W szkocką kratkę, cz. I



Szkocja kryje w sobie wiele magii. To odległa kraina na szczycie Wysp Brytyjskich z jej upartymi, twardymi jak skała, kochanymi mieszkańcami. W miłej pamięci zapalonych podróżników na zawsze zostaje romantyczne Highlands, mistyczne Wyspy Hebrydzkie, dziki pas wschodniego wybrzeża czy produkujący whisky region Isle of Skye. Jest jeszcze muzyka, która przekłada tę magię na odpowiednie dźwięki – prawdziwe i szczere, jak Kenny'ego Andersona od ponad trzech dekad nagrywającego pod pseudonimem King Creosote

I DES [2023], to pierwszy album King Creosote od siedmiu lat. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza twórczość Andersona obracała się w różnych stylistykach: od wełnistego morskiego folku po dziwaczny psych-pop i hałaśliwy indie rock. Artysta jest wystarczająco ekscentryczny, aby przenieść swoje od dawna ugruntowane połączenie tradycji i nowoczesności na nowe wyżyny, ale I DES czuje się trochę jak kolaż różnych atrybutów Andersona nasycony weterańską obecnością artysty, który odkąd pamiętam, zawsze brzmiał jak stara szkocka dusza.

Z płytą nagrobkową na okładce i tytułem będącym anagramem słowa "dies", można by pomyśleć, że najnowsze wydawnictwo King Creosote, może być czymś w rodzaju ponurej zadumy nad ludzkim życiem i śmiercią, od których w żaden sposób nie możemy uciec. Tak, to prawda, Anderson nigdy nie stronił od ciężkich tematów. Może dlatego w utworze Blue Marbled Elm Trees z wdziękiem stawia czoła śmiertelności, ale oczko niżej nagraniem Burial Bleak, próbuje się jej przeciwstawić.  

I DES wyprodukowany we współpracy z muzykiem i producentem Derekiem O'Neillem, ciekawie łączy tradycyjny folkowy kanon z elementami współczesnych brzmień. Wibrafon, akordeon, fortepian, perkusja, bas i gitara na równi współistnieją tutaj z elektroniką, loopami i dronami wyczarowanymi z kieliszków do wina. Anderson zawsze był artystą trudnym do zaszufladkowania. Nie byłby sobą, gdyby na swoich płytach nie próbował przemycić stylistycznych elementów zaskoczenia. Umieszczony w środku tracklisty dziwaczny utwór Susie Mullen jest tego namacalnym przykładem, ale już przedostatnie nagranie Please Come Back I Will Listen, I Will Behave, I Will Toe the Line przybiera formę wielowątkowej suity zaskakującej słuchacza licznymi zwrotami akcji. Finałowa, prawie czterdziestominutowa kompozycja Drone in B# skutecznie zamienia I DES w podwójny album i sprawia wrażenie grupowego, stopniowo narastającego jamu otwartego na muzyczną przygodę.  

Mimo drobnych kłopotów ze spójnością balansujących na granicy żartu, I DES to więcej niż godny dodatek do obszernego i szanowanego dorobku Kenny'ego Andersona, a przede wszystkim odpowiednio ambitna celebracja jego 25-letniej obecności na brytyjskiej scenie muzycznej. Na folkowej mapie Szkocji, panowanie króla Creosote jest wciąż niepodważalne i tak samo angażujące jak zawsze.



Domino Recording, 2023
Foto: Domino Music

Komentarze

  1. < kantor wymiany >11 listopada, 2023

    Wprawdzie do produkcji King Creosote zawsze podchodziłem dosyć pobieżnie, wyłuskując z obszernej dyskografii co ciekawsze kawałki, to I DES już po pierwszym przesłuchaniu, że tak powiem "wszedł" mi prawie w całości z osobistym wskazaniem na Drone in B#. Zaskakująca w formie świetna postprogowa rzecz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek Sikora11 listopada, 2023

    Gość o tyle inspirujący, że lubi eksperymentować, a do tradycji szkockiego folka zawsze podchodzi z otwartą głową. Tak jest i tym razem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz