Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2020

Dla tych, którzy jeszcze potrafię słuchać

  Pod wieloma względami album The Microphones – Microphones in 2020 [2020] wydaje się być rezygnacją Phila Elvrum – amerykańskiego tekściarza, twórcy i producenta nie z muzyki czy elementów codziennej egzystencji, ale z pomysłu, że kiedykolwiek przybędzie – bo na tej płycie miejsce docelowe jest nieznane słuchaczowi i samemu artyście, ale o to właśnie chodzi. Wszystkie rzeczy pozostają w ciągłym ruchu. Życie rozwija się poprzez małe zmiany, które ledwo jesteśmy w stanie dostrzec, dopóki nie znajdziemy się w miejscu, w którym nigdy nie byliśmy. Dla Phila Elvrum lidera formacji Mount Eerie , chwilowy powrót do dawnej koncepcji działalności artystycznej pod nazwą The Microphones , jest formą uwolnienia serii połączonych ze sobą wspomnień. Muzyk do pewnego stopnia jest onieśmielony sposobem, w jaki nagina czas. Jedyne co może zrobić, aby nadać temu sens, to prześledzić swoje kroki poprzez żywą retrospekcję przeszłości. Moment, w którym wszystko się zaczyna lub kończy, dla Phila...

Pod powierzchnią naszej percepcji

  Wydaje się, że twórczość  Pontiac Streator została tak przemyślnie skonstruowana, żeby celowo dezorientować i gubić ślady. Muzyk, co jakiś czas przybywa bez żadnych wskazówek ułatwiających identyfikację. Zagadkowy Streator ma siedzibę w Filadelfii, ale jego wydawnictwa są koncepcyjnie oderwane od miasta. Nie portretują Filadelfii ani żadnego innego miejsca, niemniej jednak należą do ściśle określonego gatunku. Luźno zdefiniowany kolektyw zorientowany na współczesną elektronikę przemykając pomiędzy wieloma stylami, sugeruje, że ich mocne dźwięki pozbawione etykiet, lepiej buzują pod powierzchnią naszej percepcji. Ta nieuchwytna filozofia przekłada się na falującą dyskografię Pontiac Streator . Od ubiegłorocznego duetu z mistrzynią eksperymentalnej elektroniki Ullą Straus, do solowych projektów opublikowanych w bieżącym roku obejmujących noise, niespokojny ambient Micro Incubus [2020], czy bardziej amorficzny chill-out Select Works. Vol 1 [2020]. Wszystko to jest wyjątkowo ...

Tenderlonious w czterech odsłonach

Nie jest tajemnicą, że liczba jazzujących samouków w ciągu ostatniej dekady dramatycznie spadła. Trend się pogłębia, wraz z gwałtownym rozwojem elektroniki, która potrafi już bardzo wiele a prawdę mówiąc, potrafi już wszystko. Być może dlatego współczesne pokolenie wschodzących artystów, bardziej koncentruje się na umiejętnościach programistycznych, niż na obcowaniu z żywym instrumentem. Odnoszący sukcesy "analogowi" styliści z wcześniejszych epok, mogący nieformalnie studiować u boku doświadczonych muzyków, często są już melodią przeszłości. Londyńczyk, Ed " Tenderlonious " Cawthorne należy do tej garstki samouków, którzy przełamali ten trend. Jako nastolatek zafascynowany muzyką i zainspirowany okładkami płyt swoich idoli – Johna Coltrane’a i Yusefa Lateefa, kupił saksofon sopranowy i nauczył się na nim grać. Nieco później, poznał tajniki fletu. W 2020 roku Tenderlonious – już jako jeden z głównych animatorów szybko rozwijającej się sceny jazzowej, zapewnił plat...

Prawie tak samo a jednak inaczej

Pyramid [2020], to album różny od wszystkich, autorstwa zespołu nieporównywalnego z żadnym innym. Jaga Jazzist – formacja wielce zasłużona na norweskiej kultury, od niemalże trzech dekad podróżuje po muzycznym świecie i za każdym razem brzmi zaczepnie, elektrycznie, a zarazem organicznie, uwalniając pozytywne odczucia u wszystkich, którzy kochają muzykę pełną przygód. Zapewne wielu słuchaczy kierując się tylko nazwą – po części słusznie, umieściłoby grupę w jazzowym tyglu, ale z każdą płytą norweski oktet wydaje się być coraz bardziej oddalony od jazzowych struktur. Chociaż swobodę, jaką niosą w swoich kompozycjach, można powiązać  z jazzem. Brzmienie zespołu dodatkowo przemyca szereg zaskakujących niespodzianek stylistycznych, od postrocka i kosmicznej psychodelii, do współczesnej elektroniki i hip-hopu. Dziewiąty studyjny album Jaga Jazzist – Pyramid [2020] utrzymuje niezachwianą spójność projektu z całą dyskografią, przy jednoczesnych zmianach organizacyjnych – rozstaniu się...

Tajemnice fabryki glinianych fajek

Tradycyjna szkocka muzyka ludowa, wydaje się opuszczać kiczowatą strefę parodiowania pseudomilitarnych zlotów. Wielu zainteresowanych tematem z całą pewnością potwierdzi, że dość wąska scena szkockiego folkloru obejmująca dudziarzy, przez ostatnie dwie dekady uległa znacznym przeobrażeniom. W tym czasie wyłoniła się grupa muzyków, którzy całkowicie uniknęli konkurencji nie dlatego, że są słabi, ale dlatego, że oficjalna platforma konkursowa nie jest dla nich. Przykładem jest dudziarski mistrz z Glasgow  John Mulhearn , który łącząc polifoniczne brzmienie tradycyjnego instrumentu z elektroniką, w krótkim czasie stał się najbardziej innowacyjnym artystą Szkocji, co znalazło potwierdzenie na krótkiej liście w kategorii Album Roku podczas rozdania nagród MG Alba Scots Trad Music Awards 2017.  Album  John Mulhearn – The Pipe Factory [2020] został zarejestrowany w okolicy Calton w Glasgow, w dawnej częściowo opuszczonej fabryce glinianych fajek. Niektóre wnętrza tego wiktoria...

W poszukiwaniu ukojenia

Muzyka Mike'a Polizze'a  do niedawna wydawała się tajemnicą. Twórczość filadelfijskiego gitarzysty, wokalisty i tekściarza przepuszczona przez magiel lokalnych formacji Purling Hiss i Birds of Maya , testowała granice rockowych fascynacji często rozpadających się w chaos, zanim słuchacze zdołali podchwycić istotę całego zamieszania. Przez ostatnią dekadę Polizze stopniowo oczyszczał swoje brzmienie, wyostrzał pisanie piosenek, ale nadal zachowywał dystans w mglistych melodiach, które rosły i opadały jak znaki zapytania. Album Mike Polizze – Long Lost Solace Find [2020] odważnie wychodzi zza ściany gitarowych przesterów. Z czynną pomocą wieloletniego przyjaciela i znanego muzyka Kurta Vile’a, a nagrany przez doświadczonego inżyniera War on Drugs, Jeffa Zeiglera, solowy debiut rockowego twórcy zgrabnie przełącza się w folkowy tryb – słoneczny, wakacyjny i zupełnie niezobowiązujący.  Dzięki niezawodnej intuicji Kurta Vile’a piosenki Polizze nabierają akustycznej lekkości, są p...

Nieodgadniona Helen

Charakterystyczna okładka debiutanckiej EP-ki Helen Ballentine  ukrywającej się pod nazwą i jednocześnie tytułem Skullcrusher [2020], mylnie prowadzi słuchaczy do metalowych skojarzeń, co jest niezbyt fortunne, zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z debiutem. Może to zaplanowane działanie lub ironia losu, ale ta płyta nie wydaje się być przepełniona drwiną. Może więc Helen jest księżycowym lunatykiem, który pała agresją kiedy tylko spróbujemy ją odwieść od niejasnych zamiarów? A może po prostu słowo "Skullcrusher", fajnie brzmi w kontekście atmosfery wykreowanej przez artystkę – bo to, co może spodobać się na tej płycie, to jak gładko znosi własną melancholię. Kiedy Helen Ballentine na stałe rezydująca w Los Angeles w kwietniu wypuściła swój pierwszy singiel Places / Plans , niewiele o niej wiedziano. Piosenka wydawała się cicha, ujmująca, delikatnie szeptana. Odpowiednio wzmocniona intrygującym teledyskiem nawiązującym do psychodelicznych animacji lat 70, pozostawiła niedosyt...