Jedenaście ikon Eli Keszlera

 


Często powtarzany cytat o jazzie przypisywany Milesowi Davisowi: "nie chodzi tu o nuty, które grasz, ale o te, których nie grasz", stał się popularnym aforyzmem; nie mniej jednak ogólna idea stojąca za tymi słowami jest taka, że muzyk rozwija się tylko wtedy, gdy wytycza swój kurs poza metrum i frazę Wielkiej Księgi, w niewielkim stopniu używając improwizacji jako wymówki do zaśmiecania kadru dźwiękiem, aby przestrzeń wokół artysty mogła kształtować to, dokąd zmierza. Mowa tu o ciszy, która nadaje znaczenie i intencję melodii rozwieszonej gdzieś pomiędzy. 

Większość z nas, nie słuchałaby ciszy. Jestem wręcz pewny, że wielu mieszkańców naszej planety, nawet nie zdaje sobie sprawy z jej istnienia. Wyjątkiem od tej dość powszechnej reguły jest Eli Keszler – nowojorski perkusista eksperymentalny, kompozytor i twórca wizualnych instalacji dźwiękowych. Muzyk z poważnym dorobkiem artystycznym – trzeba w tym miejscu wspomnieć o jego ostatniej, bardzo dobrej płycie Stadium [2018], jak również o współpracy z innymi prekursorami dźwiękowych eksperymentów, od Keitha Fullertona Whitmana i Oren Ambarchi, do Laurel Halo i Oneohtrix Point Never.

Najnowszy album Eli KeszlerIcons [2021], zbudowany jest na idei nieobecności i pustki. Projekt powstał w szczytowym momencie covidowej pandemii w Nowym Jorku, która spowodowała niemal natychmiastowe zamknięcie obszaru całego miasta. Manhattan, pozbawiony całodobowego gwaru, ludzi i samochodów, zamienił się w surrealistyczną wyspę ciszy. Działo się coś mrocznego, dziwnego, a jednocześnie wymownie pięknego. 

Icons, koncentruje się na pustce wielkiego miasta tymczasowo wstrzymanego, które po prostu chce przeżyć. Album, nie jest posępny ani brzmieniowo grobowy. Jedenaście sugestywnych utworów płyty, wybrzmiewa, jak transmisja z jakiejś dziwne ekscytującej krainy. Subtelnie podana elektronika, nagrania terenowe i motyw perkusyjny All the Mornings in the World – utworu otwierającego album, przywołują raczej odrodzenie niż rozkład. Delikatne rozmycia melodii emitują ciepłe światło, niczym wschód słońca nad horyzontem – co wcale nie oznacza, że na płycie, nie odnajdziemy kilku zachmurzonych ścieżek, wyrażonych chociażby nagraniem God Over Money, utrzymanym w zimnokrwistym, post-rockowym klimacie.

Ale kiedy Keszler ponownie włącza ogrzewanie, czujemy się tak, jakby perkusista oprowadzał nas po opuszczonej metropolii, umieszczając odczucia słuchaczy w przytulnej izolacji. Nowy Jork, nie jest tutaj martwym miastem, a raczej takim, które przechodzi hibernację i proces powolnej odnowy. Icons, niesie w sobie emocjonalny zapis tego, co my wszyscy i otaczający nas świat przeszliśmy w ciągu ostatnich szesnastu miesięcy, ale też muzyczną ilustrację czegoś, czego przebywając w zamknięciu, nie mogliśmy albo nie chcieliśmy dostrzec – osobliwego piękna pustych, wielkomiejskich przestrzeni.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Dan Allegretto

Komentarze