Bezwzględnie gdzie indziej



Ewolucja. Wymagamy jej od zespołów, które kochamy – i od tych, które uwielbiamy krytykować, nawet jeśli uparcie trzymają się brzmień i dźwięków, jakie początkowo nas zachwyciły, ale jako fani muzyki jesteśmy wyjątkowo wredni. Jeśli zespół zbyt daleko wychodzi poza schemat, zawsze możemy go porzucić, a jeśli zrobi zbyt mało, natychmiast wyrażamy rozczarowanie twórczą stagnacją grupy. To często sytuacja bez wyjścia. Chcemy, aby zespoły odważyły się zapuszczać na niezbadane terytoria, a jednocześnie pozostały takie same. Czy w ogóle jest to możliwe?

Naprzeciw tym dwubiegunowym oczekiwaniom wychodzi amerykańska formacja death metalowa Blood Incantation. Zespół nie zawdzięcza swojej rosnącej popularności tematyce science fiction ani okładkom płyt wywołujących krwawienie oczu. To nie kwestia syntezatorów, gitarowych galopad, podwójnych stóp perkusji czy obcych cywilizacji podbijających Ziemię. Blood Incantation są szanowani przez fanów muzyki o skrajnie różnych gustach, ponieważ czerpią więcej radości z grania death metalu niż jakikolwiek inny zespół na świecie, a ta czysta, nieposkromiona radość jest po prostu nieodparta. Na nowej płycie Blood Incantation Absolute Elsewhere [2024] muzycy składają hołd przyjemnościom płynącym z podążania za różnorodnymi kierunkami stylistycznymi, mówiąc "tak" każdemu impulsowi twórczemu wyznającemu zasadę: jedynym złym pomysłem jest ten, którego jeszcze nie przerabialiśmy. W zapisie nutowym być może wywoła to chaos. Na dobrych słuchawkach lub solidnych głośnikach, najpewniej będzie to jazda bez trzymanki. 


Absolute Elsewhere regularnie przekraczając konwencje gatunku, eksploruje nowe muzyczne terytoria i wystawia słuchacza na próbę. Album składa się z dwóch rozbudowanych kompozycji The Stargate i The Message, z których każda podzielona jest na trzy części umownie nazwane tablicami. Całość trwa około 43 minut, co czyni projekt najdłuższym pełnometrażowym albumem zespołu. Nawet jeśli jesteśmy świadomi jak niesamowicie gęste są wydawnictwa Blood Incantation, pierwsze zetknięcie z Absolute Elsewhere wciąż może być uderzającym doświadczeniem. Podczas gdy na płycie nie brakuje miażdżących metalowych wstrząsów, w innych częściach projektu narastające napięcie jest utrzymywane dzięki stałemu przeplataniu surowej intensywności z elementami rocka progresywnego oraz ambientowej elektroniki napędzanej pomysłami Thorstena Quaeschinga, członka zespołu Tangerine Dream, a wszystko razem zostało idealnie złożone w całość, tworząc płytę o nieskazitelnym przepływie i niewiarygodnej ilości zaczepnych pomysłów. 

Wokale Paula Riedla są tutaj krystalicznie czyste – przynajmniej jak na standardy death metalu, a fale pogłosu i echa ułatwiają zrozumienie tekstów. Filozofia, którą frontman i gitarzysta rozwija na płycie, to kilka ezoterycznych wątków o świadomości przekraczającej tajemnicę śmierci i unoszącej się w przestworzach, co chwilami przypomina buddyjskie mantry, ale w rzeczywistości jest współczesnym amalgamatem różnych mistycznych tradycji. W pokazie sprzeczności, które uosabia cały album, Blood Incantation rezerwują zarówno pierwszą chwilę charakterystycznego, gardłowego wokalu, jak i również najpotężniejsze uderzenie w końcowych minutach The Stargate  – Tablet III.
                                               
Na Absolute Elsewhere muzycy Blood Incantation z impetem przejęli kontrolę nad współczesną sceną ekstremalnego metalu i nie boją się przekraczać nienaruszalnych granic. Choć część stylistycznych wyborów grupy może wzbudzać pewne kontrowersje, album oferuje wyjątkowo odważne spojrzenie na to, czym może być death metal zręcznie sklejony z autorską wizją przyszłości gatunku. Arkusz tekstów otwierający utwór The Message, wielkimi literami wybija napis: BYĆ! TWORZYĆ! POZNAĆ SAMEGO SIEBIE! DAWAĆ! Łatwo jest zaakceptować tak nośne wezwanie grupy zapalonych wizjonerów, z nieposkromioną determinacją wydeptujących własną ścieżkę w historii muzyki rockowej.



Century Media Records, 2024
Foto: Joe Dilworth

Komentarze

  1. Niewierny Tomasz14 listopada, 2024

    O! ......... jest mój ulubiony zły Pink Floyd. Fajnie, że o nowym Blood Incantation nie zapomniałeś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za przejażdżka. Ten album ma wszystko, co kocham w muzyce rockowej. Już przy pierwszym odsłuchu, nie nudziłem się nawet minuty. Chodzi o to, że wielu fanów ekstremalnego rocka czekało całe lata na zespół, który będzie miał jaja i przewróci wszystko do góry nogami. Na "Absolute Elsewhere" to właśnie się stało w proporcjach niemal idealnych. Mój wielki szacun!

    OdpowiedzUsuń
  3. Chociaż lista utworów na tej płycie sugeruje dwie rozbudowane sekcje, z których każda podzielona jest na trzy części, w rzeczywistości jest to luźno połączona seria rozłącznych pomysłów. Chociaż doceniam próbę pogodzenia różnych stylów, to jednak rzadko się one ze sobą płynnie łączą i nie mają szans na rozwinięcie sensownego przepływu. Elementy Death Metalu wydają się nudne i oswojone w porównaniu z wcześniejszymi płytami zespołu, podczas gdy wpływy szkoły berlińskiej Progressive / Psychedelic / Space Rock wahają się od umiarkowanie przyjemnych po tandetne, chwilami wręcz wymuszone. Zachwalana, rzekomo przełomowa, eksperymentalna praca Blood Incantation nadpisuje tu styl nad treścią i przetwarza pomysły z lat 70. i 90., oferując niewiele ze świeżej perspektywy czy rzeczywistej innowacji. Osobiście uważam to za regres, a jednocześnie najbardziej rozczarowujący album bardzo dobrze zapowiadającej się kapeli.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz