Przejdź do głównej zawartości

Widmowe piosenki o dojrzewaniu i odpuszczaniu


Aby album kanadyjskiej ikony indie Maca DeMarco został zauważony, potrzeba jednej piosenki. Potem potrzeba jeszcze kilku, żeby wszystko stało się dziwne i trochę bardziej nieoczekiwane. Jak późne sierpniowe żniwa, tak Mac DeMarco na nowej płycie przynosi owoce najdojrzalsze, najsłodsze i najbardziej soczyste. Guitar [2025] napisany, nagrany i zmiksowany w całości jego własnymi rękami, staje się intymnym autoportretem artysty, który w połowie trzydziestki próbuje uchwycić puls codzienności: Myślę, że Guitar to najbliższe prawdy odbicie mojego życia, jakie potrafię przelać na papier – wyznaje.

Od zawsze ujmował nas swoim żartem, prostotą i lekkością bycia. DeMarco nigdy nie udawał, że chce więcej, niż daje mu życie i może dlatego miliony widzą w nim bratnią duszę. Jego przeszłość mieni się historiami szalonymi, śmiesznymi i gorzkimi, splecionymi z muzyką, która uczyniła go jednym z najważniejszych bohaterów sceny indie. Nowe piosenki nie zrywają z tym dziedzictwem, ale teraz z gitarą akustyczną w ręku artysta bardziej niż kiedykolwiek zwraca się do wnętrza siebie – ku dorastaniu, dojrzewaniu i odpuszczaniu. W połowie trzydziestki DeMarco trzeźwy dosłownie i duchowo spogląda na życie z dystansem, jaki daje jedynie czas. Śpiewa o pragnieniu słodyczy, ale i o pogodzeniu się z nieuchronnością: To tylko uczucie, do którego się przyzwyczaisz – intonuje pewnym siebie głosem.

Jest takie stare powiedzenie, które głosi, że nigdy nie powinniśmy wracać na stare śmieci. Na Guitar brzmi ono boleśnie prawdziwie: Wszystkie te wspomnienia wracają / Część prędzej bym odpuścił / Niż znów wrócił do domu – wyznaje w utworze Home. Przeszłość nie odchodzi z hukiem, nie rozpada się w płomieniach. Czasem znika po prostu w milczeniu, w telefonie, który nigdy nie doczekał się odpowiedzi. W piosence Punishment słyszymy: Spal mój dom, jestem gotów odejść / Tyłem, ale bez planów cofania się. Na płycie artysty czas nie biegnie liniowo, a krok do tyłu, nie zawsze oznacza zejście z drogi biegnącej naprzód.   

Guitar przenika magiczny realizm niczym mgła, która rozmywa granice między światem namacalnym a tym, co należy do sennych marzeń. Płyta ma widmową aurę, momentami niezdarnie nudziarską, mroczną, przywołującą zaklęcia, duchy i fantazmaty. W niektórych piosenkach Kanadyjczyk jawi się jako błąkający się postrach, innym razem opowiada o klątwie niesionej w nieskończoność. Groteskowe? Być może, a jednak skutecznie absorbujące uwagę słuchacza. Nic nie jest tu wymuszone. Album płynie jak pożółkły liść opadły do wolno płynącej rzeki. DeMarco wciąż pozostaje tym samym zwyczajnym chłopakiem, jedynie bogatszym o życiowe doświadczenia, którego obserwacje leniwie szybują obok cichych gitarowych akordów. Przyszłość skraca dystans, a my powoli się zużywamy. Czasami wracają echa wygasłych wspomnień. Pukają do drzwi naszej zbiorowej pamięci. DeMarco pyta, czy zechcemy je otworzyć?

 


Mac’s Record Label, 2025
Foto: Coley Brown

Komentarze

  1. Mac DeMarco dźwiga ciężar oczekiwań, jakie niesie ze sobą bycie artystą, który zdefiniował muzyczny moment w czasie. Cieszę się, że słyszę zestaw nowych piosenek, ale mam też nadzieję, że odnajdzie iskrę, która do jego twórczości kilka lat temu mnie przyciągnęła. Może znowu nauczy się przejmować?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz