Opowieść o drodze, historia drogi, czy film o drodze jest kanonem używanym przez artystów od czasu, gdy pierwszy fikcyjny mit został wykuty na kamiennych tablicach wraz z Eposem o Gilgameszu. W przemierzaniu świata jest coś, co odzwierciedla ruch, ciągłe zmiany i rozwój postaci, oferując uporządkowany plan, który stawia przed bohaterem wyzwania do pokonania i wyciągnięcia z nich wniosków. Jednak wykorzystanie mitologicznej podróży jest dziś znacznie mniej powszechne niż w przypadku starożytnych Greków, z historiami takimi jak Orfeusz czy Odyseja. Zamiast tego współczesne kino często decyduje się na bardziej dosłowną eksplorację samopoznania. W takim kierunku zmierza francusko-hiszpański reżyser Oliver Laxe, który w swoim najnowszym, nagrodzonym w Cannes filmie Sirāt [2025] próbuje na nowo rozpalić ogień mitycznych opowieści.
Sirāt opowiada historię hiszpańskiego ojca Luisa, który wraz ze swoim małym synem Estebanem poszukuje zaginionej córki Mar. Przemierzając jałowe tereny, dołączają do grupy imprezowiczów udających się na festiwal rave techno na marokańskiej pustyni – tam, gdzie może znajdować się Mar. Luis i Esteban decydują się wyruszyć w ryzykowną podróż przez bezlitośnie palącą krainę, zastanawiając się, czy mogą zaufać swoim nieokrzesanym towarzyszom.
Ścieżka dźwiękowa do filmu to nie tyle akompaniament, ile drugi pełnoprawny narrator – hipnotyczny, bezlitosny głos pustyni, który prowadzi bohaterów i widzów przez mityczną podróż ku granicom percepcji. Kangding Ray – niemiecki mistrz surowej elektroniki, tworzy tu dzieło totalne, które jest nierozerwalnie splecione z wizualną tkanką filmu, stając się dźwiękowym eposem drogi. Nawiązując do mitycznego mostu, od którego film czerpie tytuł, jego muzyka balansuje na krawędzi, oddzielając euforyczny, rytualny taniec od paraliżującego lęku przed nieznanym.
Album jest perfekcyjnie skonstruowaną dźwiękową narracją, która odzwierciedla etapy podróży Luisa i Estebana. Zaczyna się od pulsującego, surowego techno w utworach Sirāt i La Route, które są motywem przewodnim i głównym napędem opowieści. To nie jest muzyka klubowa w czystej postaci, a raczej soniczny odpowiednik bezkresnego, jałowego krajobrazu – rytmiczny, nieustępliwy, obiecujący katharsis, ale podszyty niebezpieczeństwem. Kangding Ray we współpracy z Mauro Herce – autorem zdjęć, zanurza widza w atmosferze, która przestaje być tylko imprezą, a staje się formą dzikiego, plemiennego rytuału dotykającego granic poznania.
Prawdziwa siła ścieżki dźwiękowej leży w jej dynamicznej niejednoznaczności. Gdy tylko przyzwyczajamy się do transowego rytmu, kompozytor bez ostrzeżenia wytrąca nas z równowagi. Ambientowe pejzaże w Les Marches i Desierto malują dźwiękiem bezmiar pustyni, jej samotność i onieśmielające piękno, ale jest to spokój chmurny – jak cisza przed burzą. To właśnie w tych momentach, a także w mrocznym ciężarze utworu The Fall, muzyka staje się lustrem wewnętrznego niepokoju bohaterów. Ray z chirurgiczną precyzją dawkuje uczucie zagrożenia, tworząc złowieszcze uzupełnienie obrazu, które podskórnie komunikuje, że przekraczana granica nie jest tylko geograficzna. Psytrance'owe odchylenia w nagraniu Katharsis to z kolei moment szaleńczej, niebezpiecznej transcendencji – chwila, w której nie wiadomo, czy bohaterowie zbliżają się do raju, czy piekielnej otchłani.
Sirāt jako samodzielny album zyskuje dodatkowy wymiar dzięki dwóm remiksom starszych nagrań Raya Blank Empire i Amber Decay, które zostały celowo przetworzone, aby brzmieć jak wydobywające się z przesterowanego, festiwalowego soundsystemu. Ten zabieg nadaje utworom szorstkiej, namacalnej tekstury, która zamyka słuchacza w klaustrofobicznej przestrzeni rave'u i stanowi doskonałe dopełnienie filmu. Ostatecznie, Kangding Ray udowadnia, że muzyka elektroniczna – zresztą nie po raz pierwszy, może być potężnym narzędziem narracyjnym, zdolnym do budowania złożonych światów emocjonalnych. Na parkiecie album pulsuje w rytm serca, by w domowym zaciszu wraz z rozwojem filmowej dramaturgii, bezlitośnie wgnieść w fotel, zostawiając słuchacza z tym samym pytaniem, które dręczy bohaterów flmu: po której stronie mostu Sirāt teraz jesteśmy?
Multiverse, 2025
Foto: Marie Staggat

Muzycznie nic nadzwyczajnego, ale tytułowy Sirat, El La Noche i La Routhe siadają na ucho i przypominają stare dobre czasy kiedy szukałem przygód w różnych dziwnych miejscach na mapie górnośląskiej aglomeracji. Dla zainteresowanych film można obejrzeć tutaj.
OdpowiedzUsuńPomysł na film ciekawy, ale Sirāt obejrzałem z trudem. Z jednej strony bardzo uproszczony scenariusz i płytkie dialogi, z drugiej dobra współpraca scalająca zdjęcia, montaż i muzykę, które niektórym scenom dodają trochę wigoru. Wszystko co pomiędzy, łącznie z obsadą aktorską bardziej rozczarowuje, niż intryguje. W gruncie rzeczy z tego materiału można było sprawnie wykroić efektowny teledysk z mitologicznym przesłaniem dedykowanym współczesnemu pokoleniu dwudziestolatków. Wrażenie byłoby lepsze.
OdpowiedzUsuń