Przejdź do głównej zawartości

Kusząca ewolucja jazzu



Kamasi Washington bez wątpienia jest czołową postacią ruchu odnowy we współczesnej muzyce jazzowej, w której purystyczna, zapatrzona w siebie, czysto akademicka formuła wydaje się być coraz większym zmartwieniem dla nowej fali poszukujących słuchaczy. Amerykański saksofonista luźno związany z formacjami The Comet is Coming i Badbadnotgood, chętnie współpracujący ze znanymi muzykami spoza jazzu, poprzez barwne adaptacje różnych stylów głównego nurtu, paradoksalnie nadal może być postrzegany jako tradycjonalista wśród tych, którzy zrobili karierę na odważnych eksperymentach wychodzących poza tradycyjną społeczność jazzową. Muzyk nie głosi jednak popularnego stanowiska, że jazz przestał się rozwijać po 1965 roku. Raczej konsekwentnie prowadzi otwarty dialog z różnymi wpływami obejmującymi spiritual jazz, funk, soul, R&B, czy hip-hop. Na nowej płycie Fearless Movement [2024] największy współczesny melodysta wśród saksofonistów, wraz z udziałem licznej grupy zaproszonych gości, ponownie zaskakuje fanów śmiałością jazzowych form idących w wielu kierunkach naraz. 


Uduchowiona tęsknota, ekspresyjne maratony, gromkie punkty kulminacyjne oraz kompozytorskie ambicje charakteryzują większość dzieł Kamasi Washingtona. Względna lekkość Fearless Movement jest naturalnym, mile widzianym krokiem po okresie chwytania wielkich ciężarów. Obciążona piosenkową grawitacją pierwsza część płyty umożliwia słuchaczom złapanie głębszego oddechu, ale album staje się lepszy, gdy w drugiej części Washington rezygnuje z luźnych powiązań z kulturą imprezową na rzecz heroicznych uniesień, które już od początku kariery były jego mocną stroną. Saksofonista prezentuje się tu doskonale, co pewnie nikogo nie zdziwi. W pasterskiej kompozycji Dream State z udziałem flecisty Andre 3000, czy w bardziej surowym klimacie nagrania The Garden Path, Washington demonstruje uwolnioną pasję znaną z jego wcześniejszych nagrań. Jest wykwalifikowanym technikiem – mistrzem czegoś, co można by nazwać okrzykiem jazzu: żarliwą ekspresją, która wyłania się z instrumentu w kulminacyjnym momencie – przekracza teorię, zapis nutowy i technikę gry na korzyść czystych emocji. 
                                                                   
Jak na ironię album finalizuje główny singiel Prologue. Muzycy stopniowo wspinają się przez serię długo trzymanych akordów. Każdy z nich wydaje się być ostatnim, wciąż ulegającym nowym podszeptom o jeszcze większej intensywności. Waszyngton podąża za tymi sugestiami. W końcu jego saksofon ląduje na jednej nucie i przetwarza motyw z wściekłą determinacją, jakby od tego dźwięku zależało jego życie. Być może jest to kluczowa wskazówka, o co chodzi w wielobarwnej atmosferze Fearless Movement i czego możemy się spodziewać w niedalekiej przyszłości. W ten "nieustraszony ruch" łatwo jest nam uwierzyć. 


W zupełnie innym kierunku zmierzają: gitarzysta i multiinstrumentalista Oren Ambarchi, basista Johan Berthling oraz perkusista Andreas Werliin. Dwóch Szwedów i Australijczyk czerpią przyjemność z odpuszczania – poszukiwania dźwięków w ciszy pomiędzy nutami. Od dwóch dekad trzej improwizatorzy, a zarazem muzycy eksperymentalni grają w różnych konfiguracjach. Tutaj łączą siły, we wspólnym projekcie badając, co się stanie, gdy dowolna fraza wymknie się poza określone ramy. Ghosted II [2024] podobnie jak cieszący się dużym uznaniem debiut Ghosted [2023] składa się z czterech obszernych kompozycji. Jak wcześniej, nagrania ponumerowano, ale tym razem w języku szwedzkim. Ghosted II jest w pełni improwizowany. Może to oznaczać pozorną sprzeczność: z jednej strony, relacje między artystami są na tyle głębokie, że mogą tworzyć muzykę od ręki – niemal intuicyjnie, z drugiej strony, zawsze istnieje napięcie lub przynajmniej jego cień, gdy zespół postanowi wejść do studia bez jakichkolwiek ustaleń. Zespół wydaje się być szczęśliwy, gdy eksploruje ten tajemniczy moment. W każdej z czterech kompozycji robi to z różnych punktów widzenia. 

Utwór Tre promujący album, opiera się na solidnym fundamencie basowym. Podczas gdy bębny dotykają krawędzi, gitara połyskuje jak kryształki szkła spadającego na mięsistą strukturę rytmiczną nagrania. To ciekawe doświadczenie ilustrujące, jak dyscyplina może skutecznie podtrzymywać improwizacyjny schemat, co sprawia, że dziewiczy jakby hipisowski motyw, który pojawia się pod koniec nagrania, jest jeszcze bardziej satysfakcjonujący. Kompozycja En otwierająca album zdaje się ocierać o samą siebie. Bębny dodają śmiałości gitarze Ambarchiego. Jej brzmienie nie może być mylone z żadnym innym instrumentem. Nakrapiane wzory instrumentu unikają linii melodycznych na rzecz tonalnego prysznica przepuszczanego przez efekty. Gdy pojawia się bas, trio przypomina eksperymentalną grupą krautrockową, próbująca być w kilku miejscach naraz. 

Z kolei wszechogarniający spokój Två może kojarzyć się z japońską muzykę użytkową stworzoną na potrzeby różnych miejsc. O szczegółach zjawiska szerzej pisałem tutaj i tutaj. Trzynastominutowy utwór wzbogacony przez mgliste drony jest rozwieszony między syntetycznym a organicznym dźwiękiem, co stanowi pewne osiągnięcie biorąc pod uwagę minimalistyczne instrumentarium, jakim dysponuje zespół. Głębokie uderzenia bębnów odmierzają puls utworu i sprawiają, że całość wydaje się lekko surrealistyczna. Ostatnie nagranie Fyra pokonuje najwięcej przestrzeni. Ponownie bas jest niezachwiany, ale werbel zdaje się lekko przeskakiwać po skalistym terenie, zanim pojawią się ciepłe uderzenia talerzy perkusyjnych. Zapętlone piki powoli ustępują miejsca melodyjnym liniom gitary, która na koniec rozpuszcza się w kosmicznej mgle. Album jako całość jest satysfakcjonujący, nieco lżejszy od debiutu, mający szanse zdobyć szersze grono fanów sygnalizujących wielki apetyt na ciąg dalszy.


Foto: Mike Park
Kamasi Washington, Young 2024
Oren Ambarchi / Johan Berthling / Andreas Werliin, Drag City 2024

Komentarze

  1. Barry N.Y.C16 maja

    31 maja będę w Seattle z rewizytą u dobrych znajomych, a przy okazji na koncercie Kamasi Washingtona. Bilety zakupione. Będzie się działo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale pamiętam, jak pod koniec wakacji 2016 roku, niedługo po premierze albumu The Epic wędrowałem ulicami Wrocławia do Forum Muzyki na niecodzienny koncert Kamasi. Po tym co zobaczyłem i usłyszałem, jestem pewny, że wielkich wrażeń na pewno nie zabraknie.

      Usuń
  2. < kantor wymiany >17 maja

    Dwa znaczące wydawnictwa ze skrajnie różnych światów. Słuchania mnóstwo, a całości towarzyszą bardzo różne odczucia, raz przechylające się na stronę Fearless Movement, innym razem - zwłaszcza wieczorami wręcz adorujące akustyczne wyprawy Ghosted i Ghosted II. Czasami mam trudności z wyborem, ale to chyba dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartek Sikora18 maja

    W pobliżu mojego osiedla jest mały park, który po chwili przeradza się ładny kawałek starego lasu. Czasami pod wieczór lubię tam zaglądać. W takim otoczeniu cztery nagrania "Ghosted" nabierają dodatkowych walorów, jakby odsłaniały skrywaną tajemnicę. Może to tylko wyobraźnia, ale to, co widzą moje oczy i słyszą uszy, idealne się uzupełnia i czasami przenosi w zupełnie inny wymiar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja ulubiona metoda relaksacyjna

      Usuń
    2. < kantor wymiany >18 maja

      Moja również!

      Usuń

Prześlij komentarz