Przejdź do głównej zawartości

Anatomia światła i cienia


Nowy album brytyjskiej formacji Suede trafia na rynek w momencie, gdy zespół cieszy się największym uznaniem od czasów swojej świetności w latach 90. Po intensywnym, surowym w brzmieniu Autofiction [2022], nowe wydawnictwo zespołu Antidepressants [2025] potwierdza, że grupa wciąż potrafi nie tylko utrzymać wysoki poziom artystyczny, ale również na nowo definiować brzmienie, nie tracąc przy tym własnej tożsamości. To album pełen kontrastów: z jednej strony ciemny, niepokojący i przesycony tematyką przemijania; z drugiej zaskakująco żywiołowy, a momentami wręcz wzruszający. To właśnie to wzajemne przenikanie światła i cienia czyni Antidepressants dziełem, w którym pesymizm i melancholia nie prowadzą do przygnębienia, ale stają się siłą napędową zespołowej odnowy.

Już od pierwszych sekund Disintegrate – utworu otwierającego płytę wiadomo, że Suede wkroczyli na nowy teren. Utwór uderza mocą, surowością i niemal gotyckim klimatem, przywodząc na myśl The Cure, ale bez ich lodowatego dystansu. Bred Anderson śpiewa z dramatyzmem, który nie tyle przygnębia, ile elektryzuje. Na całej płycie słychać wyraźne inspiracje postpunkiem: brzmienie gitar Richarda Oakesa oraz partie basu Mata Osmana nadają utworom przestrzeni i nerwowego pulsu. W przeciwieństwie do glamowej ekstrawagancji z początków kariery i punkowego tonu Autofiction tutaj Suede odnajdują się w chłodniejszej estetyce – i robią to zaskakująco naturalnie, jakby ten styl był im pisany od zawsze. Brett Anderson nadal jest centralną postacią Suede – jego charakterystyczny głos, poetyckie teksty i aura dekadenckiego romantyzmu definiują klimat całej płyty, ale też siłę zespołu jako kolektywu.


Po mrocznym otwarciu album szybko ujawnia swoje bardziej liryczne oblicze. Dancing With the Europeans to jeden z najbardziej podnoszących na duchu utworów w dorobku grupy – hymn o potrzebie bliskości, który błyszczy melodią, a przy tym nie popada w banał. Z kolei tytułowy Antidepressants ukazuje frontmena Suede w szczytowej formie aktorskiej: z jednej strony gniewny punkowy wizerunek, z drugiej ironiczne gorzkie półszepty przywołujące ducha Davida Bowiego. The Sound and the Summer kontynuuje jaśniejszy ton płyty, oferując rzadką w twórczości Brytyjczyków dawkę melancholijnej czułości. Szczególnym momentem jest ballada Somewhere Between an Atom and a Star, która wyhamowuje tempo płyty i przenosi słuchacza w przestrzeń niemal teatralną. To utwór tak esencjonalnie "suede’owski", że żadne porównania nie są tu potrzebne. 

Druga część albumu przynosi większą różnorodność brzmień i lekkie spowolnienie tempa, ale wciąż skrywa zatrzymujące perły. Kompozycja Broken Music for Broken People przypomina manifest – pełen patosu hymn o kruchych emocjonalnie ludziach zmagających się z okrucieństwem świata zewnętrznego. Album wieńczy Life is Endless, Life is a Moment – nagranie przywracające powagę i chłodny dystans. To jednak nie zimna rezygnacja, lecz pełna pasji, dramatyczna refleksja nad przemijaniem. Anderson – dziś po pięćdziesiątce, śpiewa z głębi serca i z dojrzałością, która nadaje jego emocjom zupełnie nowe znaczenie, a perfekcyjna interpretacja utworu zdaje się przyćmiewać cały wokalny dorobek artysty.  

Antidepressants jest dziełem łączącym w sobie pozornie sprzeczne cechy: intensywność i subtelność, niepokój i wzruszenie, dystans i empatię. To płyta o lęku, przemijaniu i alienacji, ale też o potrzebie bliskości i komunikacji – o próbie dotarcia do innych ludzi mimo wszystkich barier, jakie stawia współczesny świat. Suede pokazują, że wciąż potrafią tworzyć muzykę, która nie tylko mistrzowsko wybrzmiewa, ale też głęboko porusza. Mamy tutaj do czynienia z jednym z najbardziej kreatywnych powrotów, jakie brytyjska popkultura doświadczyła w ostatnich latach.



BMG, 2025
Foto: Dan Chalkley

Komentarze

  1. Bartek Sikora15 września

    Można mieć różne opinie, ale Anglicy w dobrą muzykę bawić się potrafią.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sam fakt, że udany powrót Suede trwa dłużej niż ich początkowa passa jest już wystarczająco niezwykły. Sami wyznaczają tempo, w jakim zespół powinien ewoluować, jednocześnie wykorzystując swoje mocne strony. Wydaje się, że wiek nie ma tu nic do rzeczy, wręcz działa na plus.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz