Wiatrowskaz Jasona



Nie nazywaj tego powrotem. Jason Isbell jest królem Ameryki, odkąd dziesięć lat temu wydał album Southeastern [2013], na nowo definiujący gatunek Americana. Ale problem z utrzymaniem statusu mistrza polega na tym, że wielu artystów resztę swojej kariery spędza na pogoni za utrzymaniem osiągniętych wyżyn, a przecież nic nigdy nie będzie wystarczająco dobre, jeśli mierzy się z doskonałością. Rzecz jasna, po drodze zdarzają się wpadki: nieudane próby zmiany kierunku czy nie do końca przemyślane brzmieniowe transformacje, ale dzięki nowej płycie Jason Isbell and the 400 UnitWeathervanes [2023], utalentowany muzyk ponownie spełnienia wyśrubowane oczekiwania zbliżające jego twórczość do perfekcji.  

W piosenkach Jasona Isbella zawsze dominował silny nurt ciemności. Autorski motyw tekstów poruszających się po mrocznych krawędziach egzystencji jest tym, co zapewniło wysokie notowania Southeastern. W ciągu dekady niewiele się zmieniło. Gitarzysta wciąż płonie żywym ogniem, wydając znakomite płyty opowiadające pesymistyczne historie; może nie wszystkie są osobiste, ale niezaprzeczalnie czerpiące z bogatego doświadczenia życiowego: trudnego dzieciństwa, młodości spędzonej w trasie czy krętej drogi prowadzącej do całkowitej abstynencji. W bogatej kolekcji nagrań Isbella znajdziemy również utwory podnoszące na duchu, ale zwykle zawierające solidną dawkę realizmu. Za przykład niech posłuży If We Were Vampires, jedna z najpiękniejszych ballad miłosnych współczesnych czasów, oparta na nieprzyjemnej prawdzie, że w wieloletnim związku jeden z partnerów będzie musiał iść dalej po śmierci drugiego. 


Weathervanes, nie gubi znaku wodnego Jasona Isbella. Nie jestem do końca pewny, czy przypadkowy słuchacz będzie w stanie wytrzymać tyle historii o rozpaczy, nieszczęściu i desperacji. Pocieszający jest fakt, że kumulację negatywnych spostrzeżeń często rozpraszają przebłyski światła i znakomicie rozpisana instrumentacja wszystkich trzynastu nagrań – bo co by nie powiedzieć, Isbel wraz z zespołem 400 Unit potrafią zrobić dużo hałasu. Artysta najwyraźniej czuje się komfortowo w towarzystwie wypróbowanych kumpli, pozwalając im być pryzmatem, przez który przebija się jego twórczość. Kiedy gra solo jest odpowiedzialny za całą skomplikowaną żonglerkę. Na scenie z 400 Unit, może być wokalistą, wirtuozem gitary, dyrygentem albo uśmiechniętym fanem instrumentalnego kunsztu swoich kolegów. Chwilami można odnieść wrażenie, że jakaś część Jasona może istnieć tylko w ich obecności.
 

W obrębie całej płyty z łatwością daje się zauważyć swobodę, z jaką Isbel wykorzystuje folkową stylistykę, obejmującą niezawodne pisane mrocznych tekstów uwikłanych w chwytliwe melodie i dobrze kontrolowane wybuchy energii. Weathervanes może być cholernie przygnębiający, ale trzeba też zauważyć, że mamy tutaj do czynienia ze szczerym autentyzmem wyjętym z bardziej złowrogiego nurtu Americana, przywołującego takich twórców jak: Townes Van Zandt, John Prine czy Bruce Springsteen. W zasadzie wszystkie piosenki mogą być gotowymi ścieżkami dźwiękowymi dla dryfujących outsiderów opłakujących wszystko, co stracili, a Isbel jest ich powiernikiem sprawiającym, że jednak trochę się przejmujemy. 



Southeastern Records, 2023
Foto: Denny Clinch

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz15 lipca, 2023

    Z ciekawości przejrzałem dyskografię Isbella i doszedłem do wniosku, że brak znajomości angielskiego i całej świadomości związanej ze zrozumieniem tekstów czasami wychodzi na dobre, bo piosenki gość pisze naprawdę świetne. Southeastern w całości wrzucam do swojego zbioru, a pozostałe płyty zostawiam sobie na wieczór, a teraz dopiję kawę i wracam na trasę. Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę, że jesteś utrudzonym kierowcą wielkiego TIRa, po części wpisujesz się w atmosferę kilku piosenek Isbella stając się ich mimowolnym bohaterem. Szerokiej drogi życzę!

      Usuń
    2. Niewierny Tomasz15 lipca, 2023

      Dzięki

      Usuń
  2. Góra wartościowej muzyki.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz