
W wywiadach poprzedzających wydanie płyty Hadreas podkreśla, że pisząc nowy materiał, często inspirował się swoimi pierwszymi nagraniami, ale Glory wcale nie brzmi jak ich rekonstrukcja. Wprawdzie artysta wraca do emocjonalnej surowości, która towarzyszyła mu na początku kariery, ale liryczną bezpośredniość ubiera teraz w zupełnie nowe brzmieniowe szaty. To płyta pełna kontrastów – delikatność spotyka się tutaj z agresją, a intymność z epickim rozmachem. Jednym z najbardziej zaskakujących aspektów Glory jest rockowa energia kluczowych nagrań. Pierwsze dwa single No Front Teeth i It’s A Mirror wyróżniają się napiętymi przesterami gitar elektrycznych, które nadają muzyce Perfume Genius niespotykanej dotąd grunge'owej intensywności. Ten nowy, bardziej agresywny kierunek jest zasługą wieloletniej współpracy Hadreasa z doświadczonym producentem Blakiem Millsem, mającym na koncie współpracę z takimi artystami jak Bob Dylan, Fiona Apple czy Laura Marling.
Producent i wieloletni współpracownicy Hadreasa pomogli w stworzeniu szerokiej palety brzmień obejmującej zarówno ambientowe pejzaże, barokowe smyczki, jak również shoegaze’owe ściany dźwięku. Nie oznacza to jednak, że Perfume Genius całkowicie porzucił swoją wrażliwość. Utwory takie jak Full On czy In A Row łączą przewiewne aranżacje z rozbudowaną instrumentacją, tworząc kompozycje, które wciąż zachowują introspektywny charakter. W Capezio głos Hadreasa zniekształca wokoder, tworząc hipnotyzującą atmosferę, a In A Row brzmi niczym duchowe odzwierciedlenie Slowdive, z monumentalnym finałem napędzanym rozmytymi talerzami i wzmożoną aktywnością instrumentów dętych.
Wcześniejsze nagrania Perfume Genius skupiały się na traumach z przeszłości. Glory jest próbą reinterpretacji tych przykrych wspomnień, ale widzianych już z perspektywy dojrzałego mężczyzny. Ponad czterdziestoletni Hadreas odkrywa, że wiele jego lęków wciąż pozostaje aktualnych – chociaż zmienił się sposób, w jaki teraz na nie patrzy. Artysta nie chowa się już za fikcyjnymi postaciami z wcześniejszych piosenek. Nie ma już Królowej Bohemy, nie ma zbuntowanego motocyklisty – jest tylko on, odsłonięty jak nigdy dotąd. Mimo że większość tekstów napisanych jest w pierwszej osobie, pozostaje wiele pytań, na które dociekliwi słuchacze nie znajdą odpowiedzi. To na swój sposób paradoksalne, bo Glory staje się jedną z najciekawszych, najbardziej otwartych, a zarazem najbardziej złożonych płyt w dyskografii muzyka, jak dotąd nieomylnie balansującego na granicy retrospekcji, zmysłowości i artystycznego nowatorstwa.
Matador Records, 2025
Foto: Cody Critcheloe
Kawałek "No Front Teeth" i wszystkie rockowe przebłyski "Glory" zrobiły na mnie spore wrażenie. Ten dygotliwy wokal Hadreasa w połączeniu z bezpośrednim atakiem gitary elektrycznej przypomina mi najbardziej uduchowione momenty grunge’u i o dziwo doskonale pasuje do rockowej stylistyki. W gruncie rzeczy jestem w stanie wyobrazić sobie Hadreasa w roli manierycznego frontmana zadziornie grającej kapeli rockowej. Być może tak odważna sceniczna przemiana skutecznie wyciszyłaby wszystkie traumy tego utalentowanego faceta, dodała życiowej odwagi, a u fanów wywołała małe trzęsienie ziemi.
OdpowiedzUsuńKto wie, może Glory jest zapowiedzią takiej przemiany?
UsuńJak na moje ucho, jedna z najciekawszych i najsolidniej wyprodukowanych płyt bieżącego roku.
OdpowiedzUsuń