Trochę więcej niż nostalgia



Pisanie dobrych piosenek ma coś z malarstwa. Jest wyuczoną formą sztuki, w której trzeba mieć talent, cierpliwość, inwencję, opanować podstawy i technikę. Na papierze wszystko wydaje się proste. Z czasem szkice, kontury, barwy i światło powoli nabierają realnych kształtów, by ostatecznie stać się trójwymiarowym odbiciem naszych wyobrażeń. Metoda pracy pochodzącego z Salt Lake City piosenkarza i autora tekstów, Sama Burtona jest bardzo podobna. Przewiewne utwory artysty stopniowo nabierały formy podczas samotnych wędrówek wiejskimi szlakami północnej Kalifornii. Melodie podpowiadała sielankowa cisza i odgłosy przyrody, podczas gdy refleksyjne teksty tworzyły własną tożsamość podążającą za wyobraźnią przywołującą las, rzekę i nieskończone przestrzenie okalające chatę twórcy próbującego pożegnać młodzieńczą wersją siebie samego.   

Dziesięć piosenek Dear Departed [2023] musiało dojrzeć i odkryć własny potencjał, zanim ostatecznie trafiło do rąk producenta Jonathana Wilsona znanego ze współpracy z Angel Olsen, Father John Misty czy Margo Price. W studio Topanga Canyon z udziałem najlepszych muzyków sesyjnych utwory nabrały ostatecznego kształtu. Rezultatem jest oldschoolowe brzmienie płyty nawiązujące do klasycznej, przestrzennej produkcji końca lat 60, daleko wykraczającej poza zwykłą nostalgię – tutaj ciekawie zestrojoną z wrodzoną zdolnością Sama Burtona do tworzenia czystego złota.  


Rzadko się zdarza, żeby instrukcja obsługi płyty była podana tak czytelnie, jak na Dear Departed. Tytuł siódmej piosenki Go To Sleep wyraża jasną sugestię. Jeśli jej prawidłowo nie odczytasz, możesz się szybko zniechęcić, bo tematyka utworów w przeciwieństwie do balsamicznych melodii, nie wybiera najlżejszej opcji. Dotyczy bolesnego pożegnania młodości zderzającej się z prozą życia: brakiem stałej pracy, dachu nad głową, towarzyskim bałaganem czy utratą miłości. Może dlatego w kruchej piosence I Kiss Your Face Goodbye otwierającej album, tak łatwo daje się zauważyć nieprzyjemne elementy autorefleksji – gorzkie obrzydzenie własną osobą opakowane w miodową słodycz. We wspartej chórem cichej balladzie I Don't Blame You, Burton zakłada pokutne szaty i przenosi poczucie winy wyłącznie na siebie. To niezwykłe, jak wiele głębi zawarł w tym lirycznym odrętwieniu.

W sentymentalnym utworze My Love artysta porzuca egocentryzm. Próbuje obudzić uśpioną miłość w nadziei, że do niego wróci. Lekko prowadzony Long Way Around i zadziorna piosenka miłosna Coming Down on Me powoli wyprowadzają nas z mroku. Nagrania unoszą się, przyjaźnie falują i zostawiają promyk nadziei. A potem dochodzimy do punktu, w którym artysta w utworze Looking Back Again po raz ostatni wspomina przeszłość. Słowa: Cóż, znowu patrzę wstecz / Naprawdę nie ma powodu, dodają otuchy i niezauważalnie zamieniają beztroską młodość w dorosłą pewność siebie. Struny gitary i fortepian tworzą ponadczasową atmosferę finałowej piosenki A Place to Stay. Nagranie łagodnie wprowadza artystę w wir miejskiego życia. Wszystko znowu nabiera barw, jest prawdziwe i czyste. Aksamitny wokal Burtona pozostaje kotwicą do ostatniej sekundy. Być może niektórych słuchaczy utuli do snu, innych zostawi pod łagodnym znieczuleniem chroniącym przed udręką słabszych dni. 



Partisan Records, 2023
Foto: Jacob Boll

Komentarze

  1. Jakbym słuchał radia Luxembourg.

    OdpowiedzUsuń
  2. P-a-c-y-f-a22 lipca, 2023

    Mądre teksty przysłonięte satynową mgiełką wakacyjnej melancholii.
    Moja ulubiona piosenka - Long Way Around :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz