W świecie ambientowych form bardzo łatwo zagubić się w tle lub popaść w stylistyczną powtarzalność. Jonny Nash – holenderski gitarzysta i kompozytor od lat zdaje się poruszać na osobnej orbicie – z dala od hałasu i wyśrubowanych oczekiwań. Jego najnowszy album Once Was Ours Forever [2025] wydany nakładem własnej wytwórni, nie stara się niczego udowadniać. Jest zbudowany ze światła rzeczy kiedyś bliskich. Nie dąży do efektu – zmierza ku prawdzie drobnych gestów. Działa jak schronienie lub cichy akt miłości. Nash nigdy nie wpisał się w dominującą narrację ambientu owładniętego zaawansowaną elektroniką. Począwszy od występu na Biennale Sztuki w Wenecji w 2017 roku, było jasne, że jego dźwiękowa wrażliwość przemawia innym językiem. Zamiast laboratoryjnej perfekcji i cyfrowego chłodu, muzyk instynktownie wybierał brzmienia rozmyte, analogowe, pełne znaczeń i powietrza, przez które przenika światło dawnych chwil. Once Was Ours Forever kontynuuje tę ścieżkę z niespotykaną konsekwencją. T...
o muzyce z kulturą