Północna Afryka zawsze szczyciła się bogactwem muzyki ludowej, a obszar Tunezji ze swoją muzyczną historią i kulturowym dziedzictwem szczególnie mocno wyróżniał się na tle pozostałych państw. W dzisiejszych czasach te wielowiekowe tradycje są kultywowane przez współczesnych, innowacyjnych artystów. Projekt pod nazwą AMMAR 808 – Club Tounsi [2025] osiadłego w Danii tunezyjskiego twórcy i producenta Sofyanna Bena Youssefa eksploruje muzyczne dziedzictwo Tunezji z pasją, którą rzadko spotyka się w elektronicznej muzyce klubowej skierowanej na parkiet. Płyta jest rodzajem artystycznego manifestu – duchowym powrotem do źródeł widzianym przez pryzmat lokalnych tradycji: dud Mezoued, trzcinowego fletu Ney i pulsujących rytmów.
Album zderza ze sobą dwa pozornie nieprzystające światy: archaiczną muzykę ludową Tunezji oraz industrialne, futurystyczne brzmienia współczesnej elektroniki. Jednak zamiast konfrontacji otrzymujemy tu symbiozę – bogatą, emocjonalną, a zarazem bezkompromisową. Już sam tytuł płyty sugeruje fuzję tego, co pierwotne z tym, co imprezowe, dostępne i zbiorowe. Album otwiera potężny Douri Douri, w którym Brahim Riahi – współpracownik AMMARA, za pomocą bębnów i monumentalnych basów wciąga słuchacza w hipnotyczny świat tunezyjskich rytuałów.
W kilku przypadkach tradycyjne formy muzyczne poddawane są swoistej reinterpretacji. W Ah Yallila dźwięk dud Mezoued, przez wieki kojarzony z klasą robotniczą i społecznym marginesem, zostaje przeniesiony na klubowy parkiet i zestawiony z industrialnymi warstwami rytmów, dronów i nowoczesnej elektroniki. Z kolei w Brobba pojawia się naturalna euforia. Utwór brzmi jak niekończąca się celebracja kultury tunezyjskiej – tak intensywna, że sprawia wrażenie, jakby dudy miały eksplodować z nadmiaru energii.
Ale Club Tounsi to nie tylko taneczne uniesienia. Na płycie pojawiają się również subtelne warstwy melancholii. Kompozycja Lelliri Yamma zbudowana na prostym motywie fletu trzcinowego Ney, prowadzi tęskną opowieść o pragnieniu miłości. W środkowej części nagrania flet wyplata melodie z takim zaangażowaniem, że nie potrzebuje słów. Apogeum emocjonalnej głębi osiąga Amman Amman z płaczliwą nutą dud, zniekształconym wokalem i ścieżką ambientu, w końcowej części nagrania przemycającą uczucie głębokiej zadumy. Album finalizuje Tichtiri Cherbak figlarnym motywem ludowym zręcznie oplecionym gorącym rytmem bębnów, któremu nie sposób się oprzeć.
To, co wyróżnia Club Tounsi, to jego rytualny wymiar. Każdy utwór zdaje się być przywołaniem, a zarazem dźwiękowym zaklęciem przywracającym przeszłość do życia w teraźniejszości. Album czerpie z sufickich hymnów, pradawnych obrzędów i muzyki ludowej wykluczonych klas społecznych, nadając im nową godność i nową funkcję – nie do kontemplacji, lecz do tańca. To radosna celebracja, ale też polityczne oświadczenie – muzyka, która łączy pokolenia, przekracza granice języka i statusu społecznego, scalając międzynarodową wspólnotę w rytmicznej euforii.
Glitterbeat Records, 2025
Foto: Hurriyet Daily News
niezłe, chociaż trochę powtarzalne
OdpowiedzUsuńJak widać i słychać gospodarz chyba już na wakacjach ...
OdpowiedzUsuńMentalnie tak, fizycznie jeszcze nie.
UsuńPrzy Douri Douri, Ah Yallila, Brobba i Tichtiri Cherbak nóżki podskakują same :)
OdpowiedzUsuńświęte słowa!
UsuńClub Tounsi jako żywo przypomina mi mój pobyt w Maroku. W nadmorskiej miejscowości Safi zdarzyło mi się uczestniczyć w zamkniętej imprezie, na której dało koncert sześciu bębniarzy - dwóch na dużych bębnach o nazwie Darbuka i czterech na bębnach obręczowych Daf. Ponieważ rzecz się działa zaraz po covidowym otwarciu, całą grupą i razem z miejscowymi wpadliśmy w nieopisany taneczny amok. Tak radosnych chwil nie przeżyłem nigdy w życiu.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię. Brzmienie szerokiej palety afrykańskich bębnów słuchanych na żywo daje zupełnie inne wrażenie. Jest niesamowicie prowokujące. Niewiele trzeba, żeby ulec pokusie tańca, nawet kiedy nie ma się o nim bladego pojęcia, a wiem o czym mówię, będąc kilka ładnych lat temu na koncercie Tinariwen.
UsuńMocarny bas zestawiony z instrumentami ludowymi grającymi na wysokiej średnicy dają nadspodziewanie dobry efekt. Trzeba przyznać, że słucha się tego wyśmienicie. Im głośniej, tym lepiej.
OdpowiedzUsuń