Z północnego zakątka Europy, estoński piosenkarz, producent i artysta wizualny Mart Avi, dostarcza słuchaczom swoje najbardziej kompletne dzieło Vega Never Sets [2020]. Album powstał na odludziu z dala od cywilizacji, gdzie rosyjskie sygnały ruchu lotniczego regularnie zagłuszają kultowe estońskie radio, a jeśli masz trochę szczęścia i unikniesz stada dzikich psów, możesz tam jeszcze zobaczyć krążące orły morskie albo wszechświat usiany gwiazdami.
Skromny dach nad głową, kilka książek, laptop i towarzystwo kota najwyraźniej wystarczyły, aby w mgnieniu oka skonstruować współczesny soul-popowy album oparty na intrygująco brzmiącej, widmowej elektronice. Przegląd czteropłytowej dyskografii Marta Avi sugeruje, że prawdopodobnie jest to jego najbardziej zmysłowe oblicze – gładkie, skryte i szorstkie zarazem, o czym przekonujemy się krótko po oswojeniu płyty.
Każde z dziesięciu nagrań ma odrębną atmosferę, dziwną mieszankę znanego i nieoczekiwanego. Rozległy wszechświat i to, co po zanim, odgrywa tutaj kluczową rolę. Tytuł płyty Vega Never Sets, nie jest przypadkowym znacznikiem. Muzyka Marta zachęca do patrzenia w niebo i uwolnienia marzeń. Wszystkożerne wizje Estończyka kradną elementy z dowolnych miejsc popkultury, ale potrafią też zrobić z niej użytek, posiłkując się dogłębną wiedzą na temat jej lekkostrawnej natury.
Najwyraźniej współczesna muzyka pop, powoli rozwija nową liturgię bazującą na cząstkach wyjętych z przeszłości. Nowocześnie myślący artyści z całego świata wybierają dowolne style, aby dopasować się do ich specyfiki. Każdy z nich wykorzystuje własne preferencje, żeby wypolerować to, co znajdzie i stworzyć nową muzykę teraźniejszości. Vega Never Sets jest silnie zakorzeniony w wyobraźni Marta Aviego i nowoczesnej, coraz bardziej polifonicznej Estonii. Z całą pewnością artyści tego kraju, nie żyją w jakimś zaczarowanym świecie, obcując tylko z gwiazdami. Niemniej jednak tak osobliwie brzmiący album, nie mógłby powstać nigdzie indziej.
Ocena: ✪✪✪✪✪✪✪☆☆☆ 7/10
Photo: Estonian Radio 2
Ciekawa klimatyczna płyta. Trzeba kilku przesłuchań, zanim załapie się wszystkie wątki, ale najlepiej słucha się jej w całości.
OdpowiedzUsuńJedyna rzecz jaka mi tu nie pasuje, to zbyt agresywnie potraktowana końcówka "The Fifth Season"
OdpowiedzUsuńW połowie Vega Never Sets wyraźnie przysypia, gubi pomysły, więc mam sporo wątpliwości. Jak dla mnie 5/10.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że to "przysypianie" jest częścią natury Vega Never Sets. Album płynie jakby od niechcenia i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy minutę później. Bardzo mi to odpowiada:)
UsuńGubi pomysły? Odnoszę wrażenie, że Mart sypie nimi, jak z rękawa.
Usuń