Przejdź do głównej zawartości

Słowa jak sztylety


Na drugiej solowej płycie Speak Daggers [2025], Elias Rønnenfelt – muzyk, poeta i frontman duńskiej formacji Iceage konsekwentnie odcina się od rockowego rozpędu macierzystej grupy – spowalnia puls i zagęszcza atmosferę nagrań, umieszczając wszystkie odcienie własnej wrażliwości w jednej, mrocznej bryle. Rdzeniem tego materiału pozostaje głos wokalisty, który chwilami brzmi, jak efekt uboczny woli przetrwania. Duńczyk często przeciąga frazy, wybiera bit, który haczy, dławi się, a potem rusza naprzód jakby przeczył własnej grawitacji. Tam, gdzie kiedyś teksty przebijały się przez zgiełk gitar, dziś króluje lepka perkusja, lub zgrzyt automatu odbijającego daleki pogłos. Na tym tle wokal Rønnenfelta działa jak smuga światła w ciemnym pokoju – nie po to, by rozjaśnić pole widzenia, lecz by podkreślać gęstość brzmienia i brutalność słów. To album o upojnej władzy nad sobą i innymi, ubrany w szorstki mariaż folkowych przebłysków, postpunku i chmurnych elementów rapu. 

Zaproszeni muzycy nie są tu obecni dla prestiżu, lecz dla podkreślenia złożonej dramaturgii poszczególnych nagrań. Kompozycja Not Gonna Follow z udziałem The Congos rozchyla album jak zasłonę: szkielet melodii jakby schodził do katakumb, a tunelowe echo perkusjonaliów i dęciaków uwidacznia poczucie zejścia pod ziemię. Rønnenfelt rozwleka krótki refren do mantry, pozwalając, by brzęki i stukoty krążyły w powietrzu jak widma. To utwór, w którym każda pauza czuje siłę werbla, a każde wybrzmienie ciężar wyroku. Najciekawsze spięcia rodzą się jednak tam, gdzie miękkie ociera się o twarde. Blunt Force Trauma z Eriką de Casier to skrzyżowanie folkowego szkicu z nerwem wymuszonego pocałunku. Chrapliwy głos Rønnenfelta zwykle dominuje – tu spotyka się z szeptem, który prosi o czas i miejsce. Nie jest to poza, lecz precyzyjna deklaracja: sensualność i przemoc współistnieją tu bez mediatora. W utworze Kill Your Neighbor z udziałem Fine pęk rozkołatanych dzwonków i zniekształconej perkusji połyka delikatny wokal, zostawiając po nim zaledwie cień. To moment, w którym gęstniejący wątek dominacji nie sposób tolerować.



Nieprzypadkowo najbardziej okupacyjnym motywem płyty jest oddanie. Rønnenfelt pisze o miłości jak o zestawie narzędzi do zadawania ran. Mona Lisa zaczyna się salwą strzałów, a potem smyczki kroją refren w cienkie wióry. Metafora zniszczonego arcydzieła jako portretu uzależnienia może nie jest zbyt oryginalna, ale podana z dyscypliną i teatralną wyobraźnią. Z kolei utwór Crush the Devils Head przypomina spiralę napięć ciągnącą w dół: złudzenie odporności na zło okazuje się złem samym w sobie. Kiedy w Love How It Feels, Rønnenfelt próbuje zbiorczej diagnozy pokolenia, uderza w poważny, ale zbyt mglisty ton – wnioski wiszą w powietrzu, ale nie domykając sensu. Za to USA Baby uderza już celniej. Piosenka o miłości w cieniu regresywnej polityki wielkiego imperium korzysta z prostego, lecz wymownego rekwizytu – szczęku łańcuchów, by przełożyć prywatny lament na rozpadający się obraz świata zewnętrznego.

W warstwie produkcyjnej Speak Daggers jest precyzyjnie reżyserowaną grą perspektyw. Przestery i chropowatość nie są tu maską, lecz tkanką, która oddycha: raz wtłacza głos w ciasny korytarz, innym razem otwiera przed nim halę, gdzie każdy dźwięk rozchodzi się w koncentrycznych kręgach. Owszem, nie wszystkie pomysły lądują tam, gdzie powinny. Miejscami płyta tonie we własnym mroku, jakby bała się, że zbyt wyraźny kontur naruszy aurę tajemnicy. A jednak to właśnie dyscyplina formy i uporczywość tonu robią największe wrażenie: Speak Daggers jest spójne w swoim rozedrganiu i konsekwentne w swojej niejednoznaczności. Rønnenfelt nie oferuje odkupienia – jeśli coś tu się wygrywa, to pyrrusowo. Ale w świecie, w którym śmierć bywa aktem łaski, a każdy gest czułości nosi ślady ciętych ran, tak zdefiniowana perspektywa wydaje się uczciwsza niż kolejna obietnica ukojenia. To album wymagający, chwilami wręcz okrutny, a przy tym nieodparcie magnetyczny – nie dlatego, że obiecuje światło, lecz dlatego, że pozwala bezbłędnie nawigować w ciemności.
 


Escho, 2025
Foto: George William Vicary

Komentarze