Nikt tak nie złamie Ci serca, jak Keaton Henson



Nowy album Monument [2020], po raz kolejny udowadnia mistrzostwo londyńczyka w emocjonalnym opowiadaniu historii, w których cisza jest równie przejmująca, co wahliwe melodie. Keaton Henson pogrążony w żalu po stracie ojca nagrał album koncepcyjny z rozedrganą dramaturgią zawieszoną między życiem a śmiercią. Wewnętrzne rozdarcie podkreśla okładka płyty przedstawiająca wizerunek porcelanowego szczeniaka – zapomnianego souveniru pamiętającego lepsze dni.













Monument jest cierpliwy i metodyczny. Jedenaście ballad Hensona głęboko wnika pod skórę. Jego słowa i muzyka potrafią łączyć się z emocjami: czułością, bezsilnością i złością – usiłują zamknąć traumatyczne wspomnienia w kapsule minionego czasu. Utwór Ambulance otwierający płytę jest wnikliwym spojrzeniem w głąb siebie. Opisuje metaforyczną śmierć Keatona w odniesieniu do jego sztuki, podczas gdy on sam ma do czynienia ze śmiercią dosłownie. Wyjątkowo pogodny charakter nagrania – na przekór smutnemu doświadczeniu artysty, przygotowuje słuchacza do otrzeźwiającego spojrzenia na proces żałoby wpuszczając trochę światła między przygaszone strofy.


Dźwięki gitary akustycznej są podstawowym elementem budującym falujący nastrój płyty. Jej prosty akompaniament towarzyszy piosence Self Portrait opowiadającej o codziennych trudach życia potęgujących zaakceptowanie własnej śmiertelności. Jest też głównym budulcem takich nagrań jak: Career Day i Bed. Hensonowi udaje się utrzymać napięcie dzięki drobnym, ale kluczowym szczegółom. Monument to album, w którym cisza jest częścią muzyki, gdzie niewielkie zmiany w dynamice opowiadają historie same w sobie. Jednym z najbardziej emocjonalnych momentów na płycie są cztery sekundy ciszy, które pojawiają się w Bed, przy czym te sekundy oznaczają dokładny moment śmierci ojca Keatona. 

W centrum płyty znajduje się dwuczęściowa kompozycja Prayer. Część pierwsza jest kruchą miniaturą na głos i fortepian i dotyczy akceptacji faktu, że nic nie jest w stanie przygotować cię na stratę. Część druga, opowiada o osobistym pożegnaniu Keatona Hensona z ojcem. Muzyk oddaje się melancholii pogrążającej słuchacza w swoim bólu. Rezultatem jest bezsłowna, orkiestrowa kakofonia dźwięku przeplatana cząstkami nagrań wyjętych z archiwów własnego dzieciństwa. Utwór kończy zapis głosu ojca: Keaton, pomachaj do taty. To jedna z najbardziej bolesnych chwil, jakie zaznałem słuchając muzyki.


Druga część płyty utworem While I Can, łagodzi ciężką atmosferę projektu stopniowo wprowadzając elementy akceptacji, zrozumienia i optymizmu. Choć przygnębienie wraca na chwilę w balladzie The Grand Old Reason, a z trudem wyszeptane słowa: Tak mi przykro, że się boisz, przemycają elementy niepewności; to już kolejne piosenki Husk i Ontario, ponownie przywracają zachwiane poczucie wiary. Finałowe nagranie Bygones, kończy sprytna gra słów: Poddaję się, będę żył, jeśli to mnie nie zabije. Przewrotny wers brzmi, jak bezradny taniec rozpaczy z kumulującą się nadzieją. 

Monument, oczywiście przywołuje myśli o Lost in the Trees, Mount Eerie czy Carrie & Lowell, ale Keaton Henson podchodzi do tematu śmierci z nieco innej perspektywy, posługując się głównie językiem metafor i odpowiednio spreparowaną muzyczną dramaturgią. Płyta zachowuje uniwersalny charakter niezależnie od tego, czy ktoś podziela podobny ból, czy nie. Śmierć jest taką samą częścią ludzkiego doświadczenia, jak życie. Keaton Henson bezbłędnie definiuje emocje towarzyszące temu doświadczaniu, w następstwie czego do rąk słuchaczy trafia niezwykły album wyjątkowego talentu warty uważnego przestudiowania.




Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Sophie Harris-Taylor

Komentarze

  1. bądźmy kwita20 listopada, 2020

    Dotrwałem do połowy. Płyta dla masochistów

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę jestem zasmucony, bo właśnie uświadomiłem sobie, że od premiery "Brithdays", minęło okrągłe siedem lat - a pamiętam, jak jeszcze na platformie Blox, gorąco komentowaliśmy album Keatona, obracający się wówczas wokół utraconej miłości. Teraz przychodzi "Monument" dotykający spraw ostatecznych pogrążający twórcę w jeszcze większej pustce. Jedynie "While I Can", nieśmiało przemyca jasny, instrumentalny drobiazg i na chwilę odsłania niebo.
    "Prayer" gra na emocjach podobnie, jak pamiętny kawałek "Sweetheart, What Have You Done To Us", prowadzący album "Brithdays". Przed napisaniem tego komentarza jeszcze raz obejrzałem teledysk do tego utworu. Prawie siedem milionów odsłon robi wrażenie, daje do myślenia i jest optymistycznym akcentem przemawiającym na korzyść skrajnie melancholijnej twórczości Hensona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że niektórzy ludzie tych piosenek po prostu potrzebują. Mają uzdrawiającą moc:)

      Usuń

Prześlij komentarz