Czy ta cisza może tańczyć?



Wydaje się wręcz nieprawdopodobne, że Vince Clarke od czterdziestu lat związany z przemysłem muzycznym, innowator elektronicznej muzyki tanecznej, cichy twórca brzmienia Depeche Mode, Yazoo i Erasure, kompozytor takich przebojów jak chociażby Situation, nigdy nie wydał solowej płyty. Album Songs Of Silence [2023] jest jego pierwszą próbą zaistnienia pod własnym nazwiskiem.  

Materiał nagrywany w czasie pandemii odzwierciedla atmosferę zamknięcia. Kluczowe utwory Songs Of Silence oparte na jednej nucie i molowej tonacji, tworzą poczucie napięcia współistniejącego ze spokojem. Fundament płyty bazuje na rozbudowanym bloku syntezatorów modularnych Eurorack. Clarke postanowił zapoznać się z tym systemem i nauczyć się kilku nowych umiejętności, aby uśpić narastające emocje związane z izolacją. Rezultatem jest dziesięć poruszających kompozycji wydobywających się, a zarazem dedykowanych wszechogarniającej ciszy. Po prostu cieszyłem się tym procesem i nie myślałem o tym, że ktoś inny to usłyszy. Byłem zszokowany, gdy Mute powiedziało, że chce wydać ten zbiór – wyjaśnia Clarke.


Minimalistyczną atmosferę projektu trudno powiązać z niegdysiejszym wizerunkiem nastoletniego "marzyciela z grzywą" ujarzmiającego brzmieniowe tajemnice Yamahy DX-7, ulubionego syntezatora ery New Romantic. Songs Of Silence nie wyrywa klepek na parkiecie – zmierza w przeciwnym kierunku. Prezentuje złożone, samotne wysyłki muzyczne zmagające się z upływającym czasem, przenikliwą ciszą i złowieszczym mrokiem zastanej rzeczywistości. Album niezaprzeczalnie zdradza rezonansowe cechy. Słuchając przewodniego utworu The Lamentations of Jeremiah, staje się jasne, że Clarke znalazł sposób na wyrażenie szerokiej gamy emocji poprzez subtelne manewry muzyczne. Ekspresyjna ścieżka wiolonczeli Reeda Haysa tańczy nad przewiewnym dronem, jak strumień kłębiących się myśli przywołujących uczucie rozpadającego się świata – smutku i niepewności chmurnie wiszących nad promykami nadziei. Kompozycji towarzyszy teledysk w reżyserii Ebru Yildiza przedstawiający zamyślone czarno-białe ujęcia Clarke'a, z których przebija się napięcie i spolegliwość, dramat i pokój, miłość i przygnębienie. 

Podstawowym budulcem większości nagrań są rozciągnięte ambientowe pejzaże, które – jak w utworze Cathedral otwierającym płytę, umieszczają słuchacza w rozległej tajemniczej przestrzeni, z której czasami wydobywa się zniekształcony ludzki głos, przypominający wołanie zagubionej duszy będącej echem zamierzchłej historii. Z kolei White Rabbit oparty na powtarzającym się wzorze sekwencera, w ostatniej minucie wybucha niespożytą energią plemiennych bębnów. Tęskną formułę nagrania Passage uzupełnia operowa ścieżka wokalu Caroline Joy, jakby wyjęta z pieśni sakralnych Henryka Mikołaja Góreckiego. W innym miejscu kompozycja Blackleg wykorzystuje fragmenty archiwalnej XIX-wiecznej pieśni anonimowego górnika protestującego przeciwko wyzyskowi: Weź swoje narzędzia i swoje ciuchy, i zabierz je do piekła … idź na dół i życzę ci dobrze brudny górniku z czarnymi nogami – śpiewa nieznany nam mężczyzna, wzbudzając braterski ponadczasowy sentyment. Album finalizuje utwór Last Transmission. Zagadkową sekwencję cyfrowych danych powoli pokrywa całun majestatycznie brzmiących dronów, które stopniowo ulegają rozproszeniu, by ostatecznie zniknąć za ścianą przejmującej ciszy.   

W debiucie Vince'a Clarke'a jest coś uderzająco ludzkiego. Głęboko humanistyczne atrybuty Songs Of Silence w pełni korzystają z szerokich możliwości współczesnej technologii. Nawet biorąc pod uwagę skromne ambicje twórcy, nie jest zaskoczeniem, że jego muzyka prezentuje pomysłowość znacznie wykraczającą poza typową dywersję syntezatorów. Panoramiczne tekstury sprawiają, że słuchacz czuje się, jakby lewitował w bezkresnej przestrzeni. Jej ogrom przenika mroczny ton, który może sprawić, że poczujemy się jak "koniec", ale to właśnie w nim zamieszkuje niezaprzeczalne piękno. 


Mute, 2023
Foto: materiały prasowe

Komentarze

  1. Spoglądam na górną i dolną fotografię Clarke'a i wierzyć się nie chce, że również i mnie 40 lat przeleciało nie wiadomo kiedy. Pod mroczną elektroniką ukrywa się cała paleta ludzkich emocji wartych dogłębnego prześledzenia. Czuję się poruszony, ale też zaskoczony wysokim poziomem tej pracy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niewierny Tomasz28 listopada, 2023

    Właśnie słucham podlinkowanego przez gospodarza kawałka "Situation" i nie mogę się nadziwić, jak świetnie sobie radzi z upływającym czasem, o którym wyżej wspomina Piotr. Klasa sama w sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro zostałem wywołany. Pochodzący z tej samej płyty wielki przebój Don't Go, wydaje się jeszcze ciekawszy, bo pięknie ilustruje aranżacyjne pomysły Clarke'a. Żywa elektronika spod jego palców chyba jeszcze w większym stopniu nie daje tam o sobie zapomnieć.

      Usuń
  4. Miarą wartości ambientu jest dla mnie to, jak szybko przy nim zasypiam. Tutaj udało mi się wytrwać do końca. Tym sposobem Songs Of Silence bezapelacyjnie wysunął się na prowadzenie, dzięki dużej ilości brzmieniowych wkrętów sensownie rozmieszczonych na całej płycie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz