Choć tekst utworu SPEYSIDE jest poetycko afektywny, finalnie ledwo przykleja się do wycofanej akustycznej manifestacji. To zauważalny trend, który utrzymuje się na całej płycie. Językowa desperacja utworów takich jak Walk Home czy I’ll Be There zamyka się w aranżacjach, które wydają się równie bezsilne jak słowa, które niosą, pozbawiając piosenki wszelkich unikalnych załamań pozwalających rozłożyć zawartość płyty na czynniki pierwsze, skrytykować, a ostatecznie być może docenić.
Najgłębsze i najbardziej pamiętne doświadczenia pochodzą z utworów dotykających stylistycznych wyzwań rozumiejących, że nie da się wrócić do przeszłości. Weźmy taki AWARDS SEASON, w mistrzowski sposób odzwierciedlający zarówno stałość, jak i przemijalność faz księżyca. Uczucie słodko-gorzkiej wdzięczności, przeniesione jest tutaj bezbłędnie przez elektronicznie akcenty, zawołania saksofonu i doskonałe zrozumienie minimalistycznej strategii kompozytorskiej. Równie przekonujące są nieco lżejsze utwory Day One i From, które w bardziej energiczny sposób zgłębiają temat czasu i relacyjnej pamięci. Vernon splata tu pozornie sprzeczne uczucia: obecność i tęsknotę, spokój i niepewność. Pogodny nastrój utrzymuje również refleksyjny If Only I Could Wait odwołujący się do melodyjnej klasyki starszych płyt. A gdy album dobiega końca, zamykający There’s a Rhythmn oferuje niemal filozoficzny wniosek – że rytm istnienia nie przejmuje się naszym bólem, wspomnieniami czy próbami zrozumienia; on po prostu jest. A my możemy jedynie nauczyć się z nim współistnieć.
SABLE, fABLE nie próbuje zrewolucjonizować muzyki Justina Vernona. Zamiast tego proponuje szczere, dalece osobiste spojrzenie na to, czym może być twórczość, gdy zostanie pozbawiona presji spełniania oczekiwań – zarówno cudzych, jak i własnych. Choć nie wszystkie utwory są równie udane, to właśnie ten wewnętrzny rozkład jakości staje się odbiciem głównego tematu płyty – walki między próbą uchwycenia sensu a akceptacją jego ulotności. Vernon nie daje gotowych odpowiedzi, lecz oferuje wyjątkową przestrzeń, by z jego muzyką i przemyśleniami zostać trochę dłużej.
Jagjaguwar, 2025
Foto: New York Times
Lubię takie płyty. Im dłużej SABLE ƒABLE słucham, coraz więcej słyszę i coraz bardziej doceniam wszystkie małe drobiazgi składające się na efekt końcowy.
OdpowiedzUsuńczy tylko ja odnoszę wrażenie, że wena twórcza Vernona tym razem trochę przysypia?
OdpowiedzUsuńTo chyba jedyny artysta na świecie, który bardzo się stara, żeby jego piosenki niebyły zbyt ładne.
OdpowiedzUsuń... … i jak zawsze mu nie wychodzi :)
Usuń