Współczesna muzyka coraz częściej poszukuje nowych ścieżek wyrazu, łącząc dźwięki, poezję oraz emocje w formy, którym trudno nadać jednoznaczne etykiety. Taką ścieżką podąża amerykański poeta i performer Johnny Coley. Jego album Mister Sweet Whisper [2024] jest zajmującym, awangardowym dziełem eksplorującym granice muzyki, literatury i sztuki. Wydany w okresie największego rozkwitu późnej kariery, Mister Sweet Whisper stanowi kolejny etap podróży artystycznej Coleya rozpoczętej dopiero po siedemdziesiątce, co już samo w sobie jest intrygującym doświadczeniem.
Już od pierwszych dźwięków otwierającego utworu They’re Dreaming Me album wprowadza słuchacza w nastrój, który najlepiej opisać jako "lynchowski". Melancholijne klawisze Jacquie Cotillard i gitarowe frazy Joela Nelsona czasami przypominają klasyczne brzmienia Doorsów, ale poezja Coleya niesie w sobie o wiele bardziej refleksyjną głębię niż pamiętne teksty Jima Morrisona. Sfatygowany głos wiekowego artysty przepełniony świadomością upływającego czasu, idealnie współgra z muzycznymi warstwami mroku, tworząc dźwiękowy krajobraz zawieszony między snem a jawą. Album, jak pokazuje kolejny utwór Club Roma, jest hołdem dla przeszłości, a zarazem dekonstrukcją osobistych wspomnień. Z pomocą wibrafonu Jaspera Lee i kontrabasu Ryana Jonesa, Coley kreuje fabularny pejzaż dźwiękowy, balansujący między kiczowatym jazzowym klimatem a głęboko nasyconym liryzmem. Historia o rzymskich zaułkach i nieoczekiwanym pojawieniu się Papieża wydaje się dalece absurdalna, ale w rękach Coleya zyskuje wymiar metaforyczny. To zderzenie boskości z ludzką przyziemnością staje się jednym z najważniejszych motywów płyty.
Najbardziej intrygującym utworem w tym zestawie jest Flesh Vehicle, gdzie eksperymentalne brzmienia i stłumione perkusyjne dźwięki przenoszą słuchacza do świata z pogranicza człowieka i maszyny. Surrealistyczna opowieść o samochodzie, który przekształca się z metalu w mięso, nawiązuje do współczesnej amerykańskiej rzeczywistości. Przedstawia obraz kraju pełnego paradoksów, zmieniającego się w sposób pozostawiający przestrzeń dla społecznego rozkładu, jak również rozkwitu pokładów nadziei. W nagraniu That Knock At the Door Coley wykorzystuje minimalistyczną linię basu i delikatne jazzowe struktury, by budować atmosferę przypominającą ilustrację do filmu noir. Jednak to nie napięcie kryminalnej zagadki dominuje w utworze, a introspekcja i psychologiczna głębia narracji. Słuchacz jest wciągany w intymny świat pragnienia samotności, którą Coley opisuje z poruszającą szczerością. Gdy głos artysty cichnie do szeptu, a potem wypowiada słowa: chciałem być sam, chciałem być sam ze sobą, zaczynamy dostrzegać umysł narratora jednocześnie dręczonego i uspokajanego przez wspomnienia.
Jednak Mister Sweet Whisper to nie tylko refleksyjna podróż przez mroczne zakamarki umysłu. Utwory takie jak Hitchhikin’ czy Dancin’ Like an Assassin wnoszą odpowiednią dawkę surrealistycznego humoru. W pierwszym nagraniu Coley opowiada historię o wyczerpującej podróży pełnej przypadkowych spotkań, by w finale przejść do jazzowego chaosu, inspirowanego twórczością formacji Sun Ra. W drugim zaś z przekonaniem wciela się w striptizera, a potem ... w doniczkowy kwiat, który rozrzuca płatki na kawiarniane stoliki. Ta gra perspektyw i płynność ról, staje się metaforą queerowej dwoistości przenikającej całą kompozycję.
Zespół Worst Spills, z którym poeta ściśle współpracuje, tworzy niezwykle atmosferyczne nagrania. Połączenie lounge-folku, jazzu i eksperymentalnych motywów dźwiękowych nie tylko wspiera poezję Coleya, ale staje się integralną częścią jego narracji. Mister Sweet Whisper jest hipnotyczny, niepokojący, przesiąknięty rozkładem, a zarazem afirmacją życia. Johnny Coley – błyskotliwy performer zamieszkujący różne stany, ciała i osobowości, stworzył swój własny niepowtarzalny świat pozbawiony ograniczeń. To paradoksalne, ale nie ma w nim miejsca na przypadki.
Mississippi Records, 2024
Foto: materiały prasowe
Przede wszystkim atmosfera - może trochę za bardzo przegadana, ale rzeczywiście pasująca do abstrakcyjnej, tajemniczej treści filmów w stylu Davida Lyncha. Mimo słownej kreatywności Coleya większej szansy upatruje jednak dla zespołu towarzyszącego. Jest potencjał.
OdpowiedzUsuńMister Sweet Whisper jest dobrym powodem, żeby z większą uwagą przeglądać ofertę niszowych wytwórni płytowych. Mało znana twórczość Johnny Coleya to nie pierwsze odkrycie, które mnie zatrzymało.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza że branża jest na finiszu roku wydawniczego, prasa muzyczna właśnie rozpoczyna grudniowe podsumowania, nowych płyt jakby mniej, a to zawsze dobra okazja do poszukania muzyki z różnych przyczyn jeszcze nieodkrytej. Czasami takie "znajdy" przynoszą najwięcej satysfakcji.
UsuńWłaśnie. Jestem ciekawy, jak w twojej ocenie wypadł ten rok?
UsuńSam od pewnego czasu dostrzegam wyraźny regres w szeroko rozumianej popkulturze, która mówiąc delikatnie uległa spłyceniu we wszystkich możliwych aspektach. Widać to dobrze na rynku anglojęzycznym, polskiego podwórka z grzeczności nie dotykam. Jestem więc ciekawy tegorocznych podsumowań i szczegółowych analiz. Zaskoczeń pewnie będzie co niemiara.
A jednak wciąż mamy z czego wybierać. Pewną niedogodnością są dla mnie dwa narastające zjawiska - duże rozproszenie muzyki i jej ogromna ilość, co nie zawsze przekłada się na jakość. Od kilku lat zauważam, że ze słuchanych na bieżąco premier, coraz częściej do kolekcji włączam nie całe płyty, a wybrane utwory i sam się zastanawiam, czy jest to efekt nadmiaru, czy też zauważalnego spadku poziomu muzyki. Efekt jest taki, że zaostrzyłem kryteria i stałem się bardziej wybredny. Ale to chyba dobrze?
Usuń