom kilka razy w drodze do i z pracy. Wydaje mi się, że płyta tworzy własną logikę, własny pejzaż dźwiękowy i własny świat narracji. Odrębny, dziwny, trochę irytujący, ale mimo wszystko ciepły i spójny. Produkcja ma tutaj kluczowe znaczenie dla ostatecznego efektu. Nie jest przymilna, ale prowokująca. Sprytnie gra emocjami. Czasami zniechęca, a po chwili ujawnia całe pokłady świetnych pomysłów. Naprawdę warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. < kantor wymiany >30 marca, 2022

      I może dlatego miałem kilka nieudanych podejść do tej płyty. Zaskoczyłem w niedzielne popołudnie po rowerowej wycieczce za miasto. Przewietrzona głowa działa jednak inaczej.

      Usuń

Prześlij komentarz