Przejdź do głównej zawartości

Taneczny pop w nostalgicznej oprawie


FKA twigs od lat uchodzi za artystkę wyprzedzającą swoje czasy. Jej unikalne brzmienie łączące eksperymentalny R&B, elektronikę i sztukę performatywną, sprawiło, że zyskała reputację jednej z najbardziej innowacyjnych postaci współczesnej popkultury. Najnowszy album FKA twigsEusexua [2025], wydaje się jednoczesnym krokiem naprzód i powrotem do przeszłości – nie tyle w sensie dosłownym, co emocjonalnym. W zasadzie mamy tutaj do czynienia z hołdem złożonym muzyce tanecznej w jej różnych odmianach. Jednak album zanurzony w klubowej ekspresji gubi po drodze tempo artystycznych przemian. To nie jest już muzyczna awangarda popychająca granice popu do przodu, ale raczej bezpieczna, profesjonalnie skrojona, momentami nostalgiczna przystań wpisująca się w aktualne oczekiwania branży muzycznej. 
 










Trudno nie zauważyć, z jak wielką energią w ostatnich latach powrócił dance pop czerpiący z bazy dźwięków przełomu lat 90 – 2000. Już przy pierwszym odsłuchu wydaje się, że Eusexua idealnie wpada w tak skalibrowaną oś czasu, proponując zestaw jedenastu utworów zbudowanych na estetycznych, brzmieniowych i wizualnych cząstkach dorobku Madonny, Björk, Kate Bush czy Depeche Mode, zgrabnie przefiltrowanych przez akcenty house, techno, trip hop i IDM, razem tworzących coś na kształt zdekonstruowanego miksu zdolnego przemycić najnowsze trendy. Charakterystyczne dla FKA twigs pełne niuansów linie wokalne są nadal obecne. W utworach Striptease oraz 24hr Dog zaskakujące wokale wciąż przypominają o twórczym potencjale artystki. Jednak znaczną część płyty wypełniają utwory bardziej konwencjonalne, przewidywalne, wręcz skrojone pod współczesny rynek pop. Nie ma tu miejsca na radykalne eksperymenty typowe dla wczesnych nagrań. Dotyczy to również warstwy lirycznej, która teraz bardziej brzmi, niż coś znaczy. Nie jest to krok wstecz w sensie jakościowym, ale na pewno odejście od roli innowatorki na rzecz dobrze prosperującej gwiazdy pop z alternatywnym alter ego. 

Eusexua to album w porywach efektowny, ale nie przełomowy. Mimo profesjonalnego wsparcia dużej wytwórni, płycie brakuje zapalnika, który sprawiał, że wcześniejsze produkcje Brytyjki były niemal mistycznym doświadczeniem. Zamiast rewolucji, dostajemy dobrze wyprodukowany, nowoczesny dance pop ze zgrabnie wplecionymi elementami nostalgicznych skojarzeń. W krótkiej perspektywie album zapewne spełni swoją funkcję: zadowoli najwierniejszych fanów, dobrze zaprezentuje się na koncertach, zarobi na streamingu. Ale czy za kilka miesięcy będziemy o nim pamiętać? To już zupełnie inna kwestia.


Zbieżnie – bo w kierunku parkietu, a zarazem nostalgii zmierza nowy album The Weeknd Hurry Up Tomorrow [2025]. Kryjący się za pseudonimem scenicznym Abel Tesfaye od lat jest jedną z ikonicznych postaci świata popkultury. Począwszy od tajemniczego debiutu w 2010 roku, jego kariera stała się nieustającym pasmem sukcesów, innowacji scenicznych oraz ewolucji brzmienia. Hurry Up Tomorrow zapowiadane jest jako ostatnie wydawnictwo z trylogii trzech płyt, którą zapoczątkował After Hours [2020] oraz wydany dwa lata później Dawn FM [2022]. Jednocześnie Hurry Up Tomorrow zamyka erę budowania muzycznej tożsamości artysty wokół ciemnych, dekadenckich historii pełnych emocjonalnych turbulencji. W obrębie 22 nowych utworów muzyk znacznie głębiej sięga po osobiste doświadczenia, łącząc szczerość wypowiedzi, rozmach i stylistyczną różnorodność z nowoczesną produkcją, która wciąż potrafi zaskakiwać.



Album od początku pokazuje swoją wielowarstwową naturę. Otwierający Wake Me Up nawiązuje do złotej ery popu w stylu Michaela Jacksona, oddając hołd Thrillerowi w sposób, który The Weeknd opanował do perfekcji. Na płycie nie brakuje też elementów zdominowanych mocną elektroniką. Open Hearts czy Cry For Me łączą błyszczące syntezatory lat 80 z nowoczesnym, pulsującym bitem, a singiel São Paulo eksploduje chaotyczną energią brazylijskiej nocy, uderzając syntetycznymi dźwiękami jak ostrymi cięciami noża. Nie można również pominąć utworów takich jak Baptized in Fear czy Given Up On Me, gdzie artysta odważnie wraca do tematów uzależnień eksplorowanych na wcześniejszych produkcjach. Reflections Laughing to akustyczna niespodzianka – gitara wprowadza lekko psychodeliczną atmosferę, a gościnny występ Travisa Scotta oraz wplecione nagrania rozmów dodają piosence narracyjnej głębi. To właśnie tak zdefiniowane elementy bezpośredniej narracji sprawiają, że album brzmi wyjątkowo autentycznie. 

Kulminacyjnym momentem płyty jest The Abyss – duet z Laną Del Rey, który nie tylko muzycznie, ale też lirycznie zanurza słuchacza w poczuciu wewnętrznej walki ze wszechogarniającą pustką. Finalizujący album utwór tytułowy przybiera formę narastającej ballady o rozpaczy i nadziei, gdzie Abel Tesfaye ukazuje swoje najbardziej intymne oblicze. Tym samym The Weeknd udowadnia swoją nieprzerwaną kreatywność, ale także zamyka jeden rozdział, by otworzyć kolejny. To album odważny, różnorodny, a zarazem spójnie łączący synthwave, neosoul, trap i pop w unikalny sposób. Hurry Up Tomorrow jest również najbardziej osobistym wydawnictwem w karierze artysty, co nadaje płycie większego znaczenia, a jednocześnie sprawia, że trudno przejść obok całej trylogii obojętnie.



FKA twigsEusexua, Atlantic 2025
The Weeknd – Hurry Up Tomorrow, Republic 2025
Foto: Youtube FKA twigs profile

Komentarze

  1. < kantor wymiany >02 lutego

    Jak dla mnie muzyka na chwilę, ale moje dwie dorastające przedstawicielki pokolenia alfa są zachwycone. Zostałem więc przegłosowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niewierny Tomasz02 lutego

    FKA twigs nieźle się wygina, ale talent do wykręcania dużych hitów The Weeknd ma większy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P-a-c-y-f-a02 lutego

      W piątek byliśmy całą ekipą w klubie 49 w Soho. Open Hearts - The Weeknd grali kilkukrotnie przy pełnym parkiecie, więc chyba jest coś na rzeczy :)

      Usuń
  3. bądźmy kwita02 lutego

    obejrzałem. posłuchałem. teraz idę na schabowego. to chyba najlepsza rzecz jaka mi się dzisiaj przytrafi

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepszy kawałek jest na samym końcu. "Timeless" - świetny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wprawdzie to nie do końca są moje klimaty, ale produkcja obu płyt chwilami zwala z nóg.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz