Powrót z cyfrowej otchłani



Dla Justina Vernona Bon Iver zawsze był formą ucieczki – sposobem na znalezienie twórczej przystani odseparowanej od wielkomiejskiego zgiełku. W kojącej gęstwinie lasów Wisconsin, utworami z For Emma, Forever Ago [2007] Bon Iver wyznaczył dziesięć ścieżek, prowadzących do idealistycznego, samowystarczalnego świata, w którym wymienni członkowie zespołu żyli, marzyli i pragnęli. Kiedy wydane cztery lata później utkane z mchu i paproci nagrania: Calgary, Holocene, Towers, przytłoczyły nadmiernym sukcesem, Vernon wycofał się, dezintegrując swój głos za pomocą zniekształconego elektroniką albumu 22, A Million [2016] łamiąc serca entuzjastom urokliwego, folkowego brzmienia grupy.













Czwarta, pełnowymiarowa płyta Bon IverI,I [2019], jest zgrabnie ułożoną wypadkową wszystkich charakterystycznych patentów zespołu i zwieńczeniem wielobarwnego tryptyku, w którym album pierwszy jest odpowiednikiem zimy, drugi – wiosny, trzeci – lata, a najnowszy – wczesnej jesieni. W obrębie nowych utworów wszystkie znajome elementy Bon Iver: impresjonistyczne fale dźwięku, często nieprzeniknione – a przez to intrygujące teksty, hipnotyczne sztuczki studyjne, wraz z pierwszoplanowym barytonem Justina Vernona wracają na swoje miejsce. Gitara akustyczna, rogi i fortepian współistnieją na równi z rozedrganą elektroniką – ale nastrój, który zespół wyczarowuje, nie jest szczególnie odkrywczy. Wydaje się być luźnym rozwinięciem projektów pobocznych: Volcano Choir i Big Red Machine, ale też echem udanej współpracy Vernona z Bruce'm Hornsby przy jego nowej płycie Absolute Zero [2019].

Te piosenki nie oszałamiają nadzwyczajną urodą, ale też nie są jej pozbawione. Spoglądają na zewnątrz i pozostawiają miejsce dla reszty świata – a ten ochoczo dołącza do projektu wianuszkiem zaproszonych gości: James Blake, Moses Sumney, Wye Oak, Jenn Wasner, pojawiają się w różnych miejscach płyty, podtrzymując ogień zainteresowania. Symboliczna, bo jednowersowa obecność Bruce'a Hornsby w kompozycji U (Man Like), wyraźnie nagranie ożywia. Dobrze mieć takich przyjaciół w pobliżu. Jest zdecydowanie cieplej, zaczepnie, bardziej ulotnie. Świetnym przykładem jest singiel promujący album Hey, Ma, wdzięcznie próbujący odkupić grzechy cyfrowych pomyłek 22, A Million. W finałowym utworze RABi, Justin Vernon śpiewa: Światło słoneczne jest teraz przyjemne, prawda? Nie ma w tym wielkiej symboliki, ani śladu tęsknoty. W zamian wyłania się pociecha, która umknęła liderowi Bon Iver na poprzedniej płycie. Nie mam planu odejścia / Ale coś musi uspokoić twój umysł – dodaje pokrzepiająco.

Trzeba posłuchać: Hey, Ma, Naeem, RABi





Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Global Net

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz11 sierpnia, 2019

    Wydaje mi się, że piosenka Hey Ma, ma wyraźny, uniwersalny przekaz, ale również zawoalowany wątek autobiograficzny. Opowiada o człowieku zahartowanym trudami życia, powoli zapominającym, co to znaczy być dzieciakiem. Jako dziecko był pełen kreatywności, radosnej energii - jak widzimy na wideo i w pierwszym wersecie. Jednak - podobnie jak my wszyscy, dorastał pochłonięty pracą i światem materialnym, zapominając o tym, co naprawdę się liczy: rodzina i spokój wewnętrzny. „Cały czas rozmawiasz o pieniądzach, no cóż, żyję w kopalni węgla”. Kopalnia węgla to ponury stan jego duszy. Praca na pełny etat pochłania go, odrywa od życia rodzinnego i związków, całkowicie zapominając o dziecięcej beztrosce - miłości do życia. „Najwyższy czas (zadzwonić) do swojej mamy”. To przypomina o tym, co jest naprawdę ważne. I jak zawsze, kiedy do niej dzwoni narzeka na to, jak ciężka jest jego praca i opowiada w rodzicielskiej tajemnicy, jaki jest nieszczęśliwy. „Wysoki głos - wiem, że sobie poradzisz”, dodaje ze smutkiem „Cóż, chciałeś tego przez całe życie”.
    Bohater piosenki spieszył się, by dorosnąć a teraz uświadamia sobie, że nie może już wrócić. Niesamowicie piękny, lirycznie głęboki utwór.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek Sikora12 sierpnia, 2019

    Zarówno utwór, jak i cała płyta brzmi tak, jakby Justin Vernon dotarł do ściany i nie wiedział, gdzie dalej pójść. Dużo tutaj pojedynczych mikrowybrzmień, które sprawiają przyjemność połowiczną. Słucham, ale ciągle mam mieszane uczucia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz