Przejdź do głównej zawartości

Trudne czasy nigdy nie trwają wiecznie


Po trzech latach, kilku istotnych zmianach w składzie oraz subtelnym przedefiniowaniu muzycznego kierunku, drugi album londyńskiego kolektywu Kokoroko Tuff Times Never Last [2025], bez wątpienia jest dziełem daleko wykraczającym poza popkulturowe standardy i podobnie jak Ezra Collective, wykazuje niezachwiane oddanie idei stylistycznych poszukiwań oraz wzmacniania i przekazywania zespołowej radości. 

Na pierwszy odsłuch, Tuff Times Never Last wpisuje się w brytyjską tradycję muzyki soulowej – jego gładka estetyka i dopracowana produkcja przywodzą na myśl Loose Ends, Sade czy Incognito. Styl Kokoroko dotyka niezwykle płodnej sceny muzyki improwizowanej w Wielkiej Brytanii, ale założyciele zespołu – trębaczka Sheila Maurice-Grey i perkusista Onome Edgeworth otwarcie deklarują, że ich zainteresowania sięgają głębiej i czerpią inspiracje z zachodnioafrykańskich odmian funku i jazzu. To wszystko sprawia, że pod wypolerowaną powierzchnią nagrań kryje się muzyka pełna zaczepnych detali.


Płyta otula słuchacza dźwiękiem niczym letni zmierzch. Każdy utwór zbudowany jest z dialogujących sekcji dętych, punktualnych linii basu i perkusyjnych struktur skręcających w nieoczywiste rytmy. Weźmy taki Together We Are: lśniący refren, beat przypominający automat perkusyjny i nagle – jakby znienacka, pojawia się pełen wdzięku płomienny dialog pomiędzy trąbką, puzonem i saksofonem, które spierają się, śmieją i flirtują ze sobą, a wszystko kończy nierozwiązany motyw pozostawiający słuchacza z otwartym pytaniem i brakiem odpowiedzi. Takie chwile to esencja stylu Kokoroko: muzyka najpierw czaruje, potem angażuje, a na końcu zaskakuje. To, co wyróżnia Tuff Times Never Last spośród wielu współczesnych jazzowo-soulowych produkcji, to całkowite podporządkowanie wirtuozerii idei zespołowości. Choć każdy z muzyków jest instrumentalistą najwyższej klasy, nikt tutaj nie gra na pokaz, nikt nie wyrywa się do przodu. Każdy dźwięk jest starannie zaplanowany i precyzyjnie wpisany w atmosferę nagrania. To nie wyszukany minimalizm – wręcz przeciwnie, dzieje się tu bardzo dużo, ale każdy element znajduje się dokładnie tam, gdzie powinien być. 

Na tle błyskotliwych aranżacji wyróżniają się również teksty – subtelne, delikatne podane, a przy tym nośne emocjonalnie i społecznie. Choć na powierzchni mówią o miłości i relacjach, w głębi kryją szczery przekaz obejmujący wspólnotę, duchowość, uważność i troskę. Otwierający album utwór Never Lost – to z jednej strony klasyczna miłosna deklaracja, z drugiej hymn na cześć siły płynącej z bycia razem. Chórki, pastelowe klawisze i hipnotyczny groove perkusji tworzą aurę wakacyjnej beztroski, w którym każdy dźwięk staje się częścią większej całości. W Sweetie – pierwszym singlu promującym płytę, krótkie frazy instrumentów dętych prowadzą cichy dialog niewychodzący przed szereg. Z kolei głos Demae w Time and Time nie góruje nad rytmem – jest jego częścią, płynie z nim, jakby artystka śpiewała prosto z bijącego serca zespołu. W Closer To Me, pod pretekstem historii o zauroczeniu, padają wersy wyjęte z codziennego życia: Mam tendencję do pośpiechu, czasem tracę cierpliwość ... a ona powiedziała: słuchaj morza, nieba i ptaków.

Być może największym osiągnięciem Kokoroko na Tuff Times Never Last jest płynna zdolność do transformacji – przemiany codziennych lęków w coś urokliwego, radosnego, pięknego, niosącego nadzieję. Nagrania kolektywu działają jak emocjonalna alchemia – surowe uczucia przekuwają w muzyczne złoto. Artyści robią to z jubilerską precyzją. Ich brzmienie nie potrzebuje wielkich gestów. Wystarczy im przestrzeń w aranżacji, cisza między dźwiękami i pełne zaufanie do siebie nawzajem.



Brownswood Recordings, 2025
Foto: Nine Manandhar

Komentarze

  1. Gładki, wakacyjny Afrobeat na najwyższym poziomie idealnie wpisujący się w upalny długi weekend.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bartek Sikora15 sierpnia

    Trzeba też przyznać, że produkcja również trzyma wysoki poziom.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz