Drugi, pozbawiony tytułu album amerykańskiej formacji The Cosmic Tones Research Trio [2025] nie podnosi poprzeczki, a raczej poszerza horyzont. Płyta zawłaszcza uwagę słuchacza niczym rytuał: z cierpliwością, namysłem i klarowną intencją. Zespół z Portland – Roman Norfleet, Harlan Silverman i Kennedy Verrett zagłębiają się w pejzaże dźwiękowe, które od początku definiowały ich wymykające się klasyfikacjom podejście. Jednak tym razem instrumentalna mapa płyty wydaje się bardziej konturowa, choć niezmiennie prowadzi w rejony, gdzie muzyka dotyka tego, co mistyczne i niewypowiedziane.
Brzmieniowy rdzeń ośmiu premierowych utworów opiera się na nieoczywistym, lecz trafnie zbalansowanym zestawie instrumentów: wiolonczeli, saksofonie altowym, fortepianie, fletach, perkusjonaliach oraz eklektycznej palecie faktur. Każdy z tych elementów pełni rolę solisty, jak i medium wspólnotowego oddechu. Wiolonczela rysuje linię horyzontu – wyrazistą, organiczną, gęstą. Saksofon rozświetla przestrzeń frazami zawieszonymi między lamentem a afirmacją. Fortepian zdaje się być architektem tej przestrzeni. Jego wdzięczne harmonie flirtujące z ciszą stają się równie wymowne, co same nuty. Podczas gdy flety wprowadzają odczucia ruchu, perkusjonalia ustawiają puls nagrań – stanowczy, intencjonalny, ale nigdy agresywny. W tych kompozycjach słychać szacunek dla idei spiritual jazzu i głębokich tradycji improwizacyjnych. Nie chodzi tu o cytat czy stylizację, ale o przywołanie ceremoniału: świadomego wejścia, stopniowego rozpalania ognia i uważności. Ten album nie godzi się na peryferie. Domaga się obecności. Cichym językiem prosi o uwagę, a gdy ją dostaje – odsłania tę nieodgadnioną strefę, gdzie dźwięki przybierają formę modlitwy.
O sile tych kompozycji decyduje dramaturgia. Utwory tutaj nie wybuchają – one gęstnieją. Gromadzą znaczenia w powtarzających się drobnych przesunięciach akcentu lub ostrożnych modulacjach barwy. Każdy powrót motywu przynosi subtelną różnicę, jakby trio posługiwało się mikroskopem. To cierpliwe rzemiosło, a zarazem rodzaj kontemplacji sprawiającej, że nawet najbardziej ulotny moment zawsze jest próbą dotarcia do miejsca, gdzie brzmienie przestaje opisywać świat, a zaczyna go tworzyć. Warto podkreślić, jak spójnie łączy się tu paleta instrumentalnych wybrzmień z transparentnością przekazu. Bogactwo faktur, od niskiego ziarnistego rezonansu po świetliste alikwoty nie zaciemnia formy – przeciwnie, odsłania szkielet, którego rytm jest ziemią, melodia ścieżką, a harmonia niebem.
The Cosmic Tones Research Trio dobrze rozumieją, że cisza jest najstarszym instrumentem i korzystają z tej wiedzy z mistrzowską odwagą, pozwalając, by dokładnie wybrzmiały zarówno perkusyjne drobiazgi, jak i długie, śpiewne frazy. Dlatego słuchanie tej płyty może być aktem współtworzenia. Gdzieś pomiędzy pierwszym wejściem wiolonczeli a ostatnim wygaszeniem perkusyjnego taktu pojawia się przestrzeń, która wcześniej nie należała do słuchacza, ani do muzyków – a po odsłuchu zostaje jak ślad w pamięci, który nieustannie namawia do powrotu.
Mississippi Records, 2025
Foto: NTS Radio

Pomysły The Cosmic Tones Trio zaczynają się od małych rzeczy i szybko przeradzają się w złożone, improwizowane światy dźwiękowe. Drugi "seledynowy" album w porównaniu do pierwszego "różowego", jak na moje ucho wydaje się być bardziej dociążony dźwiękami, którymi dowodzi wiolonczela. Osiem utworów prowadzi nas przez różne odcienie spiritual jazzu, ale największym dla mnie zaskoczeniem jest pojawienie się sekwencji wokalnych. Niezmiennie imponuje mi wewnętrzny spokój nagrań oraz zwartość wypowiedzi. Nieco ponad pół godziny w zupełności wystarczy, żeby w głowie pozostał - za słowami gospodarza - trwały ślad, który zachęci do wielokrotnych odsłuchów, a przecież oto właśnie chodzi.
OdpowiedzUsuń